Witaj
Gość

Wątek: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]  (Przeczytany 23162 razy)

  • ********
  • Wiadomości: 3324

  • Pochwał: 14

  • Spam Slayer
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #75 dnia: Kwiecień 17, 2009, 04:42:15 pm »
Wprowadzenie
-Dolina śmierci - rzekł starzec – Tam wszystko się zaczęło…
-Ale dlaczego? Dlaczego ich nie powstrzymali? – zapytał Endriarel, młody uczeń.
-Widzisz..król Elethonu Sathrond zakazał szukania odpowiedzi, był pewny że to co się stało, miało powiązanie z kręgiem ognia.
-Krąg ognia? To ci sami co którzy zamordowali księcia Caane’a?
-To ci sami? – spytał już po raz drugi Endriarel, a przez jego ciało przeszły dreszcze.
Słońce kuliło się ku zachodowi. Wiatr coraz bardziej się nasilał, liście zaczęły szeleścić. W lesie w którym stała ich chatka, zapanował mrok. Nagle Aesdil upadł na ziemię, a jego pierś została przebita strzałą.
-Starcze.. – powiedział szeptem uczeń, a w jego głosie było słychać strach. Odwrócił wzrok w prawo i ujrzał dwóch orków.
Jeden ubrany był w ciężko zbroję, na plecach nosił miecz, który z zgrzytem ściągnął i trzymając go oburącz, zaczął biec w stronę chłopca. Łucznik zaś ubrany był w skórzaną szatę, i zakładając zatrutą strzałę na cięciwę, wyczuł czarną magie. Przed Endriarelem zabłysło białe światło, gdy znikło znalazł się w ciemnej komnacie.
- C-co się sta-ł-ł-o?- wyjąkał ze strachu młody Aretańczyk - G-dzi-e j-ja j-jes-ste-m?
Pomieszczenie było nieduże, na środku stał stary, zniszczony stół, a blat był zakurzony. Uczeń podszedł bliżej i ujrzał otwartą księgę, na którą padało światło księżyca. Obok leżało złamane pióro z wylanym kałamarzem. W księdze było napisane  mało czytelnym pismem to oni.. strzeżcie się.. przynajmniej tyle doczytał się chłopiec. Pewnie ktoś uciekał i stąd to rozmazane pismo, ale przed kim? – zastanawiał się Endriarel i ta myśl nie dawała mu spokoju. Drzwi znajdowały się tuż za stołem. Były zrobione z prastarego  drewna z elfickimi wykończeniami. Nic innego nie znajdowało się w komnacie z czego uczeń się zdziwił, nie stało tam nawet krzesło. Jedynie wisiał dziurawy dywan na ścianie. Nagle zaczęło bić od niego zielone światło. To coś mogło oznaczać?

//Niezbyt mi wyszło:/

Gdzieś już tu widziałem... Anyway, keep writing.

And the odd crowd packed all around
Is listening still
Nobly
Subtly

http://dragcave.net/user/Nathel


  • ********
  • Wiadomości: 3324

  • Pochwał: 14

  • Spam Slayer
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #76 dnia: Maj 08, 2009, 02:43:06 pm »
„Prologus”



Niegdyś bogato zdobione kolumny połyskiwały tajemniczo w świetle pełni księżyca. Budynek stał samotnie na niewielkim wzgórzu tuż przy krawędzi lasu. Kilka metrów pustej przestrzeni wcale nie odstraszało żyjących w nim stworzeń. Przeciwnie często podchodziły pod same okna warcząc głucho i zabijając wszystko  co znajdowało się poza budynkiem. Przez brak sprzyjających warunków do życia właściciel wyniósł się a sam budynek zmarniał. Ograbiony z wszelkich dóbr materialnych służył złodziejom za lokum. Na straży stały podlotki pragnący udowodnić wodzowi swoją wartość co doprowadziłoby do powiększenia ich zysków. Stojący na straży przy tylnich drzwiach chłopak nie zwracał uwagi na przemykającego się po dachu intruza. Bardziej zaabsorbowany był zalecaniem się do towarzyszącej mu dziewczyny. Oboje zastanawiali się czy ktoś przyjdzie sprawdzić jak wypełniają obowiązki czy też mogą w spokoju poddać się narastającemu pożądaniu. Istota siedząca na dachu uważnie przyglądała się tej dwójce po czym skierowała się w stronę frontu budynku. Nikt usłyszał zbliżającego się warczenia ,które dobiegało od strony lasu...
    Frontowe drzwi były strzeżone przez dwóch ludzi. Szare tuniki narzucone na kolczugi odcinały się na tle ścian, jednak doskonale pasowały do czarnych tarcz trzymanych w rękach. Przybysz kucający nad brzegiem dachu dostrzegł także dzwonek znajdujący się w zasięgu ręki stróża. Rozglądając się za lepszą drogą prowadzącą do środka dostrzegł otwarte na oścież okno na piętrze. Najciszej jak mógł wśliznął się do środka. Gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności panującej w środku pomieszczenia pożałował swojej decyzji. Znalazł się w pokoju razem z szóstką śpiących ludzi. Ostrożnie stawiając kroki przesuwał się powoli w stronę drzwi. Gdy już trzymał dłoń na klamce rozległ się krzyk dochodzący gdzieś z tyłu budynku. Wiedząc co będzie dalej intruz obrócił się twarzą do wnętrza pokoju. Zgodnie z przewidywaniami śpiący byli w pełni bojowej gotowości aby rozerwać go na strzępy. Wzdychając sięgnął po nóż...
   Chłopak dysząc ciężko opadł na koc obok swojej partnerki. Uśmiechając się szelmowsko pomyślał o minach kompanów gdy dowiedzą się, że udało mu się zaliczyć tę panienkę. Jego kopczyk złota powiększy się o działki kolegów, w końcu zakład to zakład. Dziewczyna jednak nie miała dość, i powoli wsunęła się na jego biodra. Widząc jego zdumione spojrzenie roześmiała się perliście, co było ostatnią rzeczą jaką zrobiła w życiu. Ogromne czarne łapy uchwyciły ją w talii rozrywając na dwie części jak lalkę z ciasta. Chłopak zszokowany i oblany krwią niedawnej ukochanej zaczął czołgać się w stronę domu nie spoglądając nawet na mordercę. Gdy poczuł chwyt na nodze wydał najgłośniejszy krzyk jaki potrafił gdy jeszcze jego głowa była złączona z ciałem...
   Intruz stał samotnie w pokoju, nie licząc sześciu ciał. Wzdychając wytarł o jedno z nich nóż i z sykiem roztarł rozcięcie na ręku. Popatrzył na drzwi, do których teraz był przygwożdżony mieczem trup. Pokręcił głową wyciągając broń. Ciało z głuchym stukiem upadło na drewno. Na korytarzu prowadzącym do schodów i drugiej kwatery nie było żadnych świateł. Głuche wycie zabrzmiało w okolicach tylnich drzwi. Intruz słysząc ludzi w drugiej kwaterze schronił się z powrotem w pokoju, z którego dopiero wyszedł. Gdy ucichł harmider powoli podszedł do schodów. U ich stóp znajdowała się duża sala będąca niegdyś jadalnią. W ścianie stojącej naprzeciwko schodów znajdowały się drzwi prowadzące na tyły domu. Krótkie oględziny przekonały przybysza, że Coś co jest bardzo ale to bardzo silne tędy przeszło. Ślady w postaci rozszarpanych ciał prowadziły w stronę głównych drzwi skąd dobiegały teraz krzyki. Intruz wykorzystując zamieszanie podbiegł do stołu, na którym leżały kosztowności. Jednym ruchem zgarnął wszystkie do podstawionej sakwy, która zniknęła za pasem. Niewielki płomyk pełgający w kominku tworzył przerażające cienie na ścianach. Los chciał, że jeden z największych był prawdziwy i dawał znaki życia poprzez głuche warczenie. Czerwone jak żar oczy wpijały się w przybysza. Stwór rzucił się na złodzieja próbując dosięgnąć jego gardła kłami. Wykorzystując jego impet przybysz przerzucił go na ścianę, która nie wytrzymała ciężaru i pękła z hukiem. Światło księżyca padało teraz na sylwetkę złodzieja ukazując szczegóły. Czarna tunika luźno zwisająca z ramion dobrze ukrywała kształt sylwetki. Buty z miękkimi podeszwami wygłuszały kroki. Czarna chusta mająca ukryć twarz istoty leżała u jej stóp zerwana pędem powietrza. Szare oczy bystro obserwowały stwora. Blizny odcinały się na tle ciemnej skóry. Białe, krótko obcięte włosy poznaczone były kropelkami krwi. Srebrny pokryty runami nóż czekał w gotowości aby przeszyć ciało potwora. Światło księżyca ukazało także szczegóły budowy przeciwnika. Pysk podobny do wilczego i czarna jak noc sierść poznaczona białymi pasami sprawiły, że złodziejowi ciarki przeszły po plecach. Miał przed sobą młodego Wyjca , który jeszcze nie posiadł zdolności do wydawania paraliżującego wycia. Stwór ryknął i ruszył do ataku. Przybysz podrzucił nóż, łapiąc za jego ostrze. Po wycelowaniu posłał go jak pocisk w klatkę piersiową Wyjca. Srebrne ostrze przeszło przez kość jak przez masło i utkwiło w sercu. Potwór niesiony rozpędem upadł na brzuch wbijając ostrze jeszcze głębiej. Złodziej podszedł bliżej i butem upewnił się, że Wyjec już mu nie zagraża. Nie było sensu w odwracaniu truchła, bo broń już została spopielona przez krew stwora. Zabrawszy swoją chustę złodziej skierował się ku miastu majaczącemu w oddali...


Od autora: Coś nowego nad czym myślałem od dłuższego czasu... trochę się rożni od oryginalnej formy w jakiej miało zostać sprezentowane, mam nadzieje ze się spodoba bo czy chcecie czy nie będzie ciąg dalszy ;) (chociaż mam nadzieje ze się spodoba :D)

Świetne! Chcę więcej! :P

And the odd crowd packed all around
Is listening still
Nobly
Subtly

http://dragcave.net/user/Nathel


  • Wiadomości: 300

  • Pochwał: 1

  • Son of Sam :P
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #77 dnia: Maj 09, 2009, 10:14:32 am »
Witam. To moze i ja zamieszcze tu moje skromne opowiadanko a raczej jak na razie jego zalazek.
klimat l2 ale sa tez rozne pomysly z mej glowy,ale bedzie to nawiazanie w sporej czesci do swiata i lokacji l2.

Ogolnie mam zamair napisac cos wiekszego i nazywac sie to bedzie:
 Krwawy Szlak.
Bohaterow wam nei podam gdyz poznacie ich czytajac.
Jak na razie Prolog. Jutro bedzie cos wiecej. Milego czytania:
===============================================
Prolog

   Nazywają mnie Orientus, sam zresztą nie wiem czemu. Słyszałem od znajomych bardów i kupców, że ma to związek z legendą, która opowiada o istocie która przybyła ze wschodnich krańców świata. Z krain nieznanych dotychczas ludziom. Tak, żyję wśród ludzi, ale sam nie mogę nazwać się człowiekiem. Uczeni magowie królewscy mówią, że jestem zbyt silny i  zanadto zwinny jak na człowieka. Do tego potrafię wzbudzić u ich dziewek zainteresowanie patrząc im jedynie w oczy… Jest to dar, ale też utrapienie.
Mimo, że się nie mogę od nich odpędzić to nie czuję się z żadną szczęśliwy. Są za proste i jest zbyt łatwo. Mężczyźni zaś nie traktują mnie jak jednego z nich. Mimo swego młodego wieku potrafię pokonać nawet najroślejszego z nich. Wystarczy mi lekki pancerz i sztylet, a wchodząc w cień ukazuje swą prawdziwą naturę. Napawam się wtedy nienawiścią i chęcią mordu, mimo że są to ustawiane walki w piwnicy gospody. Przez to, że nikt nie daje mi rady jestem odrzucany. Boją się mnie, ale także podziwiają…
Niestety me zdolności nie są w pełni rozwinięte. Marnuje się wśród nich.
Jak już wspomniałem, trafiłem do wioski Einshade jak byłem jeszcze niemowlęciem. Opowiadano mi, że nad wioską przeleciał wielki ptak przypominający po części lwa. Zaopiekował się mną miejscowy kleryk Asteh, mający powiązania z królem Gludio. Asteh przekazywał mi przez całe me dzieciństwo wiedzę, którą sam posiadał. Uczyłem się walki ciężkim mieczem w ciężkiej zbroi, trzymając w lewym ręku tarcze, a w prawym narzędzie mordu. Niekiedy ćwiczyłem buławą bądź zakładałem specjalne piąstki na dłonie zwane Diabolicznymi Fistami, jednakże nie przypadły mi one do gustu. Tak naprawdę wykorzystywałem w pełni swój potencjał będąc ubrany w lekki pancerz, skórzane rękawice, nagolenniki i naramienniki. Do tego świetnie wywijałem sztyletem i znakomicie strzelałem z łuku. Ten sprzęt stał się moim wyposażeniem, które zawsze staram się mieć przy sobie. Mój mistrzu nauczał mnie również zielarstwa, czyli jak powinien się bandażować na wypadek skaleczenia, czy co powinienem wziąć w wypadku otrucia. Jednakże jednego nie mógł mi wpoić – Zasad Magii. Wiem jedynie na czym polega, znam jej historie i największych czarodziei wszechczasów, ale nigdy nie potrafiłem rzucić zaklęcia czy stworzyć mikstury… Asteh nauczał mnie również o różnych rodzajach zwierząt. Niektóre o których mówił były bardzo miłe i pomocne, ale większość wzbudzała we mnie lęk i mdłości…Jednak zawsze uważałem, że to bzdura, gdyż nigdy nie widziałem takich kreatur, aż do dziś…
   Był piękny poranek. Zaraz po porannym posiłku poszedłem do miasta porozmawiać z ludźmi i poszukać jakiejś roboty. Dostałem w końcu zadanie od znajomego farmera Toma. Prosił mnie bym poszedł do Lasu Chaosu – zwano go tak przez różne niewyjaśnione historie, o których może kiedyś się dowiecie.
Miałem zabić 3 wilki i przynieść mu ich skórę. Nie pytałem o co. Wolę nie wiedzieć co robią moi zleceniodawcy z przedmiotami bądź zwierzętami, o które proszą… Jak to Asteh mawia: „niewiedza jest błogosławieństwem Spiczasty”.
Udałem się wraz z mym ekwipunkiem w głąb lasu. Moja ciemna karnacja, bardzo rzadko spotykana w tych stronach i zwinność pozwalały mi poruszać się nawet za dnia niezauważonym…Do tego gładka skóra bez jakiekolwiek owłosienia była odporna na wszelkie zadrapania drzew czy krzew. Po prostu prześlizgiwałem się przez krzaki, paprocie, drzewa czy łąki. Oczy bystre niczym sokół, siła niedźwiedzia i spryt lisa to moje trzy najważniejsze cechy.
Podczas polowania odczuwałem pierwszy raz niepokój. Miałem przeczucie, że coś się wydarzy. Miałem już dwie skóry. Została mi ostatnia.
Szukałem jakiś czas wilka, aż w końcu ujrzałem go. Ten był najsprytniejszy. Nie mogłem podkraść się do niego, gdyż wyczuwał mą obecność. Nawet z mymi zdolnościami nie mogłem go ani trafić z łuku ani dogonić. Czułem ciekawość jak i zażenowanie i znużenie. Jednak goniłem go. W pewnym momencie niezwykłe zwierze zatrzymało się. Byłem po drugiej stronie lasu. Drzewa tu były stare i wypalone, jakby po pobojowisku czy wybuchu magicznym, o którym wspominał mi Asteh.
W momencie gdy był to koniec pościgu poczułem niechęć do zabijania tego wilka. Spojrzał on na mnie i poczułem falę gorąca przepływającą me ciało.
Miał czerwone oczy, a jego sierść w blasku pierwszych promieni księżyca stawała się złoto niebieska. Stałem tak patrząc na niego przez dobrych, parę chwil.
I wtedy stało się to co przeczuwałem… Otoczyła nas niebieska poświata, niczym klatka. Nie mogłem się z niej uwolnić, a wilk zaczął przemieniać się w jakąś postać. Trwało to zaledwie parę sekund i ujrzałem przed sobą zakapturzoną, brodatą postać o ciemnej karnacji podobnej do mnie. Gdy go zobaczyłem byłem w szoku. Zobaczyłem jak na jego wyciągniętych na boki dłoniach pojawiają się niebieskie płomienie szalejące jak huragan.
Spanikowałem i zaatakowałem go. On jednak był szybszy. Rzucił tylko zaklęcie:
 - SakUriin i poczułem jak wietrzny ogień z jego dłoni uderza we mnie.
Padłem na ziemie nieprzytomny i obudziłem się gdzieś w jaskini, zakneblowany, oślepiony i spętany. Usłyszałem tylko gdy nieznany starzec rzekł do mnie z dziwnym akcentem:
 - Poznając imię moje rozpoczynasz dramat, a może i przygodę swego życia. Zwą mnie Tetriach… Władca Wiatru i Snu…
Śpij…



Hmm... jako ze jest rano i jeszcze jestem śpiący... powiem prosto z mostu nie rozwodząc się nad przenośniami...

plusy:

-język
-zakończenie
-brak męczenia czytelnika opisami na 3/4 kartki... (nie żebym miał coś przeciw dobrym opisom ale nie takim na pół opowiadania...)

minusy:

-powtórzenia
-literówki
-chaotyczność historii
-opisy treningu(lewa ręka tarcza prawa narzędzie mordu? hmm... jak dla mnie wystarczyła by wzmianka walka z tarcza...)
-póki co brak chęci do poznania dalszej historii... (która i tak przeczytam jak się ukarze :)) jednak póki co nie czuje tego klimatu)

to chyba będzie wszystko... anyway pisz dalej i nie bój się krytyki... bo najlepsza jest jak ktoś opieprza z góry na dół... jednak te błędy, które ci wytknąłem są do naprawienia i będzie gites :))

ocena 7/10 od recenzenta :P
W oczekiwaniu na przyszłość :)

http://antilus.mybrute.com


  • Wiadomości: 205

  • Pochwał: -1

  • Proud member of Vagabonds clan
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #78 dnia: Maj 09, 2009, 10:27:26 am »
Chaotycznosc i opis trening to zamysl specjalny. Chaotycznosc dlatego ze bedzie to historia wielowatkowa,nie opierajaca sie tylko na glownym bohaterze,a trening i jego opis byl po to by poznac sposob walki i jego cechy jako istoty. praworecznosc i styl.
Pisalem to o 1 w nocy wiec pare powtorzen juz teraz sam wylapalem.
Jak bedzie pare rozdzialow do przodu lub koniec tomu 1 to mam zamiar zrobic korekte wszystkiego. :P
.


  • Wiadomości: 300

  • Pochwał: 1

  • Son of Sam :P
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #79 dnia: Maj 09, 2009, 12:27:23 pm »
w takim razie ze zniecierpliwieniem czekam na następne części :)
W oczekiwaniu na przyszłość :)

http://antilus.mybrute.com


  • Wiadomości: 205

  • Pochwał: -1

  • Proud member of Vagabonds clan
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #80 dnia: Maj 10, 2009, 12:32:59 am »
Jest i rozdział 1. Zapraszam do komentowania po preczytaniu Prologu + Rozdziału 1:)
.


  • Wiadomości: 300

  • Pochwał: 1

  • Son of Sam :P
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #81 dnia: Maj 10, 2009, 09:06:27 am »
Rozdział 1
Transformacja

   Bum…
Do uszu Orientusa dobiegł pierwszy dźwięk. Jednak nie był on w pełni wyraźny i jedynie dzwonił mu w uszach. Nadal spał, ale powoli zaczynał się rozbudzać z magicznej śpiączki.

  Bum…
Słyszał coraz wyraźniej. Siła dźwięku zaczęła narastać.

   Bum, Trach…..
Rozbudził się. Oczy miał nadal zamknięte. Zaczął rozpoznawać dźwięki. W głowie brzęczał mu dźwięk buchającej pochodni i dzwonu.
   
   Bum…
Jego ciało odzyskało czucie. Na twarzy poczuł zeschniętą maź. Pierwszy raz w życiu miał na ciele swą krew. Zaczęła przechodzić go fala gorącą, jakby jakaś niezwykła energia przepływała jego ciało i wnętrze.

   BUM…
Serce zaczęło mu kołatać. Miłe uczucie ciepła i mrowienia przerodziło się w przeszywający ból.

  BUUM…
Głowa bolała go tak, jakby miała zaraz pęknąć, a ciało rozerwać się na strzępy. W umyśle prócz uporczywego dźwięku zaczął słyszeć głosy. Otaczały go ze wszystkich stron. Mówili w różnych językach. Wiedział, że są podekscytowani, oczekują na coś. On też tego chciał, mimo wszechogarniającego bólu.

  BUUUM….
Zaczął rozumieć co mówią. Zmysły jego zaczęły się wyostrzać. Czuł jak dojrzewa, niczym kwiat, który zakwita na wiosnę. Rosła w nim siła i chęć do życia. Niestety, wraz z tym dojrzewała też jego mroczna natura.
Ciało miał spięte, gotowe do ataku. Mięśnie niezwykle duże, jak nigdy. Napawała go chęć walki. Chciał zabijać i odczuwać ból. Niezależnie czy swój czy zadając go komuś.
Nienawiść i zło atakujące jego dobrą stronę… Były silniejsze, władcze, nieokiełznane i przez to niepokonane. On też się taki stawał.
Niezłomny i nie czuły.



  BUUUM….
Przebudził się na dobre. Otworzył powieki, ale jedynymi rzeczami jakie widział były cienie i kontury. Czuł jednak zapachy i dźwięki tak wyraźnie, że potrafił określić jak wygląda każdy naokoło niego.
Nazwałby się ślepcem i kaleką, ale zrozumiał że jest to dar. Teraz chciał poznać istoty, które go tym obdarzyły.

   BUUUUM…
Nie czuł już bólu. Usiadł na lodowatym kamieniu, na którym siedział.
Na sali zapanowała martwa cisza….
Po chwili usłyszał ten sam głos co kiedyś. To ten starzec mówił do niego, ale słów tych nie rozumiał. Pewnie było to ich pradawne zaklęcie.
Nagle rzekł do Orientusa:
 
   - Witam Cię Bracie Shillen. Od teraz jesteś w pełni członkiem naszego klanu. Nie pytaj. Po prostu słuchaj.

Chłopak przytaknął głową i zwrócił swe zaślepiony oczy w stronę nowego mistrza. Istoty, której w moment stał się posłuszny, ale też znienawidzonej.
 Teoriach kontynuował:

   - Zwą nas ludem Mrocznych Elfów. Jesteśmy odłamem rodu Białych czy inaczej zwanych Gwiaździstych Elfów. One nienawidzą nas, my ich. Ród nasz nazywa się Shillen, od mrocznej bogini, która wlewa w nas każdego dnia moc i siłę. Tak, tą samą która przez Ciebie przepływa.
Ty należysz do naszego plemienia. Nie jesteś człowiekiem, ani mrocznym elfem. Masz zdolności godne naszych najlepszych wojowników, zwanych Cichymi Sztyletami, bądź Księżycowo Krwiści.
Znajdujesz się właśnie w królewskim pałacu. W komnacie przeznaczonej dla księcia.
Położyliśmy Cię tu, ponieważ to Ty nim jesteś, ale zacznijmy od początku.
Kilkanaście lat temu Gwiaździści włamali się do naszego miasta. Zabili strażników, najlepszych z gwardii królewskiej. Jedynie trójka najsilniejszych przeżyła. Zabili oni Twoją matkę, która broniła Ciebie do ostatniej krwi. Naszej niebieskiej krwi…
Porwali Cię i uciekli na swych gryfach. Nasze oddziały ruszyły w pogoń na chimerach. Mieliśmy przewagę liczebną, a tamci rozdzielili się. Dopadliśmy każdego z nich po długim pościgu, ale przy żadnym z nich Cię nie było.
Wiedzieliśmy tylko przelatywałeś nad wieloma wioskami. W końcu nasi mediatorzy nawiązali kontakt z Twym umysłem. Na pograniczu wioski rozstawiliśmy straże, które miały na celu chronić Cię przed intruzami i gdy nadejdzie czas zabrać Cię stamtąd.
Pewnego dnia otrzymałem wiadomość, że wszyscy strażnicy zostali zabici, a nasi asasyni poinformowali mnie o dużej ilości wojsk białych elfów obozujących w pobliżu ludzkich wiosek.
Natychmiast tam wyruszyłem pod postacią wilka. Jednak wrodzy magowie wyczuli mą obecność. Rozpętałem z nimi walkę w umysłach. Na moje szczęście jestem wystarczająco silny by uśmiercić ich dziesięciu. Tak też przedarłem się przez ich straże. Odnalazłem Cię i sprowadziłem siła.
Użyłem siły byś nie narobił krzyku. Zresztą tą ludzką bronią nic byś mi nie zrobił. Potrzebujesz treningu, wyposażenia i jedzenia godnego mrocznego elfa…
Teraz mów.
   
    Orientus długo myślał nad tym co usłyszał. W końcu zadał bardzo dla siebie ważne dwa pytania.

   - Kim był bądź kim jest mój ojciec? Po co mnie tu sprowadziliście?

Niespodziewanie z tłumu odezwał się inny głos. Był wysoki, kobiecy. Nieśmiały, ale stanowczy. Wzbudzający lęk, jak i zaciekawienie. Przemawiała melodyjnie, tak że Exerientus, jak go nazwano w mowie mrocznych elfów, nie mógł przestać słuchać tego głosu.

   - Nie ważne kim jest Twój Ojciec! Ważne jest teraz to, że Ty jesteś tu cały i zdrowy Panie! Sprowadziliśmy Cię tu wbrew zgody rady. Potrzebujemy Cię gdyż nadchodzi wojna, wojna o której mówi całe nasze królestwo. Tylko w Tobie…

   - MILCZ KORINTHIS!!! NIKT NIE ZEZWOLIŁ CI NA TO BYŚ MU PRZEKAZAŁA TĄ INFORMACJĘ….!!!
   
   Przerwał jej Teoriach. Po chwili jednak dodał:
   
   - Jesteś zbyt młoda by tak angażować się w decyzje starszyzny. Zamilcz, a będziesz świetną wojowniczką. Lepszą niż jesteś teraz, gdyż brak Ci taktu i cierpliwości. Teraz się nie odzywaj.

Przestraszona Korinthis okazała respekt Teoriusowi i przeprosiła za swój wybryk. Ten zaś po ostrej wymianie zdań kontynuował.
 
   - Exe, tak Cię będą nazywać członkowie rady wraz ze mną. Odpowiem Ci na Twe pytania gdy odpoczniesz. Dziś dzień Twe zdolności rozwinęły się bardzo szybko, gdyż użyliśmy przy Twej transformacji Prastarej Magii.
Teraz czas byś się położył, a jutro przejdziesz próby, które ocenią Twe zdolności młody Asasynie, zwany Cichym Sztyletem.
Tex pokaże Ci Twoją komnatę. Jutro znajdziesz w niej rzeczy potrzebne na dzień, a także jedzenie, które da Ci o wiele więcej energii niż ludzkie.
A teraz rozejść się wszyscy. Ty śpij długo i smacznie.
TEKALAVAR!

   Po tych słowach komnata opustoszała. Wszyscy zniknęli. Został tylko on wraz z Texem, jego przewodnikiem.
Zaprowadził go do jego sypialni, i w momencie gdy Orientus usiadł na łóżku natychmiast padł i zasnąl…To był ciężki dzień, ale czuł że jest w stanie robić rzeczy, o których mu się nie śniło.
   Nadchodziła nowa era, era wojny…


<ziewa> Znowu będę komentował o poranku gdy jeszcze mi się mozg do końca nie obudził ;p Opowiadanie dobre, spełniło pokładane w nim prze zemnie nadzieje jednak w beczce miodu zawsze znajduje się łyżka piołunu... gryzą mnie trochę literówki,inwersje składniowe, i dziwaczny sposób omówienia tego co się z nim stało przez "starszyznę" a najbardziej odepchnął mnie koniec, mianowicie wyrwanie się tej młodej i kara od starszego?... hmm jak dla mnie mogłeś wymyślić coś lepszego... bo kreujesz tą dziewczynę/kobietę na porywczą więc powinna mieć już na koncie jakieś wyrywki albo coś... nie wystarczy dać po łapach :P (no dobra możne starczy czasem ;p)


No wiec... pewnie się zastanawiasz jaka będzie ocena... Jeszcze sekundkę mi to zajmie :P... Z jednej strony opowiadanie mnie wciągnęło i widać jakiś zarys fabuły, która prze do przodu... jednak opis przeszłości Exe alias Orientusa (pogoń za gryfami itp.) była dla mnie po prostu kiepska... nie żebym się czepiał ale jeśli trochę czasu da ci możliwość rozwinięcia opowiadania to może warto poczekać te parę dni :) przemyśleć w spokoju postukać w klawiaturę :P... niektórym to pomaga...

Anyway bez przeciągania...

Ocena recenzenta -8/10
W oczekiwaniu na przyszłość :)

http://antilus.mybrute.com


  • Wiadomości: 205

  • Pochwał: -1

  • Proud member of Vagabonds clan
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #82 dnia: Maj 10, 2009, 10:09:22 am »
Wiesz ta mloda wyrwala sie i nie bede omawiac w pierwszym rozdziale tego kim jest:) Dowiesz sie pozniej... Wazne jest to ze Orientus zwrocil na nia swa uwage.. Chodzi o to by czytelnik domyslal sie co bedzie,tworzyl swoje rozwiniecie,a potem zobaczyl jak to bedzie w nastepnych rozdzialach :)

Starszyzna a raczej Teoriach ktory jest przeciwnikiem tak na prawdy rady i pewnym odlamem opowiada Orientusowi w dosyc skrocony sposob to co sie dzialo przez te lata.
Moglem opisac dokladnie pogon za gryfami i walke chimer z nimi w powietrzu,ale stwierdzilem ze jeszcze na to nie pora. Specjalnie wole pozostawic niedosyt u czytelnika po to by ten czekal na nastepne czesci i wyjasnienia.
To samo kleryk ktory nim sie opiekowal. Jego historie tez wyjasnie i to co sie z nim dzieje:) Nastepny rozdzial bedzie skladal sie z dwoch czlonow i bedzie dluzszy. W wordzie moze nawet na 8 stron policzyc:)

Wskaz mi literowki i inwersje skladniowe:)

Btw BUM bylo czyms kiczowatym wg mnie,ale nie mialem nic innego co zastapi dzwiek dzwonu a opisywac tego nie chcialem. Wystarczylo raz :)
 Ogolnie w tym rozdziale chodzi na poczatku o to by wzbudzic napiecie w czytelniku, kazde uderzenie okazuje cos nowego. Potem zas chcialem pokrotce wyjasnic o co chodzi :)
Za pare rozdzialow powiem wam ze bedzie smiechowy epizod z krasnaludami:P ale to w przyszlosci :)
Licze tez na to ze inni przeczytaja i sie wypowiedza na temat prologu i rozdzialu 1.
Pozdrawiam
Proteus
.


  • ********
  • Wiadomości: 3324

  • Pochwał: 14

  • Spam Slayer
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #83 dnia: Sierpień 03, 2009, 08:17:46 pm »
Jej, Antillus zaraz mnie zje, jeśli nie napiszę tej recenzji...

   Miasto znajdujące się na wzgórzu było otoczone kamiennym murem. Znajdując się na skrzyżowaniu szlaków handlowych obfitowało w różne kultury i rasy. Głośne wycie dziesiątek Wyjców szukających pomsty na zabójcy ich brata nie było słyszane w zgiełku nocnego miasta. Pieśni i krzyki pijanych bohaterów i żołnierzy zagłuszały wszystko włącznie z biciem dzwonu wzywającego do walki. Podobne do wilków stworzenia bez trudu wspięły się po murach i rozpoczęły rzeź…
   Wysoka trawa poruszała się lekko w porywach wiatru. Księżyc lśnił w pełni wydłużając cienie drzew oraz przemykający szybko cień złodzieja. Łąka otoczona lasem była niczym tarcza do której strzelają łucznicy. Z każdej strony mógł nadejść atak w postaci wilka lub czegoś co ma dłuższe zęby i szpony. Nawet buty z miękkimi podeszwami wydawały tu dźwięki podobne do stąpającego ogra. Nagłe wyciszenie otoczenia zaintrygowało złodzieja. Przystanął nasłu-_-'ąc nadchodzącego zagrożenia. Cisza świdrowała umysł przybysza napawając  go strachem. Od strony drzew zaczęły go dobiegać szepty w nieznanym mu języku. Zerwał się wiatr, w którym czuć było magię. Złodziej wyciągnął sztylet stając w pozycji obronnej. Miał wrażenie, że księżyc się przybliża coraz mocniej oświetlając  łąkę. Nagle wiatr uderzył w niego i posłał go w kierunku w którym podróżował. Przybysz uderzył o drzewo upuszczając sztylet. Siła podmuchu nie słabła i wciskała go w pień. Usłyszał odgłos pękającego drewna, które nie wytrzymało natężenia powietrza i  jego ciała.  Wiatr posłał go w następną roślinę. Ból towarzyszący głuchemu uderzeniu odebrał mu świadomość…
Złodziej ocknął się w grocie. Jego rzeczy leżały tuż obok palącego się ogniska. Stłuczone kości dawały o sobie znać pulsującym bólem. Mimo braku więzów czuł się jak opleciony kokonem lin. Przy ognisku obok jego rzeczy był  jeszcze ktoś. Potężne mięśnie rysowały się pod ubraniem wykonanym z skór Wyjców. Narzucony na głowę kaptur wykonany z głowy jednego z nich sprawiał wrażenie żywego. Czerwone oczy nadal płonęły w martwej skórze. Barbarzyńca (jak go nazwał w myślach Przybysz) miał oczy wypełnione ogniem jaki płonął u jego stóp. Widząc, że jego więzień się ocknął uśmiechnął się ukazując kły, które niewątpliwie były częścią jego uzębienia.
   -Widzę, że nasz mały szczurek się ocknął. Możesz przestać nazywać mnie barbarzyńcą. I tak czytam w twoich myślach jak w otwartej książce. Myślę, że nie zdajesz sobie sprawy z tego jakie konsekwencje poniosą mieszkańcy tego miasta przez twoją głupotę. Jednak ciebie to nie czeka. Skoro tak bardzo się domagasz podam ci swoje imię. Jestem Dantalus Księżycowy Podmuch, mag V kręgu Vantorii. Po braku zmiany twojego sposobu myślenia widzę, że jesteś niedoinformowany w sprawach z wyższej półki niż zabijanie i okradanie. Jestem jednym z najpotężniejszych magów Vantorii czyli Synów Księżyca. Moje słowo i wyrok ma moc równą boskiej. Za skazanie na śmierć całego miasta skazuję cię na śmierć… Oczywiście masz prawo do obrony jako walki z katem. Przygotuj się na śmierć!
   Złodziej poczuł jak blokada jego ciała zostaje zwolniona. W tym samym momencie grota rozbłysła zielonym światłem emanującym z Dantalusa. Blask uwidocznił sylwetkę skazanego. Ciemna skóra kontrastowała z szarymi oczyma. Białe włosy nadal nosiły na sobie krew Wyjca. Długie uszy piętnowały rasę elfów od czasów stworzenia.  Ekwipunek Przybysza uderzył w swojego właściciela posyłając go pod ścianę. W rzeczach nie było sztyletu, który wypadł mu z ręki na polanie. Elf stał bezbronny w obliczu potęgi maga, który wysłał ku niemu strumień wiatru, który przyparł go do ściany rozcinając skórę i ubrania. Głęboka rana zadana niczym niewidzialnym mieczem pojawiła się na lewym policzku Przybysza. Dantalus cisnął nim o ścianę po drugiej stronie groty. Trzymał go wiatrem niczym ogromną dłonią, która powoli zaciskała się miażdżąc skazanego. Elf rozpaczliwie szukał jakiejkolwiek broni i dojrzał ją. U pasa maga wisiał sztylet. Jedynymi rzeczami, które czyniły zdobycie go właściwie niemożliwym była odległość między magiem a złodziejem oraz miażdżące mu ciało powietrze. Licząc na to, że Dantalus nadal czyta mu w myślach elf wyobraził sobie siebie klęczącego przed magiem i błagającego o litość dołączając do wizji emocje świadczące o najgłębszym bólu i zranieniu dumy. Wiatr po chwili zaczął słabnąć i nieść go w kierunku rechoczącego maga. Przeciwnik był tak pewien zwycięstwa, że zlekceważył Przybysza. Gdy niewidzialna dłoń upuściła go przed magiem elf klęcząc na ziemi skoczył w kierunku czarodzieja sięgając po jego broń… Dotykając jej końcami palców poczuł jak zostaje przybity do ściany uderzeniem wiatru. Dantalus roześmiał się drwiąco.
   -Naprawdę myślałeś, że dam się nabrać na tę tanią sztuczkę? Tego sztyletu mogę dotykać tylko JA! Jego moc jest tak wielka, że nawet dla mnie pozostaje nieuchwytna. Taki wyrzutek jak TY chciał położyć na nim swoje plugawe łapska?! Wyklęty przez własną rasę elf miał nadzieję na pokonanie kogoś takiego jak JA? Nie rozśmieszaj mnie… Czas umierać…
   Przybysz czuł jak powietrze zaciska się w niewidoczną pięść. Jego nadzieja prysła jak bańka mydlana. Rzucił okiem na sztylet, który miał być  jego wyzwoleniem. Nie zważając na sondującego jego umysł Dantalusa wyobraził sobie jak sztylet przebija swojego właściciela, jak jego krew spływa po rękojeści karmiąc ostrze. Zamykając oczy skupił się na tej myśli równocześnie wrzeszcząc z bólu miażdżonego ciała. Brakowało mu tchu jednak wizja zamiast rozmywać się stawała się coraz bardziej wyrazista. Moc trzymająca go w powietrzu zniknęła zaś jego krzyk zastąpił krzyk maga. Otwierając oczy elf dostrzegł sztylet sterczący z piersi Dantalusa. Pełen niedowierzania wrzask wypełniał grotę. Słaniając się na nogach elf podszedł do czarodzieja i chwytając za rękojeść sztyletu wbił go głębiej w ciało wroga. Dantalus upadł na plecy zraniony jednak ciągle żywy i obserwował swojego więźnia, który padł ofiarą starożytnej magii. W momencie złapania za rękojeść Przybysz poczuł jak dusza żyjąca w sztylecie budzi się i wbija pazury w jego wnętrze. Wyjąc z bólu upadł na kolana nie mogąc wypuścić z dłoni sztyletu. Czuł jak duch wchodzi w jego ducha rozdzierając go na pół. Jednocześnie sztylet zniknął z jego ręki. Elf wstał i spojrzał w oczy swojemu oprawcy. Dantalus zobaczył w jego oczach pogardę, oraz coś czego wcześniej tam nie było. Cień skrywający się za szarością. Przybysz podszedł do maga, i położył dłoń na ranie zadanej przez nóż. Mag poczuł jak umysł jego i elfa rozdziela magiczna ściana. Moc, którą był przepełniony zaczęła zanikać. Gdy spojrzał na swoją klatkę piersiową i zobaczył jak Przybysz wbija mu w nią swoją dłoń. Poczuł ból gdy przebiła serce a jego żywot zgasł. Magia płynąca w żyłach Dantalusa znalazła nowego pana…
   W świetle krwawego świtu złodziej ujrzał straszny widok. Z miasta zostały zgliszcza. Wyjce wśród wymordowanych przez siebie istot nie znalazły tego, który dźwigał na sobie znamię mordercy. Gdy Przybysz stanął w zawalonej bramie ulice były pokryte ciałami mężczyzn, kobiet i dzieci. Strażnik stojący przy dzwonie alarmowym był nabity na swoją dzidę , która była postawiona na sztorc niczym flaga. Elf wszedł do zniszczonej gospody. Spokojnym krokiem przeszedł przez salę, w której żołnierze jeszcze kilka godzin temu dzielnie stawiali opór przeważającemu już liczebnie wrogowi. Przybysz odszukawszy wśród trupów torbę podróżną spakował trochę jedzenia po czym wychodząc rzucił pochodnię na kontuar. Suche drewno w miejscach, które nie były pokryte krwią zajęło się ogniem...

Cóż, zacznę od zuych wad: straasznie mało dialogów, przez co dość żmudnie się czyta... W dodatku brakuje tutaj przecinków, a zdania typu...
Pełen niedowierzania wrzask wypełniał grotę.
...są trochę nie teges... W jaki sposób można niedowierzająco wrzasnąć?
Poza tym opowiadanie jest nawet fajne, fabuła raczej niezbyt rozwinięta (1. Wkroczenie na łąkę, 2. Walka z magiem, 3. Koniec), ale da się przeczytać...

And the odd crowd packed all around
Is listening still
Nobly
Subtly

http://dragcave.net/user/Nathel


  • Wiadomości: 244

  • Pochwał: 0

  • fuzzy lama
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #84 dnia: Sierpień 04, 2009, 09:25:00 pm »
Dobra, naciskany przez Lamę Pidżamę i Antilusa musiałem w końcu zrobić jakieś opowiadanie... No więc tym razem coś zupełnie nowego i nie ze świata Lajnejdża, bo w L2 nie grałem już baardzo dawno...


- Ale, tato! - Zwrócił się do hrabiego Crepusculum syn.
- Słucham? - Nie kryjąc zniecierpliwienia, hrabia z irytacją spojrzał na potomka.
- Żarówka... - Parafrazując słowa z ludzkiego kabaretu, młody Fernir uniósł tajemniczo brew i wskazał dyndający u sufitu żyrandol z elektrycznymi światełkami.
Ojciec załamał ręce.
- Proszę, przestań zachowywać się jak ta niewychowana hołota ludzka, która przedrzeźnia słabości naszej rasy. Widzę, że skecz przygotowany dla ludzi przez lorda Silentium spodobał się twoim rówieśnikom, ale mnie to już przestało bawić... Jeśli nie wiesz, czym się zająć, poćwicz proszę sztukę magii w pracowni. Tymczasem żegnaj, ja idę z twoją matką na łowy. - Po tych słowach starszy Crepusculum podszedł do okna, otworzył je i, w locie zmieniając się w nietoperza, dołączył do drugiego stworzenia, które od jakiegoś czasu siedziało na parapecie okna.
   Fernir westchnął. Od jakiegoś czasu faktycznie zaczął interesować się wynalazkami ludzi, szczególnie internetem, gdzie odnalazł nagranie* z ludzkiego występu pana rodu Silentium, i nie rozumiał, czemu to nie znajduje aprobaty u jego rodziców. Szczególnie po tym, jak przekonali się do wynalazków rasy ludzkiej - choćby elektryczności; wcześniej nie mogli przechowywać ich pożywienia w chłodzie tak po prostu, o każdej porze roku... Czasem nawet wraz z opakowaniem. Szczególnie intrygujący w tym wszystkim jest fakt, że ludzie, którzy żyją tak krótko, potrafią w trakcie tego żywota zrobić tyle rzeczy - w przeciwieństwie do bardziej długowiecznych ras, takich choćby jak krasnoludy, które potrafią spędzić wiek, zastanawiając się,  jakiego rodzaju kamień użyć pod fresk na ścianę swego domu... nie, nie domu - poprawił się w myślach młody Crepusculum - swego prymitywnego tunelu.
   Co jeszcze bardziej intrygujące, pomimo upływu lat ludzie wciąż nie mają pojęcia o istnieniu magicznych ras, a ci, co to pojęcie mają, uważają je za dziecinne bajki lub mity. A przecież wystarczy spojrzeć na ulicę, by zobaczyć sunącego nią elfa, wejść głębiej w las, by zobaczyć doły po zapadniętych najpłytszych tunelach krasnoludzkich czy otworzyć w nocy okno, by mieć potem dwie swędzące kropeczki na szyi... I pomyśleć, że oni posądzają o to komary.
Co prawda, to ostatnie zdarza się już dość rzadko. A w każdym razie rzadziej, niż choćby dwieście lat temu, zanim któryś z wampirów nie wpadł na świetny pomysł podsunięcia ludziom idei akcji krwiodawstwa; teraz nawet nie trzeba polować na ofiary, by wyżywić rodzinę - robi się to już głównie dla sportu.
Co do samych wampirów jeszcze... Fernir, właśnie dzięki internetowi, tak nielubianego przez jego ojca, obejrzał kilka dzieł ludzi o jego gatunku - uśmiał się niesamowicie, słysząc o możliwości wampira wyjścia na słońce czy braku potrzeby snu. Oczywiście, nie spał już od przeszło stu pięćdziesięciu lat w trumnie - zwykłe łóżka są o niebo wygodniejsze, ale wychodzenie na dwór, gdy nie zapadła jeszcze noc? Wytrzymałby może z minutę, minutę spalania się w pył.
    Młody Crepusculum, zamiast udać się do pracowni, specjalnie wydłużył sobie drogę przez dworek, by dostać się do kuchni; chwycił stojący w lodówce kartonik z napisem "ŁACIATA" (notabene całkiem podobny do opakowania z tym białym świństwem pijanym przez ludzi, choć nazwa odrobinę inna; raz nawet koledzy podmienili mu napój z kupionym u ludzi mlekiem, a on, nie zauważając różnicy, wypił zawartość... Okropny smak pozostał mu w ustach jeszcze przez wiele tygodni) i, korzystając z nieobecności rodziców, odbył podróż w stronę swojego pokoju, by pooglądać ludzkie wytwory wyobraźni na zachomikowanym ludzkim telewizorze, który znalazł w jakimś sklepie zamkniętym na noc. To dopiero było odkrycie! Telewizja bowiem spodobała mu się niemal w równej mierze, co internet; zdziwił się, gdy zobaczył, że jego krajem rządzi krasnolud, pomimo iż przedstawicieli tej rasy tutaj zbyt wielu nie ma, śmiał się z losów bohaterów niekończących się telenowel, obejrzał nawet ludzi, którzy w niesamowity sposób zarabiali na innych ludziach, udając, że czynią jakieś uroki i wróżąc im z niemagicznych kart. Poznał również niesamowicie zbliżone do prawdy historie o magii i magicznych stworzeniach. I teraz tylko czekał z niecierpliwością, co takiego ten dziwny, niemagiczny ludzki świat mu jeszcze pokaże...

Hope you liked it. Może nawet je kontynuuję...
* Dla tych, co nie wiedzą, ocb - tutaj znajduje się to nagranie... "Silentium" to po łacinie "cisza" ;)

No tak.. cholernie przymuszony niechetnie biore sie do pisania tego glupiego komentarza. ma byc dlugo... no to pisze... ekhm, ekhm...
Wiec..
Nie nie zaczyna sie zdania od wiec. No to...
Opowiadanie jak zwykle b. dobre :D Temat specyficzny chociaz juz walkowany pare razy.. ale tym razem opowiedziany w caaalkiem fajny sposob, zreszta wiesz ze jestem fanem twojej tworzcosci moj drogi Nathelku. Jako, że moje biedne, zmeczone oczy wyłapują tylko rażące błedy unieprzyjemniajace czytanie nie mam sie do czego doczepic pod tym wzgledem... wiec sie nie doczepie :P Czyta się łatwo i przyjemnie... czyli tak jak powinno...
No co ja tu jeszcze moge napisac... Hm...
No...
Eee...
Nie mimo ze wydaje wam sie, iż przedłużam ten głupi komentarz to sie mylicie..
W zadnym wypadku tak nie jest...
No.. dodam jeszcze: dzieki zaaaa wspomnienie o tym skeczu :D fajnie to wplotłeś i jeszcze sobie nawet Toffika oglądnałem po raz któryśtam z rzędu...
No tak...
Co by tu...
A wspominka o złym smaku mleka mnie obraża! Czuje się obrażony cholera jasna... Mleko rlz...
No tak.. mamy już 21 więc moge pisać troche od rzeczy...
Taaak...
Dobra powoli będe kończył co tu będe spamował... Chyba już jest długo...
Koniec komentarza.. (ufff...)
« Ostatnia zmiana: Sierpień 04, 2009, 09:36:03 pm wysłana przez Lama Pidżama »


  • Wiadomości: 708

  • Pochwał: 13

  • Angel of Darkness
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #85 dnia: Sierpień 10, 2009, 08:34:49 pm »
Dobra, naciskany przez Lamę Pidżamę i Antilusa musiałem w końcu zrobić jakieś opowiadanie... No więc tym razem coś zupełnie nowego i nie ze świata Lajnejdża, bo w L2 nie grałem już baardzo dawno...


- Ale, tato! - Zwrócił się do hrabiego Crepusculum syn.
- Słucham? - Nie kryjąc zniecierpliwienia, hrabia z irytacją spojrzał na potomka.
- Żarówka... - Parafrazując słowa z ludzkiego kabaretu, młody Fernir uniósł tajemniczo brew i wskazał dyndający u sufitu żyrandol z elektrycznymi światełkami.
Ojciec załamał ręce.
- Proszę, przestań zachowywać się jak ta niewychowana hołota ludzka, która przedrzeźnia słabości naszej rasy. Widzę, że skecz przygotowany dla ludzi przez lorda Silentium spodobał się twoim rówieśnikom, ale mnie to już przestało bawić... Jeśli nie wiesz, czym się zająć, poćwicz proszę sztukę magii w pracowni. Tymczasem żegnaj, ja idę z twoją matką na łowy. - Po tych słowach starszy Crepusculum podszedł do okna, otworzył je i, w locie zmieniając się w nietoperza, dołączył do drugiego stworzenia, które od jakiegoś czasu siedziało na parapecie okna.
   Fernir westchnął. Od jakiegoś czasu faktycznie zaczął interesować się wynalazkami ludzi, szczególnie internetem, gdzie odnalazł nagranie* z ludzkiego występu pana rodu Silentium, i nie rozumiał, czemu to nie znajduje aprobaty u jego rodziców. Szczególnie po tym, jak przekonali się do wynalazków rasy ludzkiej - choćby elektryczności; wcześniej nie mogli przechowywać ich pożywienia w chłodzie tak po prostu, o każdej porze roku... Czasem nawet wraz z opakowaniem. Szczególnie intrygujący w tym wszystkim jest fakt, że ludzie, którzy żyją tak krótko, potrafią w trakcie tego żywota zrobić tyle rzeczy - w przeciwieństwie do bardziej długowiecznych ras, takich choćby jak krasnoludy, które potrafią spędzić wiek, zastanawiając się,  jakiego rodzaju kamień użyć pod fresk na ścianę swego domu... nie, nie domu - poprawił się w myślach młody Crepusculum - swego prymitywnego tunelu.
   Co jeszcze bardziej intrygujące, pomimo upływu lat ludzie wciąż nie mają pojęcia o istnieniu magicznych ras, a ci, co to pojęcie mają, uważają je za dziecinne bajki lub mity. A przecież wystarczy spojrzeć na ulicę, by zobaczyć sunącego nią elfa, wejść głębiej w las, by zobaczyć doły po zapadniętych najpłytszych tunelach krasnoludzkich czy otworzyć w nocy okno, by mieć potem dwie swędzące kropeczki na szyi... I pomyśleć, że oni posądzają o to komary.
Co prawda, to ostatnie zdarza się już dość rzadko. A w każdym razie rzadziej, niż choćby dwieście lat temu, zanim któryś z wampirów nie wpadł na świetny pomysł podsunięcia ludziom idei akcji krwiodawstwa; teraz nawet nie trzeba polować na ofiary, by wyżywić rodzinę - robi się to już głównie dla sportu.
Co do samych wampirów jeszcze... Fernir, właśnie dzięki internetowi, tak nielubianego przez jego ojca, obejrzał kilka dzieł ludzi o jego gatunku - uśmiał się niesamowicie, słysząc o możliwości wampira wyjścia na słońce czy braku potrzeby snu. Oczywiście, nie spał już od przeszło stu pięćdziesięciu lat w trumnie - zwykłe łóżka są o niebo wygodniejsze, ale wychodzenie na dwór, gdy nie zapadła jeszcze noc? Wytrzymałby może z minutę, minutę spalania się w pył.
    Młody Crepusculum, zamiast udać się do pracowni, specjalnie wydłużył sobie drogę przez dworek, by dostać się do kuchni; chwycił stojący w lodówce kartonik z napisem "ŁACIATA" (notabene całkiem podobny do opakowania z tym białym świństwem pijanym przez ludzi, choć nazwa odrobinę inna; raz nawet koledzy podmienili mu napój z kupionym u ludzi mlekiem, a on, nie zauważając różnicy, wypił zawartość... Okropny smak pozostał mu w ustach jeszcze przez wiele tygodni) i, korzystając z nieobecności rodziców, odbył podróż w stronę swojego pokoju, by pooglądać ludzkie wytwory wyobraźni na zachomikowanym ludzkim telewizorze, który znalazł w jakimś sklepie zamkniętym na noc. To dopiero było odkrycie! Telewizja bowiem spodobała mu się niemal w równej mierze, co internet; zdziwił się, gdy zobaczył, że jego krajem rządzi krasnolud, pomimo iż przedstawicieli tej rasy tutaj zbyt wielu nie ma, śmiał się z losów bohaterów niekończących się telenowel, obejrzał nawet ludzi, którzy w niesamowity sposób zarabiali na innych ludziach, udając, że czynią jakieś uroki i wróżąc im z niemagicznych kart. Poznał również niesamowicie zbliżone do prawdy historie o magii i magicznych stworzeniach. I teraz tylko czekał z niecierpliwością, co takiego ten dziwny, niemagiczny ludzki świat mu jeszcze pokaże...

Hope you liked it. Może nawet je kontynuuję...
* Dla tych, co nie wiedzą, ocb - tutaj znajduje się to nagranie... "Silentium" to po łacinie "cisza" ;)
Hmm... też muszę tu strzelić komenta...
Na sam początek chciałbym was po długiej przerwie przywitać...
No... i...
Opowiadanie ciekawe, ładne, trochę mi przypomina pratchetta... no... i... tyle.
Monz, bless ya all!
_______FRUSTRAT EDIT_______
Chciałbym wymienić tutaj po kolei co mi się podobało w opowiadaniu, a co nie jako iż nath bardzo "prosił".
Dużą zaletą tego opowiadania jest umieszczenie w nim istot magicznych co dla mnie - jako zwykłego czytelnika - ma duże znaczenie. Kolejnym plusem jest nawiązanie do bardzo znanego nam wszystkim kraju oraz paru pomniejszych nowinek z tegoż to właśnie, co dodaje akcentu humorystycznego. Całemu opowiadaniu oczywiście dodano pewną mgiełkę mistycyzmu i mroku stawiając jako głównego bohatera wampira(oczywiście autor nie dał nam "na tacy" informacji, że jest to wampir. Bynajmniej nie padło takie słowo, jednak wszystkie poszlaki, zachowania itp. wskazują właśnie na tą istotę)i nawiązując do lekcji magii.
Minusy? Oczywiście musiałbym zgłębić się bardziej w to opowiadanie, ale jedyne co przychodzi mi teraz na myśl to oczywista sprawa. Za krótkie, ale któż dba w tym kręgu młodych artystów o długość, liczy się natchnienie.
Bardzo dziękuję za uwagę.
Zarean D'Avorien
« Ostatnia zmiana: Sierpień 10, 2009, 09:40:44 pm wysłana przez Zarean »


  • Wiadomości: 99

  • Pochwał: 0

Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #86 dnia: Sierpień 11, 2009, 05:45:12 pm »
Hm, ciekawe... Wiem, lakoniczny komentarz, ale oddaje moje odczucia.
« Ostatnia zmiana: Sierpień 11, 2009, 05:47:10 pm wysłana przez Wraith »
Zuy i mhroczny Gronostaj z Abyssa x3.

'Lepiej być faszystą niż pedałem.' - A. Mussolini.


  • ********
  • Wiadomości: 3324

  • Pochwał: 14

  • Spam Slayer
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #87 dnia: Sierpień 11, 2009, 06:47:43 pm »
Hm, o ile rozumiem, można tu wrzucać swoje grafomańskie wytwory, tak? Więc zarzucę swoim. Napisałem to ze 2-3 lata temu, sam już nie pamiętam dokładnie. Opowiadanie, które miało mnie zakwalifikować do gry na Allseronie. W czasach, gdy jeszcze nie wiedziałem, że 'klimacenie' i L2 to dwa różne światy.


   Na powierzchni zapadł zmrok. Nie miało to szczególnego znaczenia tutaj, w podziemnym mieście zamieszkałym przez mroczne elfy, gdzie nigdy nie docierało słońce. Choć upłynęło nieskończenie wiele lat, odkąd czarnoskóre elfy przegrały wojnę ze swymi jasnymi pobratymcami i zostały zepchnięte do podziemnych pieczar, nadal pozostało im coś z dawnych czasów - rytm, w jakim żyły. Valas, przyczajony na dachu gospody, zlewający się z otoczeniem dzięki swemu czarnemu strojowi, był przekonany, że ponad sklepieniem jaskini, w jakiej się znajdował, jest równie ciemno, jak wewnątrz. Ulice pustoszały, dało się tylko dostrzec smukłe sylwetki strażniczek patrolujące centralny plac i pilnujące wejście do świątyni Shillien.
   Nareszcie, wyszedł.
   Valas naciągnął mocniej kaptur, aby jego kontrastujące ze skórą białe włosy nie była zanadto widoczne.
   Pijany elf wyszedł z gospody chwiejnym krokiem. Valas dostrzegł u jego boku sakiewkę, która nie wyglądała na pustą. Ścisnął w dłoni sztylet i płynnym ruchem zeskoczył z dachu, przykucnął i obserwował. Miał szczęście, gdyż jego cel nie należał do szczególnie roztropnych (lub należał do wyjątkowo pijanych) i prędko zboczył w ciemną uliczkę. Valas uśmiechnął się szeroko i cichym krokiem podążył za swoją ofiarą, obserwując jednak z odpowiedniego dystansu, jak sokół, który śledzi zająca i zbliża się dopiero wtedy, gdy jest pewien sukcesu. Podobnie do sokoła omijał też kolejne zaułki i przeszkody, aby znaleźć się w prostej linii tuż za celem.
   Trwało to chwilkę. Śmiertelne pchnięcie w nerkę zakończyło żywot pijanego mrocznego elfa. Valas zatkał swej ofierze usta, aby nie wydobył się z nich krzyk i krótko spojrzał na umykające z oczu życie. Dla całkowitej pewności dźgnął ponownie. Mroczny elf konał, próbował krzyknąć, lecz udało mu się jedynie westchnąć. W jego oczach zastygło kompletne zaskoczenie i jakby pretensja.
- Wygląda na to, że pozbawiłem swej rasy kolejnego czarowyjca - wyszeptał cicho Valas, oceniając po ubiorze, że jego ofiara musiała być początkującym mistykiem. - Może to i dobrze, bo więcej ich, niż robactwa. - dodał po chwili i zachichotał.
   Zważył w ręku odpiętą od trupa sakiewkę i skrzywił się. Monet było znacznie mniej, niż się początkowo spodziewał.
- Jak tym durniom nie żal wszystkiego przepijać?
   Nocny łowca zabrał z martwego ciała dwa kolczyki i jeden pierścień i nie znalazłszy już nic wartościowego, umknął w mrok. Było to bardzo rozsądne, jeśli wziąć pod uwagę zbliżające się delikatne kroki nocnych strażniczek.



   Miejsce, do którego trafił, wydawało mu się areną niedaleko Giran, o której wiele słyszał. Ktoś poklepał go po ramieniu i nakazał wyjść na jej środek. Rozejrzał się niepewnym wzrokiem dookoła - widział różne postacie, mignął mu potężny ork z dwuręcznym mieczem, kilka krasnoludek przyglądających mu się z ciekawością swymi wielkimi oczami, jakiś mężczyzna w szacie maga z dwunożnym kotem u boku i jeszcze wielu innych. Zdawało mu się, że zaglądają wgłąb jego duszy, jakby pragnęli odgadnąć, czy sprosta swemu wyzwaniu. Jakiemu wyzwaniu?!
   Naprzeciw niego stał najgorszy wróg każdego mrocznego elfa - jego jasnoskóry pobratymiec! Czciciel wodnej bogini uśmiechał się kpiąco i bawił trzymanym w dłoni sztyletem.
- Czas, by udowodnić, jak niewiele znaczy dziś tytuł Kroczącego Przez Otchłań - mówiąc to, spiął się do skoku i bez uprzedzenia zaatakował.
   Valas zablokował cios odruchowo, zadźwięczała stal i w górę wystrzeliły snopy błękitnych iskier. Zanim zdążył choćby pomyśleć o kontrataku, jego przeciwnik zaatakował ponownie. A potem jeszcze dwa razy. Valas cały czas zmuszony był się cofać.
   Kroczący Przez Otchłań? Nie rozumiał do końca tego tytułu, ale podświadomie czuł z nim jakiś związek.
   Uderzenie w brzuch powinno było zakończyć walkę, lecz Valas ze zdumieniem odkrył, że ma na sobie zbroję. Była tak lekka i dostosowana do jego smukłej sylwetki, że nawet jej nie poczuł. Teraz jednak uratowała mu życia. Zatoczył się do tyłu, a jasny elf stanął w miejscu i zamarł w bojowej pozycji, cofając rękę ze sztyletem, w każdej chwili gotową wystrzelić i ugodzić w serce zabójczym i umykającym wzrokowi pchnięciem.
   Zewsząd uderzyły weń krzyki zgromadzonych na widowni. Nie, nie krzyki. Uderzyła w niego ściana wrzasku. Z siłą tarana. Hałas eksplodował w jego głowie jak huk wystrzału krasnoludzkiego golema, o których słyszał wiele opowieści. Tłum żądał od niego krwi.
   Skupił się, ścisnął mocniej rękojeść sztyletu i zaatakował jasnoskórego elfa. Wyprowadzał szybkie cięcia przeplatane zdradzieckimi sztychami, lecz ku jego rosnącej wściekłości, przeciwnik zdołał je parować lub ich unikać. Chlasnął ukośnie z odlewu, a jasny elf zablokował to uderzenie symetrycznym ruchem. Spróbował z drugiej strony, z tym samym skutkiem. Gdy musiał uniknąć kontry i ostrze wrogiego sztyletu otarło się o jego pancerz, z irytacją zauważył, że jego przeciwnik jest od niego zwinniejszy i szybszy.
   Odskoczył kilka kroków do tyłu i wtedy w myślach same pojawiły mu się słowa zaklęcia. Wokół jego sylwetki rozbłysła aura złowrogiej i mrocznej mocy - instynktownie wysunął wolną dłoń do przodu, jak gdyby chciał wyrwać serce z piersi swego wroga...
   ... i skupiona energia ulotniła się w jednej chwili. Nigdzie nie widział jasnego elfa.
   Zdążył się jeszcze obrócić. Zdążył nawet wykonać zasłonę, ale na niewiele się to zdało. Nadbiegający z boku elf zręcznie ominął jego zastawę i przejechał ostrzem po najsłabiej chronionym miejscu, tuż nad biodrem. Poczuł ciepłą strużkę krwi. Z wściekłością dźgnął, mierząc prosto w serce oponenta, lecz ten uchylił się zwinnie i wytrącił mu broń z ręki. Jasny elf wyprowadził szybkie kopnięcie.
   Ale nie na tyle szybkie, by Valas nie zdołał go zablokować ręką. Wiedział, że to on jest w tym pojedynku silniejszy i desperacko uchwycił się tej szansy. Jego pięść wystrzeliła w stronę przeciwnika i grzmotnęła go w szczękę. Elficki nożownik zatoczył się do tyłu, a Valas poszedł za ciosem...
   ... i cudem tylko nie nadział się na ostrze sztyletu. Elf zachował zimną krew i dwoma szybkimi kopniakami powalił Valasa na ziemię.
- A teraz, Kroczący Przez Otchłań - wycedził słowami pełnymi jadu i zakorzenionej od setek lat nienawiści - wkroczysz w otchłań. - dodał z nutą mrocznego sarkazmu i wymierzył prosto w tętnicę szyjną.




   Valas zerwał się z łóżka, cały zlany potem, omal nie budząc całej gospody głośnym krzykiem. Powoli uspokajał oddech i dochodził do siebie, obmacując przy tym szyję i biodro. Były nietknięte.
   Ostatnim widokiem, jaki zapamiętał, było ostrze sztyletu zmierzające ku jego twarzy.
   Ostatnim, co słyszał, był dziki śmiech.

Jedno z lepszych opowiadań napisanych ostatnimi czasy. Zero błędów, wciąga, dobrze opisana walka... Pięć z plusem się należy. ^^

And the odd crowd packed all around
Is listening still
Nobly
Subtly

http://dragcave.net/user/Nathel


  • ********
  • Wiadomości: 3324

  • Pochwał: 14

  • Spam Slayer
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #88 dnia: Luty 02, 2010, 11:04:22 pm »
Dualpost. Cóż.

Zapowiadam tak, czy inaczej: Już wkrótce - w końcu - pojawi się tu nowe opowiadanie, w nowym świecie, pisane razem przeze mnie i Zareana. Aktualnie jesteśmy na etapie zarysu ogólnego, ale szybko nam idzie...
Przygotujcie się na największe pod względem rozmachu i długości dzieło, które kiedykolwiek tutaj umieściliśmy!
« Ostatnia zmiana: Luty 02, 2010, 11:07:47 pm wysłana przez Soulern »

And the odd crowd packed all around
Is listening still
Nobly
Subtly

http://dragcave.net/user/Nathel


  • Wiadomości: 274

  • Pochwał: 1

  • "Winter is coming.."
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #89 dnia: Luty 24, 2010, 06:12:18 pm »
Chciałbym przedstawić opowiadanie pierwsze opowiadanie mojego kumpla, oto link do niego

http://bandofbrothers.pdg.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=21&Itemid=38

Zachęcam do lektury.
sQam sQuad Old Member - Core
7Sins Old Member - Lilith


  • ********
  • Wiadomości: 3324

  • Pochwał: 14

  • Spam Slayer
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #90 dnia: Wrzesień 03, 2010, 10:18:10 pm »
Diabli wiedzą czy tu, czy gdzie indziej. Wątek martwy od roku więc może go ożywić trochę ?
=================================================================

Taniec

  Następne pchnięcie... i jeszcze jedno... i znowu. Miecze raz za razem zagłębiały się w ciałach goblinów. Z kamienną twarzą ciemny elf systematycznie przerzedzał atakujący oddział.
  Zwinnie, lekko, jakby nie dotykając stopami ziemi wirował wokół przeciwników, a ostrza zostawiały w powietrzu srebrzyste smugi księżycowego światła. Nie mieli z nim najmniejszych szans, a jednak atakowali, nacierali jeden za drugim bezskutecznie próbując znaleźć lukę w jego obronie. Już, już prawie grot włóczni sięgał celu, ale okazywało się, ze tam nikogo nie ma i więcej goblińskiej krwi znaczyło ziemię. Dla niego to nie była walka. On tańczył wśród wrogów, piruet wykonany w ostatniej chwili odsuwał go poza zasięg broni i jednocześnie ustawiał do wykonania jednego ciosu. Nigdy więcej. Zawsze tylko jedno uderzenie na jednego przeciwnika. Taka miał zasadę i przestrzegał jej, od kiedy stał się Tancerzem. Nigdy nie musiał uderzać ponownie. Walka polegała na unikaniu ataków przeciwnika tak długo, dopóki nie znajdzie się tej idealnej pozycji. Był perfekcjonistą. Z łatwością wybił się w powietrze, zrobił salto i wylądował za plecami dowódcy oddziału. Z gracją wykonał piruet z rozłożonymi rękami. Głowa goblina toczyła się jeszcze chwile po ziemi i znieruchomiała.
  Zatrzymał się. Nie dyszał z wysiłku i nie było widać po nim zmęczenia. Uklęknął, skrzyżował miecze i pogrążył się w cichej modlitwie do Adamnan-na-Brionha dziękując mu za pomoc w walce. Po chwili wstał i skierował się w stronę polany Tancerzy. Ciemne Elfy wiedziały o jej istnieniu, ale żaden na nią jeszcze nie trafił. Tylko wybrani mogli ją odnaleźć. Las zazdrośnie strzeże swoich tajemnic i nie ujawnia ich byle komu. Czekała tam na niego. Prawdziwi Strażnicy Lasu.

- Widzę, że tańczyłeś Ionathmai - powiedziała srebrnowłosa elfka.
- Znów oddział zielonoskórych - westchnął smutno. Podchodziły coraz bliżej granicy drzew, ale do Lasu nigdy nie wejdą. Nie mają prawa. - Już czas Rikki.

  Ciemna elfka z gracją podniosła się z trawy. Stanęli obok siebie i czekali ze spuszczonymi głowami. Mijały minuty. Nagle usłyszeli ciche rżenie. Nawet nie drgnęli. Odgłos powtórzył się bliżej. Powoli podnieśli głowy. Przed nimi stało najpiękniejsze zwierzę, jakie kiedykolwiek stąpało po świecie. Spowite delikatną aurą spoglądało na nich mądrymi oczami. Śnieżnobiała sierść raziła oczy swym niepowtarzalnym blaskiem. Skłonili się nisko przed władcą lasu. Jednorożec potrząsnął grzywą, po czym sam pochylił głowę w odpowiedzi na ukłon.

- Dziękujemy, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością - powiedział spokojnym głosem Ionathmai.
- Dziękujemy za siłę, którą nas obdarzasz - dodała Rikki.
- Póki żyjemy, będziemy stać na straży Lasu - rzekł Ionathami.
- I nigdy nie pozwolimy go zniszczyć – zakończyła Rikki.

  Później powoli podeszła do jednorożca i na wyciągniętych dłoniach podała mu błyszczący srebrem miecz. Zwierze jakby wahało się, ale po chwili lekko musnęło chrapami ostrze. Potem odwróciło się i kłusem oddaliło się znikając wśród drzew. Ionathmai westchnął.

- Tyle razy już go widziałem, ale nadal wzbudza we mnie zachwyt - powiedział.
- W nas wszystkich przyjacielu - Rikki uśmiechnęła się.

Akurat w tym dziale stare tematy jak najbardziej mogą być poruszane. A już zwłaszcza, jak są przyklejone. ^^ Co do opowiadania... Czy mi się wydawało, czy opis walki zapachniał R. A. Salvatorem? :>

And the odd crowd packed all around
Is listening still
Nobly
Subtly

http://dragcave.net/user/Nathel


  • Wiadomości: 708

  • Pochwał: 13

  • Angel of Darkness
Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
« Odpowiedź #91 dnia: Wrzesień 08, 2010, 08:56:58 am »
Stworzenie świata odniesione do l2? Ciekawy koncept pomimo, że jestem sceptykiem takich 'tekstów'