Nieoficjalna polska strona Lineage 2

Offtopics => Offtopic => Arts & Novels => Wątek zaczęty przez: System w Grudzień 09, 2006, 12:04:52 pm

Tytuł: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: System w Grudzień 09, 2006, 12:04:52 pm
Zamieściłem ten oto Wątek,żebyście tutaj komentowali (spamowali :? :?), gdyż opowiadania wraz z komentami + spam panuje nie ład i trzeba szukać opowiadań, a nie w spokoju, bez nerwów, że ci spam pomiędzy opowiadaniami istnieje więc Po to ten Temat został stworzony:

Piszcie same opowiadania...komentarze są zbędne...
Ja(narrator)  - Ja, czyli human, sorc ;)
Harat - Human, DA


Miał to być zwykły dzień...

Jak to zwykle bywa, pobudka, ból głowy, słodki zapach Mikstury Na Manę zakupionej u tego łysego krasnoluda, śniadanie w pośpiechu, kilka zaklęć zwiększających siłę w dłoniach, twardość białego aksamitu tuniki, koncentrację i "zapał"(w bardziej dosłownym znaczeniu tego słowa - zaklęcie sprawia, że skóra promienieje ogniem)... Zaczeło się dość normalnie - spotkaniem starego przyjaciela.

- Witaj, masz jakieś plany na dziś? - spytał mnie kumpel o imieniu Harat.
- Witaj. Raczej nie. Coś planujesz? - odparłem
- Chciałem zrobić mały wypad do legowiska Antarasa... Idziesz z nami?
- Oczywiście! - zgodziłem się z udawanym uśmiechem. Harat uwielbiał tam chodzić - był silny, mocny, aby go powalić, trzeba się męczyć kilka godzin, więc potwory nie mogły go zbyt mocno uszkodzić. Ja byłem fizycznie nico słabszy o kilka poziomów doświadczenia, a potwory tam były dość odporne na ogień(w końcu żyją wraz ze Smokiem), więc nie czuję się tam zbyt dobrze.

Kiedy spytałem, kto jeszcze zamierza iść, odpowiedział jedynie "łucznik, buffer i jakiś wojownik, nie znam ich zbyt dobrze". Gdybym spytał dogłębniej, być może dzień potoczyłby się inaczej...

- Spotkamy się przy wejściu - rzekł.

Gdy doszedłem do wejścia, spotkałem Harata, który czekał na mnie(no dobrze, może się troszkę spóźniłem - musiałem kupić kilka przydatnych przedmiotów, prawda? Co prawda ciągle mam te głupie wrażenie, że czegoś zapomniałem...). Brakowało tylko wojownika, który - według relacji Harata - spóźniał się już od godziny.

- Wejdźmy w głąb, wojownik dołączy.

W środku, gdy zobaczyłem po raz pierwszy "ekipę", z którą miałem iść do tego piekielnego miejsca, niemal opadła mi szczęka. Łucznik, a właściwie łuczniczka (mogę też powiedzieć - elfka), miała zwykly, krótki, drewniany łuk oraz skórzaną zbroję. Buffer miał w ręku kryształową laskę i potrafił jedynie kilka niezbyt przydatnych ulepszeń.

- Skąd ty ich wytrzasnąłeś? Ze schroniska? - mruknąłem do Harata.
- Cóż... Więc... Pewna osoba dała mi do zaopiekowania swoich podopiecznych, i prosiła, abym wraz z nimi zdobył dość szybko doświadczenie, więc... - odszepnął.
- Więc wziąłeś ich tutaj? Przecież oni nie przeżyją trzydziestu minut! - odszednąłem.
- Nie przesadzaj. Jeszcze nie widziałeś wojownika... O, zobacz, wreszcie nadchodzi!

Gdy popatrzyłem we wskazany przez niego kierunek, serce mi na chwilę zamarło. Wcisnąłem się głębiej w szczelinę skalną za moimi plecami, a oczy niemal wyszły mi na wierzch... Był to ork, z gigantycznym, dwuręcznym mieczem w ręku i w błyszczącej zbroi. A nad jego głową wisiał magiczny znak, widziany tylko przeze mnie(w końcu jestem magiem, nie?), przedstawiający... Dwa skrzyżowane miecze (czy, jak kto woli, pięści - każdy to odbiera na swój sposób) na czerwonym tle, oznaka wojny klanów... Opanowałem się, odetchnąłem głęboko. W końcu nic nie zdziałam, siędząc w zagłębieniu skalnym.

- Hej, witajcie i przepraszam, że tak długo na mnie czekaliście - krzyczał jeszcze w biegu do nas, z uśmiechem na twarzy. Podczas, gdy mówił, użyłem święconego Strzału Ducha(dziwna nazwa, nieprawdaż?) i zacząłem inkarnację. - Wreszcie was znalazłem. Hej, Haracie, już jes....

Nie dokonćzył zdania. Wielki, ogniski pocisk spłynął z moich rąk i trafił go w brzuch, zanim zdążył w ogóle zpojrzeć w moją stronę,a następny w głowę. Teraz zobaczył mnie, oczy mu rozbłysły i ruszył w moją stronę. Inkrnacje zaklęć nie spływały ani na chwilę z moich ust. Siachar, a'chata'ri... I'wi'a Weak me shadow, to'je'daer... Iii'dick! Shapen... I'dick!

Ork, niestety, nie był słabeuszem. Choć w spowolnionym przez jedno z moich zaklęć tempie, zdołał do mnie podbiec. Udało mi się uniknąć ciosu miecza wymierzonego w moją głowę i puściłem następny krążek ognia. Miecz orka się zaczynał już roztapiać od wszechogarniającego go żaru. Ork wyrzucił go i zamachnął się we mnie pięścią. Trafił mnie w ramię z siłą mogącą powalić byka i zwalając mnie z nóg. Szybko podniosłem się i uniosłem laskę. Ork przestraszył się, zapewne myśląc, że nie wytrzyma następnego krążka ognia. No cóż, musiałem go rozczarować. Zamiast puszczać zaklęcie, z całej siły uderzyłem go w głowę uniesioną laską, zabijając go.

Odetchnąłem z ulgą. Udało się. Przeciwnik pokonany... Rozejrzałem się w koło. Elfka miała przestraszoną minę. Harat patrzył w moim kierunku ze spłoszonym wyrazem na twarzy, podobnym jak u buffera.
- Ktoś przegrywa, ktoś wygrywa... Ktoś musi nie żyć, by żyć mógł ktoś... Nieprawdaż? - Mruknąłem z zadowoleniem.

Po stracie jednego z członków z naszej grupy, nie mieliśmy nic innego do roboty, niż zdobywanie doświadczenia. Podczas walk z potworami w legowisku okazało się, że łuk elfki nie ma nawet klasy, a laska buffera ma połamany na końcu drążek, przez co moc wyciekała ciurkiem, a laska stawała się coraz mniej użyteczna. Udało mi się naprawić jako-tako jego laskę, aby przez pewien okres czasu powstrzymać wypływ mocy. Doszliśmy do miejsca, gdzie mieszkały mocniejsze potwory, a także było jeszcze goręcej. Weszliśmy w jeden z korytarzy. Harat wziął na siebie kilka potworów, które elfka osłabiała(nie mogła ich zabić - zbyt mocne moby na jej łuk), a ja zabijałem.

Znaleźliśmy się na końcu korytarza.

- Zobaczcie, skrzynia! Zaraz, mam jakies klucze! - krzyknęła elfka.
- Zaczekaj! Nie podchod... - zaczął Harat, ale nie skończył, bowiem elfka uruchomiła pułapkę: ściana po lewej otworzyła się, ukazując ukryty korytarz. Bynajmniej, korytarz nie był pusty. Wyszło z niego około dwudziestu potworów. Niemal zdeptały przestraszoną elfkę. Zdążyła strzelić do jednego potwora, który zaraz podszedł, zamachnął się maczugą i... no cóż, w każdym razie mieliśmy o jednego kompana mniej. Harat krzyknął i skoczył ku potworom. Ja starałem się je zabić, albo przynajmniej uśpić... Niestety, jako że byłem już zmęczony wcześniejszą walką, ręka podczas inkarnacji mi drgnęła, przez co potwory poczuły tylko coś w rodzaju walnięcia w bok. Przynajmniej większość z nich spojrzala w moją stronę i pobiegła w moim kierunku...
- Ups...
-Uciekajmy! Szybko, do wyjścia! - Krzyknął Harat.
Jako że byłem najdalej, zdołałem się najszybciej oddalić. Jednak biegłem z zamkniętymi oczami... Mój błąd. Wpadłem w sam środek grupy innych potworów. Zanim zakończyłem swój jeden z żywotów(jako mag początkowo miałem ich dziewięć... Ale w Akademii Magii zdażały mi się bójki z innymi magami, a że znam kilka przydatnych zaklęć, ilość żyć nieco mi... urosła), spojrzałem za siebie. Buffer zniknął gdzieś pod stopami potworów, a Harat właśnie wydobywał z siebie ostatki sił. O, właśnie upada... Opuściła mnie energia życiowa. Zapadła ciemność.

Jakiś czas potem, który wydawał mi się wiecznością, zobaczyłem ośepiające światło. Potem zauważyłem, że jestem pośrodku magicznego kręgu. Następnie elfią twarz wpatrującą się we mnie z ciekawością. Spojrzałem do tyłu, gdzie zpbaczyłem Harata, który rozcierał rany jakąś maścią. Przypomniałem sobie, co nas spotkało i przypomniałem sobie, że ja też mam mnóstwo ran. Syknąłem z bólu, próbując wstać. Elf wyciągnął rękę, trzymającą jakąś maść.

-Weź. To ci pomoże.
-Dziękuję...

Gdy po kilku minutach poczułem się lepiej, poszperałem w swoim plecaku. Wyciągnąłem dwa zwoje ucieczki. Jeden z nich rzuciłem w stronę Harata.

-Łap! Ja stąd wieję... - powiedziałem do Harata, po czym odwróciłem się do nieznajomego elfa. - Dziękuję jeszcze raz. Do widzenia!

Gdy zacząłem czytać zwój, otoczył mnie błękitny krąg. Uciekałem z Legowiska Smoka. Brr! Nigdy więcej!

By Soulern. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Historia oparta na faktach. Nick "Harat" jest faktycznym nickiem mojego przyjaciela.


Godne podziwu...Bravo...;)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Grudzień 09, 2006, 12:23:57 pm
thx :) Lubię się ponieść wenie twórczej ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Xili w Grudzień 09, 2006, 07:14:03 pm
Soulern-ciekawa praca. Wciągająca na 5.
Zerean- też fajne. Pisz dalej chce wiedzieć co sięstało z tą kobitką, może się z nią umówie jak przeżyje.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Grudzień 09, 2006, 08:17:28 pm
podziele to na rozdzialy, a jesli nie chcesz czekac na to az napisze II rozdzial to dam ci skrot co bedzie
 :P, ale juz niedlugo bedzie. Mam nadzieje, ze zrobie V rozdzialow. A co do Sinei to  musisz najpierw pokonac Rusoraka, bo bylo napisane, ze bedzie jej broil az do smierci ,a poza tym jest w niej zakochany(wiesz ta magia :D)
Aha i mozecie pisac kto chce byc w tej opowiesci i kim chcecie byc np. moze jakas dziewczyna sie zglosi, bo na pewno bedzie, ze Shinel sie zakocha w jednej ciemnej elficy. :P
Soulern musisz poczekac bo bedziesz w 3 rozdziale, ale bedziesz, bo niestety ciebie mialem na mysli pierwszego podczas wymyslania glownego tymczasowego questa.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Xili w Grudzień 09, 2006, 08:45:29 pm
Dla siebie też znajdź kobitke. Może być jakaś mega sexie, z mocną osobowościa i młoda of course. Ale nie za młoda do ciebie to tak nie wiem z czterdzie... chciałem powiedzieć, że szczególy sobie sam wymyśl! nie wiem kogo lubisz. a tak apropos to jak ci się uda umieścić mnie gdzieś w tym opowiadanku to się uciesze (będę sławny, będę sławny!)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Drammer w Grudzień 10, 2006, 06:59:57 pm
Cytuj
Piszcie same opowiadania...komentarze są zbędne...
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Grudzień 11, 2006, 01:54:44 pm
Piszcie same opowiadania...komentarze są zbędne...

To jest topic na komentarze ^^

Soulern musisz poczekac bo bedziesz w 3 rozdziale, ale bedziesz, bo niestety ciebie mialem na mysli pierwszego podczas wymyslania glownego tymczasowego questa.

Jee, będę w książce :P Ciekawe, co będę robił? :P Może pomagał głównemu bohaterowi w wykoaniu questa... <rozmarzyl sie> :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Grudzień 11, 2006, 02:23:17 pm
Cytuj
Bohaterzy:
Rusorak (Elf Silver Ranger- glowny bohater tej grupy),
Zarean (Czlowiek, Gladiator- dolaczyl najpozniej ze wszystkich do grupy),
Shinel( Ciemny Elf, Blade Dancer- Hmm jest dziwny, zamkniety w sobie, lecz nie potrafi widzec cierpien innych),
Kenzai( Warcryer- Chce bycdowodca, lecz to Rusorak jednak dowodzi),
Marshall i Sami( Krasnoludy- najbardziej dziwne postacie, po pierwsze- maja dziwne imiona, niepasujace do reszty, po drugie- nie sa ze soba spokrewnieni, ale sa jak brat i siostra),
Sinea(Elfica, Spellsinger- Rusorak cos do niej czuje, ale boi się jej to powiedziec, ma nature mitologicznej Evy)
Gościnnie: Soulern jako Król Aden
juz wiesz
Aporpo drugiego rozdzialu. Niestety dopiero dzisiaj kolo 18 sie za to zabiore(wiecie muzyka i te sprawy[nie tworze jeszcze muzyki, ale gram na skrzypcach :D]) i to bedzie mega super odjazd dlugie mam nadzieje
-------------
Non of us can stop him.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Grudzień 12, 2006, 03:43:44 pm
Pisz opowiadania, póki gorące... tfu, póki masz wenę :P Później nie będzie ci sie chciało ;)

Thx za rolę króla, zdziwiłeś mnie całkowicie, bowiem nie wyobrażałem siebie w roli władcy :) Pamiętaj, by dodać o "ognistej mocy", aby kto nie pomylał, że ja SpS jestem czy co :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Grudzień 12, 2006, 10:42:35 pm
k bedzie, bedzie nawet nie wiesz co :P, bo ja juz caly tekst mam w glowie tylko czasu nie ma zeby cos napisac :? moze uda mi sie w weekend bo przez tydzien to masakra.
P.S.
Jak ktos chce wiedziec co bedzie w nastepnym rozdziale to pm me i wam dam skrot w 2 zdaniach
________Edit___________
Już prawie gotowe, ale dzisiaj tego nnie wstawie(hmmm przez przekleta szkole starcilem troche weny i uwazam ze drugi jest jakis dretwy, bo czasami mi brakuje slow do wypelnienia glebi danej okolicznosci)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Grudzień 18, 2006, 05:21:02 pm
Jako iz jest to drugi rozdzial chce go jakos odznaczyc. Jest niedokonczony, ale szybko go dokoncze.



To na razie tyle na razie wam zapodam, ale dalej pracuje nad tym.

Można powiedzieć, że to będzie:
ROZDZIAŁ II
W Tajemniczej Grocie.


Elf po wejściu do wnętrza starego drzewa poczuł ciemną magię oraz rozkładające się zwłoki, lecz starał się o tym zapomnieć i myśleć tylko o tym co go może czekać(no wiecie elfy niby tam nie mogą używać ciemnej magii i ja wyczuwają na odległość, ale elfy które zostały zaczarowane i złożyły przysięgę krwi którą każdy nekromanta musi złożyć może jej używać, ale staje się czymś podobnym do ciemnego elfa, lecz tylko w nocy, rankiem natomiast wygląda jak prawdziwy zły nekromanta :D. Polega ona na:
1.   Podcięciu sobie żył i wylanie krwi do naczynia.
2.   Zmieszania tej krwi z swoim Bleederem[wiem, wiem dziwne, lecz bleeder jest to taki dowódca, przełożony wszystkich nekromantów{nazwa wymyślana na poczekaniu}].
3.   Wylanie tej mieszanki na siebie.
4.   Końcowy etap to wyssanie energii z ciała jakiegoś stworzenia(bleederzy przy przysiędze krwi musieli wyssać życie z jakieś rasy najczęściej z osoby bliskiej temu nekromancie).
Sinea podążała dalej w stronę światła, gdy nagle zniknęła z oczu Rusoraka. Nagle światło w tunelu zgasło i Rusoraka ogarnęła ciemność. Jako, że łowcy są szkoleni do polowania nawet w całkowitym braku światła Rusorak widział co się dzieje. Zaczęły go okrążać dziwne, zakapturzone postacie. Po okrążeniu go dwa razy istoty te zaczęły dziwnie wymachiwać rękami i szeptały:
„ Morte les da Lawsa in partinue legit”(oznacza to: „Niech zginie Łowca Małej Kandydatki”). Rusorak nie wiedział co te istoty mówiły, lecz wiedział, ze mówiły w starym języku ciemnych elfów(wtedy kiedy zaczęły studiować czarna magię). Po wypowiedzeniu ostatni raz słowa „legit” Rusoraka coś obezwładniło,  poczuł dziwne uczucie w sercu i zemdlał.
Po obudzeniu się Rusorak nie potrafił wstać z ziemi orz nic nie widział, lecz nie miał opaski na oczach. Słyszał on tylko znajomy głos mówiący:
-   „A niech to ich więź jest taka silna, że choć całkiem omotana, ta elfica nie potrafi wyssać z niego energii”.
-   Nagle usłyszał drugi już nie znajomy głos, ale ten głos mógł mieć tylko osobnik rasy diabelskiej lub tytani którzy już zginęli dawno temu. Był bardzo ciemny i głęboki: „Ale jak to nie potafi, bo nie chce czy próbuje lecz bez skutku?”.
-   Pierwszy głos powiedział: „Próbuje, ale po wyssaniu życia on dalej żyje, a ona się nie przemienia.”
Rusorak uznał, że będzie dalej udawał nieprzytomnego to dowie się więcej. Nic już więcej nie usłyszał. Po jakieś chwili odzyskał wzrok i wstał na ziemię. Dookoła siebie widział tylko skały, nawet sufit był skalny, lecz było tam jasno. Elf był bez swojego łuku, sztyletu, a nawet bez jednej strzały. Gdy obejrzał dokładnie to miejsce i doszedł do wniosku, że nie ma tam niczego czym można się ewentualnie obronić sufit prawie zwalił mu się na głowę, ale to nie było jego teraźniejszym zmartwieniem ponieważ przed nim ukazała się zmora każdego kto o nim usłyszał. Był to Mroczny Lord. Jego imienia nikt nie znał a ten kto je poznał albo ginął śmiercią natychmiastową, albo tracił głos na zawsze. Jedynie ci którzy przyłączali się do niego mogli je wypowiedzieć. Elf był dzielny więc próbował unikać ciosów, a raczej deptania przez Lorda i szybko coś wymyślić. Po pierwszym ciosie nagle przypomniał sobie czar którego nauczył się od Sinei. Pozwalał on na chwilę zniknąć z oczu każdego oprócz Aniołów które strzegły ludzi posługiwających się tym czarem. Gdy przeciwnik zobaczył, że jego mała zabawka zniknęła zaczął castować swój czar zagłady. Gdy elf poczuł już śmierć nagle przybyła ostatnia nadzieja- skrzydlata istota, która weszła w duszę Rusoraka...

Rozdzial sie jeszcze nie konczy, ale nie chce abyscie czekali na to. Juz prawie mam skonczony ten rozdzial, ale musze go dopracowac i opoblikowac, a na to trzeba czasu ktorego za duzo nie mam.



Ano, niedokończony...Ale tutaj nie tylko przydałaby się końcówka rozdziału, proponuję też poprawić gramatykę ^^
 
Cytuj
Gdy przeciwnik zobaczył, że jego mała zabawka zniknęła zaczął castować swój czar zagłady.
np. tutaj możnaby zmienić początkowe "gdy" na "Nagle", etc... Ale, gdyby poprawić lekką drętwotę i gramatykę, opowiadanie byłoby całkiem, całkiem ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Grudzień 18, 2006, 07:37:42 pm
wiem, ze tym gdy i nagle przynudzam i namietnie je pisze. Nawet na polskim mi mowia, ze jednak istnieje wiele wiecej slow niz gdy lub nagle. Pisalem to na szybko, a jesli pisze cos na szybko zawsze popelniam moj zasadniczy blad. Nie bede tego poprawial, bo nie mam czasu zajme sie teraz spokojnie dokonczniem tego rozdzialu, a pozniej to juz bedzie latwiej, bo tez mam sorca juz prawie i bede mial ambicje :D(gdybym wiedzial na jakim serwie grasz, bo nie wiem czy dn dalej dziala to by bylo jeszcze latwiej bo bym mogl zrobic scenki z mojej opowiesci. Po pierwsze latwiej by mi sie to opisywalo. Po drugie glebiej bym mogl opisac sytuacje, opisac ta glebie, poczuc ja).
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Grudzień 18, 2006, 07:50:56 pm
(gdybym wiedzial na jakim serwie grasz, bo nie wiem czy dn dalej dziala to by bylo jeszcze latwiej bo bym mogl zrobic scenki z mojej opowiesci. Po pierwsze latwiej by mi sie to opisywalo. Po drugie glebiej bym mogl opisac sytuacje, opisac ta glebie, poczuc ja).

Infinity forever ^^ Ale na razie jest wyłączony ^^


Btw. Proszę o ocenę mojej nowej pracy ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Grudzień 20, 2006, 09:40:55 pm
hmm w sumie ciekawe. Pewnie przypomialo ci sie w momencie pisania tego twoja ktoras przygoda. Tez takie mialem, ale jak powiedziales to taka sztucznosc czuc, po prostu nie potrafie tego opisac.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Grudzień 21, 2006, 04:36:24 pm
Pewnie przypomialo ci sie w momencie pisania tego twoja ktoras przygoda.
Taaak... I to ta należąca do niezbyt miłych :) Pamiętam, że wydropiłem wtedy swój super-hiper-bomba-szał kolczyk C grade, oraz to, że wtedy obiecałem sobie(pisząc to też na shoucie), że nigdy więcej nie wejdę do GC :P
ale jak powiedziales to taka sztucznosc czuc, po prostu nie potrafie tego opisac.
Pewnie dlatego, że pisałem to na wpół na siłę... chciałem napisac coś nowego, miejąc tylko słaby pomysł...
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Styczeń 18, 2007, 09:41:01 pm
No brawo rosniesz w sile tylko dalej pisz i nie zmarnuj swojego opowieadania jak ja. BTW zaczynam drugi rozdzial od poczatku tylko bede go robil w polowie lutego dopiero i postanawiam napisac z jakies 10 rozdzialow tej opowiesci. Tylko badzcie wszyscy ze mna duchem, wspierajcie mnie i poganiajcie jak juz dam poprawiona wersje 2 rozdzialu
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Luty 28, 2007, 04:52:25 pm
Kolejny rozdział gotowy ^^  Piszcie, co o nim sądzicie :)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: System w Marzec 01, 2007, 03:35:43 pm
Jak dla mnie bomba :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Marzec 08, 2007, 07:39:45 pm
Tyle lat na szlaku...tyle blizn znaczy moje ciało...pył z gościńców zalega na mej zbroi tyloma warstwami,że niemożliwym jest już jej doczyszczenie... Widziałem wiele,zbyt wiele...Zabijałem,ginąłem,walczyłem,zwyciężałem,traciłem przyjaciół,zyskiwałem wrogów... Ale zawsze gdy wracam do domu i udaje się w TO miejsce,ogarnia mnie niewypowiedziana rozpacz... Już od dziecka zakradałem się w to miejsce gdzie dobroczynny cień Drzewa-Matki i naszej bogini Evy nie sięga... Pamiętam ze gdy moje ciało i umiejętności pozwalały mi już na walkę (ach,ileż to lat minęło... czuje się taki stary i zmęczony...),ilekroć zabijałem tamtejsze szkielety,miałem wrażenie jakbym zabijał swoich towarzyszy,moich elfich braci.Ach,jak bardzo nienawidze zdrajców,wyznawców Shillen... ta ich pycha,szalona ambicja... to ona doprowadziła do rzeźi moich braci...nie potrafie im tego zapomnieć... I mimo iż lata spędzone na szlaku pozwoliły mi poznać kilku uczciwych mrocznych,to nie potrafiłem się przełamać i traktować ich jak równych sobie...Dziś,po kilku latach,znowu stoje na progu zrujnowanej elfiej fortecy ściskając w dłoni mój wierny,pokryty szczerbami miecz i czując nad wyraz boleśnie ciężar ciężkiej zbroi i tarczy... i wiem,że gdy wkroczę do środka,znów zanurzę sie w szaleństwie próbując uwolnić dusze moich dawno już martwych ale ciągle uwięzionych w tych murach braci...wiem że ta klątwa przetrwa wieczność,ale ja w głębi duszy łudzę się że znajde kiedyś jakiś sposób...albo zginę próbując...

To było dobre. Zupełnie inny styl niż opowiadania innych (w tym moje), klimatyczne...
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: echoes w Marzec 09, 2007, 01:08:20 am
dzieki ;) sprobuje to rozwinac,no i wyedytuje bledy i powtorzenia :P twoje tez sa dobre,i duzo w nich akcji,a moje raczej rozwijaja sie w glowie bohatera...wlasnie ilekroc cos pisalem (jeszcze w czasach ogolniaka) robilem to w takim stylu :)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: grosik w Marzec 13, 2007, 08:55:17 pm
Opowiadanie całkiem niezłe, ale myśle że brzmiało by lepiej gdyby nie było tyle zwrotów z L2.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Marzec 16, 2007, 10:53:20 pm
A to opowiadanko mojego autorstwa stworzone aby dostać konto na pewnym klimatycznym serwerze.

Nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje, nasza sytuacja jest beznadziejna. Moje prawe ramie krwawi i zwisa bezwiednie wzdłuż
ciała, połowa mej zbroi została rozdarta na strzępy przez to Coś, nogi odmawiają posłuszeństwa a cały organizm zaczyna oddawać mi z nawiązką za wysiłek, do jakiego je zmusiłem. Większość mojego oddziału spadła w nieskończoną otchłań przepaści razem z tą wielka furią kłów i pazurów. Reszta zaginęła, a właściwie powinienem powiedzieć, że została wchłonięta przez tą cholerną górę i na pewno nie jest to pech, raczej coś o wiele bardziej bezwzględnego i mrocznego. Ścieżka, którą podążamy wije się po zboczu niczym wąż pełznący wśród traw i jest równie zdradziecka i śmiercionośna niczym najgroźniejszy z tych gadów. Przeklinam dzień, w którym ośmieliłem się spytać Go o drogę, pamiętam wyraźnie tą noc.
Zajazd, w środku nocy słychać łomot do drzwi, obudziłem się przez ten hałas narzuciłem na siebie koc i wyszedłem z pokoju. Wziąłem ze sobą miecz, nie mogłem pozwolić na to, aby banda jakiś rzezimieszków wdzierając się do środka zdemolowała zajazd mojego przyjaciela. Przeszedłem ciemnym korytarzem do schodów, na których zobaczyłem Harolda w szlafmycy i lampą naftową w ręku. Powiedziałem mu żeby otworzył a ja przyczaję się za kotarą oddzielającą główna sale od sali sypialnej. Usłyszałem szczękniecie zamka a po chwili głos Harolda oznajmił, że wszystko w porządku. W drzwiach zobaczyłem przygarbioną postać w płaszczu, z którego spływały strumienie wody gdyż na zewnątrz lało porządnie. Spod kaptura wynurzył się cichy ochrypły głos proszący o schronienie przed deszczem i kubeczek czegoś na rozgrzanie w zamian oferując drogocenne informacje. Harold wyraził zgodę kiwnięciem głowy i wskazał mu drogę do szynkwasu. Świetnie wiedział, że właściciel zajazdu z pełną garścią informacji może wkrótce stać się właścicielem z garścią pełną złotych monet. Pomimo że z rana mieliśmy wyruszyć na trakt postanowiłem posłuchać, jakie to rewelacje przekaże ten tajemniczy jegomość. Usiedliśmy przy jednym stoliku, Harold nalał każdemu po ćwierć kubka brandy i przy przytłumionym świetle z jednej lampy stojącej na szynkwasie słuchaliśmy o wydarzeniach, które miały miejsce 100 mil stąd. Usłyszeliśmy kilka zmyślonych opowiastek i może dwie ważniejsze informacje dla najemników. Powiedziałem mu, że to może jest warte jedną kolejkę, ale nie nocleg. Tym razem spod kaptura wypłynął spokojny basowy głos:

-Pewna grupa najemników dostała zlecenie, aby zamordować wścibskiego urzędnika i wszystkich świadków, którzy znajdą się u niego w domu. Pech chciał, że mord widział jakiś pieprzony smarkacz, prawdopodobnie służący, który postanowił przynieść drewna żeby napalić w piecu. Akurat wchodził przez drzwi, kiedy najemnicy zacierali ślady, szybko zorientował się, co się dzieje widząc ciało strażnika na korytarzu. Rzucił się do ucieczki a najemnicy ruszyli za nim. Młody ukradł konia jednego z napastników i ruszył w stronę Piekielnej Góry (nieznajomy wyjaśnił, że tak nazywają górę gdzie wydobywa się siarkę).
Pościg był bardzo uciążliwy, smród i gorąco bijące z dziur, z których wydobywano siarkę był nie do zniesienia, konie zaczęły wierzgać i musieli je zostawić. Idąc po śladach małego podążali ku górze wśród śmiertelnych oparów. Już wtedy jeden z najemników zginął, wpadając do jednego z otworów.
Reszta przeszła wyżej trafiając na wąska ścieżkę, która wijąc się po zboczu między ostrymi granitowymi skałami prowadziła do budynku, którego nikt nie spodziewał się tam zobaczyć. Tylko jednemu z napastników udało się dotrzeć do niego. To, co stało się w środku budowli nadal jest tajemnicą. Podobno z góry powrócił jedynie służący cały we krwi wrzeszcząc niczym prorok o nadchodzącym końcu i armii tak straszliwej, że sam władca piekieł by nie śmiał wypuszczać jej na ten świat. Chłopaka uznano za nawiedzonego i postanowiono spalić na stosie. Kiedy jego ciało dosięgały już płomienie z bezchmurnego nieba zaczął padać deszcz gasząc trawiące ciało płomienie a seria piorunów zwęgliła jego prześladowców. Ludzie mówili, że chłopak nie przeżył, ale 3 dni po jego pogrzebie siostra odwiedzająca grób zobaczyła, że trumna została odkopana a w środku nie ma ciała. Tydzień po tym wydarzeniu rodzina chłopaka dostała w spadku ogromna posiadłość wraz z dość dużym zasobem złota. Od tej chwili wszyscy Robensborowie żyją w dostatku a wszyscy ich wrogowie giną w strasznych okolicznościach. Ludzie wierzą, że na szczycie Piekielnej Góry w Domu Otchłani można wymienić duszę na 1 życzenie. Niekoniecznie swoja duszę.
Po tym zdaniu z czarnej głębi kaptura wydobył się prawdziwie nieludzki śmiech, który powinien być przypisany raczej jakiemuś demonowi. Wtedy to moje za wysokie ambicje i niepohamowana ciekawość zmusiły mnie do wymówienia tych przeklętych słów:
- gdzie jest to miejsce i jaka droga tam wiedzie?
- nie dla ciebie taka wyprawa, młodziku!
Chwyciłem go za zapięcie płaszcza i chciałem przywalić w ryło, lecz on uniósł głowę, zobaczyłem jego twarz. Jedno z oczu było ślepe, zaszło bielmem, w drugim płonął ogień fanatyka. Wzdłuż twarzy biegła okrutna blizna zaczynająca się nad lewa brwią i biegnąca aż do podbródka, przy każdym ruchu mięśni twarzy wiła się jakby z jej bruzdy chciało się coś wydostać. Jego wzrok przykuł mnie natychmiast do krzesła.
-kim ty do cholery jesteś?!
- wygląda na to, że przestało padać, pójdę już.
Wstał od stołu i wyszedł niknąc w mgle poranka.

No dobra nie czas teraz na rozmyślania trzeba zebrać resztę ludzi i ruszać dalej.
- Vincent, najemnicy wracają na dół, widać ich stalowe nerwy postanowiły dać sobie wolne.
- Widać nie każdy miał do czynienia z ciemnymi mocami mój mroczny przyjacielu.
Ciemny elf uśmiechnął się szyderczo i podał mi rękę pomagając wstać.
- Daviano ulecz nas, zostaliśmy tylko we czwórkę i musimy być w pełni sił.

Auuu, znaki interpunkcyjne... Podobnie Zyth w tym ostatnim opowiadaniu. Nie mogłem doczytać do końca, za bardzo raziło w oczy.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zyth w Marzec 17, 2007, 10:18:18 am
Nom, ja wiem, ze zrobiloem duzo blędów interpunkcyjnych, podobnie w piesniach brak polskich liter, poniewaz zostały one przygotowane jako makra do WoWa.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Marzec 27, 2007, 04:10:10 pm
No to moze cos innego napisze zeby nie dawac tego opowiadania jeszcze takiego jakiego nie chce.


-Dziadku opowiedz nam historię - powiedziała drużyna.
-Dobrze niech tak sie stanie - odpowiedział starzec.
Po chwili wyciągnął z kieszeni worek, wyciągnął z niego trochę jakiegoś proszku i rzucił go w stronę ogniska. Ogień zmienił kolor na czarny, a następnie zgromadzeni zauważyli w ogniu obrazy.
-To były dobre czasy dla wszystkich istot na świecie, lecz nienawiść i dekret rycerzy ciemności miały okropne skutki dla tego pokoju, zakłóciły spokój na zawsze.
Na krótko przed końcem odwiecznej wojny pomiędzy niebem, a piekłem zły syn piekła Kron, znany jako Necron wyszedł ze swej jaskini ukrytej pod samym piekłem. Wiedząc o jego nieuniknionej śmierci spisał testament czystego zła w 7 czarnych księgach.(nie wiedziałem jak to określić :P) Jedna za drugą, sześć z tych ksiąg zostało odkrytych po latach, jednakże siódma, ostatnia i najgorsza ze wszystkich, zawierająca sekret jego wskrzeszenia została nie odnaleziona.
Przywołał on do siebie 7 nieśmiertelnych demonów, aby dokończyły jego gniewny plan, lecz one zostały zamienione w kamień przez anioły z Kryształowych Królestw. Więc jego sny sypiały z nimi dopóki zło nie przywłaszczyło sobie Ziemi oraz rasy ludzkiej. Necron rządziłby ze swoim zniesławionym imieniem kosmicznego chaosu. I tym razem panowałby na zawsze!
...
Lecz był ktoś kto uchronił nas od tego, ale to juz inna historia...


Ognisko przestało się palić, a gdy zapaliło się na nowo starca juz nie było. Została po nim tylko kartka z obrazem i słowami w dziwnym języku.


I jak sie podobało?? Wiem, wiem może jest to bardzo skrócone, ale na pisanie czegoś przez 5 minut i to na dodatek bardzo opartego na monologu z piosenki jednego zespolu to bardzo to wydluzylem. Moze napisze pozniej o osobie ktora uchronila swiat przed zlym Kronem, ale wszystko w swoim czasie. Aha i to juz nie bedzie z czegostam tylko wymyslone :D.
Piekło w piekle wyszło z tego piekła i tamto piekielne piekło bardzo rozpiekliło... możnaby to trochę pozmieniać... Powtarzające się wyrazy źle wyglądają :/ Po drugie, drużyna mogła powiedzieć "starcze", nie "dziadku" ;) i Po kolejne, odpowiednio ustawione przecinki potrafią uporządkować nawet najbardziej poplątaną historię... Tutaj by się przydały ^^ Gdyby nie te kilka błędów, opowiadanie było by całkiem niezłe... ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Marzec 29, 2007, 09:55:51 pm
to jak juz mowilem bylo bardziej tlumaczenie niz cos od siebie choc w pelni to nie jest przetlumaczony tekst tu masz oryginal:
Cytuj
"It was a good time for all creatures of the earth, but fate decreed that the dark prophecy of a demon knight could bring a tragic end to this peace
scarring their lives forever. Shortly before his defeat in the last of the primordial wars between the heavens and hells the evil son of the Hell God Kron,
known as Nekron, withdrew to his lair in the underworld.
There, sensing his impending deathhe inscribed a testament of pure evil in seven black books. One by one six of these books were discovered through out
the ages, however the seventh, last and most terrible of all contained the secret of his resurrection.
He commanded seven immortal demons to carry out his dark plan.
But they were turned into stone by the angels of the crystal realms.
And so his dreams slept with them until a time came when the forces of evil would usurp the earth.
Nekron would rule in the unholy name! of cosmic chaos.
And this time he would reign supreme!"
powtarzam TO NIE JEST PRZETLUMACZONE, NIEKTORE WSTAWKI SA MOJE:P i co z tego, ze malo ich, ale sa
BTW przez chorobe i ta $%&^%#$&%$ szkole stracilem swoj maly talencik i wene tworcza. Teraz tylko mam wene do gry na skrzypcach :/
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Marzec 30, 2007, 03:49:59 pm
Hmmm... Skąd jest ten cytat? Z "głównej legendy", czy jednego z "opowiadań" dotyczących jakiegoś chronicla?

Po drugie, nie można stracić talentu do pisania. ^^ możesz jedynie nie mieć teraz natchnienia... tak jak ja, kiedy pisałem tamto opowiadanko o giants cave i czekoladce... ;)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Kwiecień 12, 2007, 03:16:53 pm
(Sorka, że post za postem, ale nikt tu nic nie pisze, więc nie miałem wyboru...)

Napisałem opowiadanie na podanie o konto na RH. Daje najpierw tu żeby plamy nie było.

6.Co takiego Twoja postać wniesie na serwer, żebyśmy uznali, że warto Ci przyznać konto? Zawrzyj swoją koncepcję postaci.

7.Siedzisz w karczmie i zamierzasz opowiedzieć historię o niezwykłym wydarzeniu, którego byłeś świadkiem lub uczestnikiem. Napisz jak przedstawisz swoją opowieść drugiej postaci [zwróć szczególną uwagę na emocję. Emocje umieść pomiędzy <>

ad6.Jeszcze nie wiem kim będę chciał grać, ale napewno jakimś zabójcą. W życiu jestem grzecznym chłopczykiem więc chociaż w grze mogę się wyżyć! Będę zabijał wszystkie wasze Redemptory i Hominisy (no chyba że sam będę grał człowiekiem, to wtedy tylko Redemptory). Trzy "Z" - Zajść, Zabić, Zarobić - to będzie moje motto. Jak wpuścicie mnie na serwer to lepiej częsciej oglądajcie się za siebie :)

ad7.Zabójca nie opowiada historii, zabójca w ogóle dużo nie mówi. Zabójca (paradoksalnie) zabija. ..no ale coś czuję, że to nie przejdzie, więc:
<podziwia bogatą kolekcje eksponatów na ścianach  i stropie karczmy. To jakiś stary zardzewiały rapier, to rogi Taurina, to jakaś przedziwnia szabla, która nadal była ubrudzona z krwi choć pewnie wisi pod sufitem nie od dziś, to wyjątkowo duża skóra bazyliszka, gdy nagle..> "Na brodę mojej matki! Czyż to nie.. Taak.. To napewno ten sam topór, który uratował mi życie 2 lata temu. Pamiętam to jak dziś..
Kolejny zwykły, zimowy poranek. Nic nie zwiastowało, że to właśnie tego dnia otworzy się przed nami nowy rozdział w naszym szarym życiu. Jak codzień rano, wraz z drużyną wyruszyliśmy do kopalni w celu wydobycia mithrilu. Była straszna zamieć, która potęgowała się wraz z wysokością, wspinało się co raz ciężej, ale nawet i to nas nie przestraszyło i teraz żałuję, że nie zawróciliśmy. Wkońcu ku naszym oczom ukazała się ściana lodu, w ktorej zwykliśmy ujrzeć jaskinie - wejście do kopalni, ale wtedy żadnej jaskini nie było, wszędzie było biało. Zabłądziliśmy? "Nic bardziej mylnego!" - krzyknął jeden krasnolud z naszej drużyny - "Przysypało wejście, jedyne co musimy to tylko..." i uderzył kilofem w błyszczącą się białą, twardą jak głaz zaspę, dokładnie w miejscu gdzie była wnęka prowadzącą w głąb kopalni. Sądziłem, że to nie najlepszy pomysł, lecz ku mojemu zdziwieniu, po kilku uderzeniach kilofem, lód dał za wygraną i wszyscy wszedliśmy do środka. Pomyślałem: "Co za dzień!" niewiedząc, że to dopiero początek. Mijaliśmy jak zwykle kolejne korytarze ciemnej kopalni śledząc nasze cienie, które rzucało na ziemie światło naszych pochodni. Gdy dochodziliśmy do miejsca gdzie powinien znajdować się koniec korytarza i zwykło rozpoczynać się złoże białego minerału zobaczyliśmy, że korytarz wcale się tam nie kończy, tylko ciągnie się jeszcze dalej, dużo dalej. Ktoś powiedział: "Oho, widzę że poprzednia drużyna kopaczy nieźle się uwinę..." - i urwał na widok złowieszczo porozrzucanych kilofów. Przedłużenie tunelu, które napotkaliśmy było jakieś inne, jakby nie wykopane krasnoludzią ręką. Na ścianach było widać ślady jakby... zębów, albo raczej olbrzymich szczęk... Z sercem w gardle, przeczuwając najgorsze, spojrzałem po podłodze. Wszędzie leżały porozrzucane, dobrze widoczne w migocącym świetle rzucanym przez biały mithril torby i narzędzia. Na kurzu ktoś jakby w pośpiechu nabazgrolił "Ze złotych liści ogórek" Co to oznacza!? Co tu się wydarzyło!? Rozglądałem się dalej po ziemi szukając jakichkolwiek wskazówek, tropu, odpowiedzi na to co tutaj zaszło, gdy nagle dotarło do mnie, że na podłodze jest jeden cień za dużo. Stanąłem jak wryty. Kątem oka podążałem wzdłuż głowy cienia (na szczęście ten cień nie miał żadnych szczęk) aż do nóg i... Przed moimi oczyma ukazał się silnej budowy krasnolud, jeden z wiejskich kopaczy. W ręku trzymał nie inny topór niż ten, który wisi ci teraz nad czaszką. Odetchnąłem z ulgą. "Witaj, co tu się..." - zacząłem, gdy on przyłożył palec do ust szepcąc: "Cisza, nie ruszajcie się, bo nas znajdą". - "Kto nas znajdzie?" - i jakby w odpowiedzi na moje pytanie, z tunelu wyskoczył z strasznym skrzekiem wielki podobny do szczura potwór. Biegł na dwóch łapach prosto w moją stronę. Na plecach kołysała mu się skrzynka, a na głowie wyposażonej w wielkie szczęki miał zielony kapelusik. "Ogórek!" - pomyślałem. Zanim zdążyłem zrobić jakikolwiek unik, bestia rzuciła się na mnie, wywracając mnie na plecy. Już widziałem z bliska ostre kły, które zaraz miały wtopić się w moją szyję. Zamknąłem oczy. Myślałem, że to już koniec. "Możesz otworzyć oczy" - powiedział nieznajomy krasnolud trzymając zakrwawiony topór w ręce i zrzucając zwłoki bestii bez głowy z mojego brzucha. Rozglądnąłem się roztrzęsiony. Bo mojej prawej uśmiechała się do mnie szyderczo właśnie obcięta głowa bestii. Przez moment wydawało mi się, że wciąż się porusza, być może ze strachu. Spojrzałem przez lewe ramie i moim oczom znów ukazał się tajemniczy bełkot "Ze złotych liści ogórek". Naglę coś mnie tknęło. Przyjrzałem się bliżej... "Zezłościliśmy górę" [no wiem, że banał ale co ;p dobra trzeba to chyba kończyć powoli..] Wstanowszy na nogi i wykręciwszy swoją brodę z krwi potwora spytałem: "Co to u licha było?" - "Ko-ko-koboldy" - wyjąkał najstarszy z drużyny - "Legenda głosi, że te ponure kreatury od wieków żyją w górach kopiąc tunele i każdego, który naruszy ich pracę dosięgnie zemsta. Co my narobliśmy.." - westchnął. Na te słowa zapadło milczenie. Przeszywająca wszystkich, niepokojąca cisza, słychać tylko było trzaskanie płomieni pochodni, gdy znowu usłyszeliśmy przeraźliwy skrzek, o wiele głośniejszy, niż przed chwilą. Wiedziałem, że z ciemnośći tunelu nie wyskoczy już jeden kobold. Biegła ku nam cała horda olbrzymich szczurów. Ziemia zaczęła się trzęść - byli co raz bliżej... "W nogi!" - ktoś krzyknął. Coś mi mówiło żeby wziąć skrzynke z pleców pozbawionego już głowy Kobolda. Szybko porwałem ją w biegu, wepchnąłem do niej swój kilof i rzuciłem się do ucieczki. Mimo, że z dodatkowym obciążeniem biegło mi się dużo gorzej, to wiedziałem, że ów skrzynka jeszcze mi się przyda. Biegłem ile sił w nogach nie oglądając się za siebie. Ziemia co raz bardziej się trzęsła. Widziałem jak kilku krasnali z przodu przygniotły obsuwające sie z sklepienia głazy. Nieznajomy krasnal z toporem zatrzymał się by im pomóc. Uskoczyłem nad nimi. Jaskinia co raz bardziej zaczęła się walić. Obróciłem się. Ów krasnolud z toporem i reszta drużyny była już uwięziona pod gruzem kamieni. Biegłem dalej już samotnie ku wyjściu z kopalni. Straszy skrzek stłumiony był gdzieś w oddali, mimo to nie zatrzymywałem się. Wyjście z tunelu znów było zasypane. Gdy przewierciłem się na zewnątrz, wichura była jeszcze bardziej zajadliwa niż przed wejściem. Nie było szans żebym trafił do wioski. Znów usłyszałem przeszywający skrzek. Nie było czasu na zastanawianie. Spojrzałem na skrzynke, którą cały czas trzymałem w ręku. Nagle przeszyła mnie szalona myśl i jakby nie w pełni świadom tego co robię, wskoczyłem do skrzynki i zacząłem zjezdżać w nieznane. Potem pamiętam tylko wielką przepaść i... kiedy otworzyłem oczy, szedłem już lasem jakieś 4 wierzchowce stąd. Przeżyłem tylko ja i....<spojrzał na wiszący przy suficie topór>Ech.. nawet nie wiem jak miał na imię.." <wstał i podszedł do lady>
-Skąd masz ten topór?
-Przyniósł go jakiś krasnal o imieniu Garald
-Jak to, przecież ja się nazywam Garald....
-Razem z tą skrzynką <tu karczmarz wyciągnął starą skrzynkę z pod lady>
- :O

Hmmm... hmmm... KOBOLDY?! Stary, nie pomyliłeś czasem gry? :shock: :P K, to opowiadanie, szczerze mówiąc, ma za mało dialogów. Chodzi mi o to, aby te dialogi były jakoś tak... bardziejsze... Te, które wymyśliłeś, są nieco mętne... I jeszcze przyczepię się do jednego: zakończenia... którego nie ma. Mógłbyś to jakoś... khm, "podchwycić", zapakować w pudełko i wysłać na lotnisko - czytaj: dokończyć. Coś powinno być jeszcze, czegoś brakuje... Gdyby zakończenie opowiadania porównać do korka w pełnej butelce, to, zanim potrząśniesz(wyślesz do sprawdzenia "specom" z serwera), zakręć porządnie... ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Skrzat w Kwiecień 12, 2007, 03:25:50 pm
No koboldy koboldy bo to opowiadanie jest na serwer WoW a nie L2.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Lipiec 03, 2007, 04:38:10 pm
Czekam na komentarze dotyczące mego nowego rozdziału! ^^'
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Styczeń 27, 2008, 02:21:12 pm
Bohaterowie

Ork Destroyer - Etiris
Overlord - Materid
miecho armatnie :>


W gorach jest bajecznie , piekne widoki , swieze powietrze , malo różnorakich stworow... ale jest tez tam...
-Cholernie zimno... - wymruczał wojownik
-Przesadzasz jak zwykle... niedawno nocowaliśmy kolo kuźni bogów to marudziłeś ze jest za gorąco - mag spokojnie rozwinął posłanie
W odpowiedzi Etiris burknął coś niewyraźnie i oparł sie wygodniej na rękojeści swojego wielkiego miecza. Overlord położył sie na kocu i powoli zasypiał myslac o drodze jaka ich czeka...
Minęła już dobrze północ gdy wojownik wyszedł na skale i wypatrywał jakiegoś źródła wody. Zsunął sie zręcznie jak wiewiórka zabrał bukłak i nieporadnie ślizgając sie na śniegu schodził coraz niżej. Po kilku upadkach i wielu przekleństwach dotarł do celu podroży czyli małego wodospadu który z jakiegoś powodu nie zamarzł. Pochylił się, napił i sięgnął po manierkę. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch. W ostatniej chwili uchylił się na bok unikając ostrza sztyletu. Odruchowo poszukał ręką miecza na plecach i zaklął przypominając sobie że zostawił go w obozie uważając że wystarczająco mu ciężko na śniegu bez broni. Następny atak ork sparował równie łatwo jak poprzedni. Przypomniał sobie słowa swojego przyjaciela, że najlepsza obrona jest atak czy jakoś tak... Więc bez zbędnych ceregieli rzucił się do przodu i złapał ogromnymi łapskami swojego wroga. Etiris z stoickim spokojem cisnął swoim przeciwnikiem o ziemię, jednak widząc że ten ma jeszcze siły się podnieść złapał go za głowę i z okropnym chrzęstem skręcił mu kark. Dopiero teraz gdy opadła mu adrenalina zauważył że walczył z elfem... cholernym jasnym elfem... a te gnoje nigdy nie chodziły same... co mogło oznaczać że albo jest ich więcej w zaroślach lub... że atakowały właśnie Materida... Wojownik powoli schylił się po bukłak pełen wody i spokojnym krokiem skierował się do obozowiska... wiedział że gdy przyjdzie to będzie musiał wyzbierać resztki elfów... no bo w końcu był ucywilizowany i wolał upiec swój obiad niż jeść go na surowo...


C.D.N ? :> (w zaleznosci od tego czy sie spodoba :P)
Jesz elfów? ^^ Fajne opowiadanie, tylko że robisz za długie zdania. I jeszcze nie wspomniałeś w "bohaterach" o magu, który występuje na początku.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Styczeń 27, 2008, 04:13:26 pm
:d ten mag to Overlord ;p troche zakrecilo mi sie tam na poczatku ^^ ...


ofkors ze jem elfow... w koncu jestem orkiem nie? :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Styczeń 27, 2008, 06:12:44 pm
:d ten mag to Overlord ;p troche zakrecilo mi sie tam na poczatku ^^ ...


ofkors ze jem elfow... w koncu jestem orkiem nie? :D

Orkowie jedzą elfy? Pierwsze słyszę ^^ Ale niech ci będzie. W następnej części nie rób tak długich zdań :p

And comment my opowiadanka plz.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Styczeń 27, 2008, 07:52:04 pm
W daaawnyych czasach jasne ze jedli :p jak nie bylo czego innego.... ehh łykowate miecho i nic wiecej :D

Twoje opowiadanka fajne :) chociaz momentami sadze ze lepiej by bylo gdyby bohaterowie nie mogli stwierdzic : ress pls... bo to sie z deczka wyklucza ;] ale moze byc, humorzaste i dobrze sie je czyta ;) (a wyklucza sie min. w przypadku jak Spalasz tego orka :P bo on tez sie mogl respawnac :D) ostatnie troszke niedorobione i moglo by byc lepsze :p. ale pracuj ... z checia poczytam wiecej :] mam nadzieje ze wy moich tez :p
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Styczeń 31, 2008, 05:09:37 pm
Jeśli ktoś skończył swoje opowiadanie, prosze pisać do mnie na pm z cała treścia (jak się zmieści :P ) to będe tworzyć wątki z waszym pełnym opowiadaniem a osoby beda je komentować.
Niemądry pomysł, nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy absolutnie. Na przykład nie planuję końca mojego opowiadania, tego, które ma na początku rzymskie cyferki.

Antilus, fajne opowiadanie, coś mocny strasznie ten ork ^^
Chadwao, jeszcze ciekawsze, tylko kurczę, nie lubię takich niedokończonych opowieści, ledwo się zaczęło coś ciekawego i już koniec :P

A moje opowiadania się nie wykluczają, ork dopóki nie został wskrzeszony, nie mógł się respawnąć. :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Styczeń 31, 2008, 05:53:35 pm
hehe ork to ork nieprawdaz? Potezna gora miecha zbudowana w 100% z miesni :) lazaca potega w walce wrecz :) co do twojego opowiadanka :) to jest bardzo fajne... a Chadwao to mnie zaskoczylo bo jest genialne :] uchwycony motyw zachecajacy czytelnika do zaglebienia sie w historie :> czekamy na wiecej bo historia juz mnie przykula do monitora :D a takie niedokonczone historyjki czasem sa lepsze niz cala sztuka :P zostawiaja pewien niedosyt... :>



ps. widze ze tylko my jakos tu sie odzywamy a reszta to cisza :P czyzby nikt juz nie czytywal ksiazek/opowiadan? :>
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: System w Styczeń 31, 2008, 11:51:45 pm
Jeśli ktoś skończył swoje opowiadanie, prosze pisać do mnie na pm z cała treścia (jak się zmieści :P ) to będe tworzyć wątki z waszym pełnym opowiadaniem a osoby beda je komentować.
Niemądry pomysł, nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy absolutnie. Na przykład nie planuję końca mojego opowiadania, tego, które ma na początku rzymskie cyferki.

każde opowiadanie się kończy :)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Luty 01, 2008, 03:49:30 pm
Jeśli ktoś skończył swoje opowiadanie, prosze pisać do mnie na pm z cała treścia (jak się zmieści :P ) to będe tworzyć wątki z waszym pełnym opowiadaniem a osoby beda je komentować.
Niemądry pomysł, nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy absolutnie. Na przykład nie planuję końca mojego opowiadania, tego, które ma na początku rzymskie cyferki.

każde opowiadanie się kończy :)
To dopiero optymistyczne podejście do życia ^^

hehe ork to ork nieprawdaz? Potezna gora miecha zbudowana w 100% z miesni :) lazaca potega w walce wrecz :)
Ork mi się kojarzy z... orkami z LotRa, którzy śmierdzieli potem, bez wytchnienia przebiegali setki mil z rozkazu dowódcy, i byli silni na równi, może trochę bardziej niż ludzie.. oczywiście bez obrazy ^^ Orkowie zawsze zależą od świata fantasy, w jednym rodzą się z... błota, gdzie indziej mają rogi i są brązowe, jeszcze gdzie indziej elf może spokojnie pokonać dziesięciu  orków naraz, w takim L2 są inteligentne jak ludzie i pieruńsko silne, w innym WoWie są zielone dokładnie jak gwiazdki Systema...
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: System w Luty 01, 2008, 10:20:51 pm
Jeśli ktoś skończył swoje opowiadanie, prosze pisać do mnie na pm z cała treścia (jak się zmieści :P ) to będe tworzyć wątki z waszym pełnym opowiadaniem a osoby beda je komentować.



Niemądry pomysł, nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy absolutnie. Na przykład nie planuję końca mojego opowiadania, tego, które ma na początku rzymskie cyferki.

każde opowiadanie się kończy :)
To dopiero optymistyczne podejście do życia ^^


Noo a co ^_^, żyć wiecznie nie będę, jak i opowiadania, nie można przeciągać tego jak flaki z olejem czy np. Seriale który jedną akcje  poszerzyli na 3-4 odcinki (między innymi dragon ball)




w innym WoWie są zielone dokładnie jak gwiazdki Systema...


od gwiazdek się odczep :)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Luty 02, 2008, 04:06:38 pm
Jeśli ktoś skończył swoje opowiadanie, prosze pisać do mnie na pm z cała treścia (jak się zmieści :P ) to będe tworzyć wątki z waszym pełnym opowiadaniem a osoby beda je komentować.



Niemądry pomysł, nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy absolutnie. Na przykład nie planuję końca mojego opowiadania, tego, które ma na początku rzymskie cyferki.

każde opowiadanie się kończy :)
To dopiero optymistyczne podejście do życia ^^


Noo a co ^_^, żyć wiecznie nie będę, jak i opowiadania, nie można przeciągać tego jak flaki z olejem czy np. Seriale który jedną akcje  poszerzyli na 3-4 odcinki (między innymi dragon ball)

Znajdź mi jedno opowiadanie, w którym jedna akcja przeciągnięta jest na kilka rozdziałów...



w innym WoWie są zielone dokładnie jak gwiazdki Systema...


od gwiazdek się odczep :)
A czy ja mam coś do gwiazdek? Szukałem porównania, a gwiazdki moda idealnie pasują do najzieleńszego odcienia zieleni skóry orków w WowWe.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Draer w Maj 17, 2008, 08:21:24 pm
Czytalem wiekoszsc i najbardziej wciagnal mnie Soulren:PP a najbardziej podobalo sie to

Tyle lat na szlaku...tyle blizn znaczy moje ciało...pył z gościńców zalega na mej zbroi tyloma warstwami,że niemożliwym jest już jej doczyszczenie... Widziałem wiele,zbyt wiele...Zabijałem,ginąłem,walczyłem,zwyciężałem,traciłem przyjaciół,zyskiwałem wrogów... Ale zawsze gdy wracam do domu i udaje się w TO miejsce,ogarnia mnie niewypowiedziana rozpacz... Już od dziecka zakradałem się w to miejsce gdzie dobroczynny cień Drzewa-Matki i naszej bogini Evy nie sięga... Pamiętam ze gdy moje ciało i umiejętności pozwalały mi już na walkę (ach,ileż to lat minęło... czuje się taki stary i zmęczony...),ilekroć zabijałem tamtejsze szkielety,miałem wrażenie jakbym zabijał swoich towarzyszy,moich elfich braci.Ach,jak bardzo nienawidze zdrajców,wyznawców Shillen... ta ich pycha,szalona ambicja... to ona doprowadziła do rzeźi moich braci...nie potrafie im tego zapomnieć... I mimo iż lata spędzone na szlaku pozwoliły mi poznać kilku uczciwych mrocznych,to nie potrafiłem się przełamać i traktować ich jak równych sobie...Dziś,po kilku latach,znowu stoje na progu zrujnowanej elfiej fortecy ściskając w dłoni mój wierny,pokryty szczerbami miecz i czując nad wyraz boleśnie ciężar ciężkiej zbroi i tarczy... i wiem,że gdy wkroczę do środka,znów zanurzę sie w szaleństwie próbując uwolnić dusze moich dawno już martwych ale ciągle uwięzionych w tych murach braci...wiem że ta klątwa przetrwa wieczność,ale ja w głębi duszy łudzę się że znajde kiedyś jakiś sposób...albo zginę próbując...
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Maj 17, 2008, 09:05:53 pm
Dzięki ^^ Planuję kolejne opowiadanie, mam nawet pomysł, tyle że jakoś nie potrafię tego rozwinąć... A, i "Soulern", nie "Soulren", please :p
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Draer w Maj 17, 2008, 09:39:33 pm
Wybacz :P tak mi sie kliknelo :oops: To czekam w takim razie ^_~
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Czerwiec 04, 2008, 08:03:07 pm
Takie opowiadanko mojego autorstwa... zapraszam do komentowania jak sie spodoba to i drugi rozdział napiszę.  :D. Aaaa i to moj taki debiut jakby... nigdy nic nie publikowałem :P

Rozdział I

- Na własne oczyska jo żem go panie widzioł! Wielkie to panei jak trzy domy w kupie! Cały paskudny taki panie i...
- A gdzież widziałeś tą straszną bestie dzielny czlowieku? - przerwał Creydenn z ironią w glosie.
- Tuż nad polami tych przeklętych Orków z Ketry! Ku nas leciała, na pewno te gadziny na ją na nas nasłały!
- Ech tak... to na pewno muszą byc one... A teraz musisz mi wybaczyc... musze coś zrobic.
- Oczywiście! Ale panie jokby co trza było zrobic to ja zawsze pomoge!
- Tak, tak będę pamiętał.
- To bywoj w zdrowiu panie czarowniku!
- Taaaak... Bywaj bywaj...
Wieśniak z służalczym usmiechem zszedł z krzesła i wyszedł z komnaty. Creydenn z uśmiechem na twarzy wrocił do czytania księgi.
Ale skończenie lektury widocznie nie było mu dane. Okropny trzask i huk dało się slyszec nawet w zamknietej komnacie.
- Co do licha! - drow położył książkę i szybko wybiegł z pomieszczenia. Spojrzał przez barierke w dół. Trzeba przyznac ze nie spodziewal sie zobaczyc
przy koncu schodow lezacego wiesniaka.
- Ja tu panie nic.. wychodzę juz! - wieśniak szybko podniósł się z ziemi i potykając sie pobiegł do wyjscia z wieży.
- Co za dzień... - mruknął Creydenn sam do siebie i wrocil do komnaty. Gdy tylko wszedł zamknął za sobą drzwi zaklęciem, naprawde miał już dośc tych
wszystkich chlopów i ich problemów. Podniósł książkę z rzeźbionego stołu, usiadł w fotelu i zabrał się za czytanie.
- Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaanie! - krzyk pełen strachu przeszył powietrze jak strzała a tuż po nim rozległo się glośne, denerwujące pukanie w drzwi. Creydenn zły nie na żarty siedział w fotelu trzęsąc się ze złości.
- Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaanie! Beeeeeeeeeeeeeeeeeeeestyjaaaaaaaaaaaaa! - następny identyczny krzyk...
- Już ide cholera, już ide! - Creydenn odrzucił książke, porwał swoją rzeźbioną różdzkę i pobiegł do drzwi. W biegu wymruczał zaklęcie które z impetem je otworzyło. Za nimi wieśniaka już nie spotkał. Nie zastanawiając się długo zbiegł po schodach z prędkością ktorej niejeden mag by pozazdrościł. Za drzwiami jego bezpiecznej, wysokiej wieży
zdołało się rozpętac już prawdziwe piekło. Domy płonęły, kobiety i dzieci krzyczały, a wszędzie biegała straż.
- Paaaaaaaaaaaaaaaaaaaanieeeeeeeeeee! - wieśniak którego drow od razu rozpoznał rzucił się ku niemu. - Bestyja paaaaaanie ratuuuuuj! - ognista kula uderzyła w pobliski dom. Czarodziej spojrzał w górę, to było to czego się obawiał. Smok cały pokryty czerwoną łuską krążył nad miastem co chwilę plując wielkimi kulami ognia w miasto.
- Valakas tutaj... to... to niemożliwe... - wymruczał Creydenn wciąż patrząc na smoka. - wyszedł z jamy...? ale jak....? - z rozmyślań wyrwało go uczucie... przypiekanej skóry? Drow nie tracąc głowy - wkońcu bywało gorzej, a on był przecież Panem Wiatru i Burz. Smagnął wiatrem płomien, który pełzł jak robak po jego szacie. Płomyk zniknął. Miał sczęscie... gdyby płomien był wiekszy juz był by pyłem. Po dłuższym zastanowieniu wrocił do swojej wieży. Co robic cholera co robic?! Przez chwilę przeszła mu przez głowę perspektywa ucieczki, ale przecież nie mógł zostawic tych ludzi... no i nie było jak zwiac.
- Jaki ja głupi jestem... - Creydenn po chwili pacnął się w głowę i pobiegł schodami na szczyt wieży.  Wkońcu dysząc okropnie znalazł się na samym sczycie wieży. Dach jego wieży był bardzo nietypowym dachem, był owalny płaski, budowany z dziwnego materiału którego nazwy sam Creydenn nie znał. To wszystko nadawało dachu wygląd raczej komnaty bez sufitu..
   Drow zaczał szybko krzyczec dziwne słowa wykonując przy tym równie dziwne gesty.
- N'ameeen! - ryknał wkońcu czarodziej kończąc inkantację. Czarne chmury natychmiast skłebiły się na niebie. Pierwszy grzmot... pierwszy piorun... descz... grzmot, piorun. Minuta wystarczyła by burza rozpętała się na dobre. Sam zaś drow schowany w magicznej barierze z zadowoleniem oglądał swoje dzieło... To była piękna burza, zdecydowanie najlepsza jaką kiedykolwiek wyczarował. Zgodnie z oczekiwaniami Creydenna smok zaryczał tak że czarodziej poczuł jak wieża drgnęła. Błyskawica uderzyła w łuski na piersi Valakasa. Smok ryknął po raz drugi nie tyle z bólu co ze złości,  załapotał skrzydłami,  ryknał po raz trzeci i odleciał w stronę Kuźni Bogów - swego legowiska. Creydenn wciąż z uśmiechem na twarzy osunął się na posadzkę.
Fajne! Jeszcze! :P Tylko używaj częściej przecinków! (musiałem się do czegoś przyczepić :p)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Czerwiec 05, 2008, 06:42:16 pm
soulern ty sie nie czepiaj ludzi tylko sam bys cos napisal :P


opowiadanie 8/10 :P po 1 przecinki... po 2... ehh L2 :p
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Czerwiec 05, 2008, 07:59:50 pm
Antilus miało byc o L2 :P Ale to takie jedno z pierwszych opowiadan z tego swiata... ogolnie to pisalem przygody raczej w swoim wymyslonym swiecie. A co do przecinków z interpunkcji nigdy nie bylem dobry :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Czerwiec 05, 2008, 09:17:42 pm
Antilus, opowiadanie gotowe. Co wy na to? :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Czerwiec 05, 2008, 10:34:29 pm
No nareszcie kontynuujesz :D samo opowiadanko... no bardzo fajne i smiechowe troche jak dla mnie :P text "Broń i jego właściciel wyszli." powalila mnie na ziemie :) nie wiem czy to specjalnie czy przypadowosciowo :P ale jak dla mnie to opowiadanko z jajem :p oby tak dalej chlopaki... ja sproboje cos uskrobac tez pod koniec tygodnia tylko skoncze z ta matma i niemieckim -.-... mam juz nawet pomysl tylko trzeba przeniesc to na komputerowy papier :P



ps. obaj macie cos z drowami... :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Czerwiec 06, 2008, 02:11:37 pm
No nareszcie kontynuujesz :D samo opowiadanko... no bardzo fajne i smiechowe troche jak dla mnie :P text "Broń i jego właściciel wyszli." powalila mnie na ziemie :) nie wiem czy to specjalnie czy przypadowosciowo :P ale jak dla mnie to opowiadanko z jajem :p oby tak dalej chlopaki... ja sproboje cos uskrobac tez pod koniec tygodnia tylko skoncze z ta matma i niemieckim -.-... mam juz nawet pomysl tylko trzeba przeniesc to na komputerowy papier :P



ps. obaj macie cos z drowami... :D
Jasne że specjalnie ^^ A że delfy jeszcze w moim opowiadaniu nie występowały, i w dodatku poprzednie opowiadanie było o drowie, postanowiłem fakt ten wykorzystać :p
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Czerwiec 10, 2008, 10:42:57 am
Drowy rlz :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Lipiec 01, 2008, 06:48:52 pm
Następne wypociny Lamy Pidżamy - lekko przydługawe, nie zanudzcie się ;]

Raaeld jak zwykle wstał bardzo wcześnie, sądzac po poziomie słońca była dopiero ósma rano
- Ziew. - Raaeld jak zwykle po pobudce ziewnął i przetarł zaspane oczy. Mimo ze wygląd wojownika sprawiał raczej negatywne wrażenie (bujne blond loki rozburzone i potargane), Raaeld był pełen chęci do ratowania biednych, prostych wieśniaków przed złymi bestyjami. Dzień zapowiadał się przyjemny... słonko świeciło, miasto powolutku budziło się do życia, a w karczmie zwyczajowo był tłok.
- Bry – mruknął Raaeld  do zbiorowiska.schodząc po schodach,  już ubrany i prawie obudzony do zbiorowiska.
Na sali rozległy się pomruki raczej twierdzące ze ten dzień wcale taki dobry nie jest, lecz Raaeld był pozytywnie nastawiony do świata i nie przejął się w ogóle. Ruszył więc dziarskim krokiem do drzwi śląc pozytywnie nastrajające uśmiechy do patrzących się na niego wieśniaków.
- Hola! - pulchny karczmarz ryknął za Raaeldem. - a gdzie pieniądzę za nocleg?!
- Ja was bronię przed potworami, a wy mi płacic za nocleg każecie? - spytał Raaeld z oburzeniem, co ten karczmarz sobie myśli he?
- Taaa... bronicie... Mam przypomniec jak...
- Trzymajcie karczmarzu! Niech się interes kręci! - przerwał szybko dzielny wój, rzucił karczmarzowi pare srebrnych monet i wyszedł.
Miasteczko prezentowało się tak jak zwykle... no nie za dobrze ale Raaeld jak już wspomniałem był pozytywnie nastawiony do świata więc się nie zraził, pokiwał tylko z zadowoleniem głową i ruszył w stronę Wielkiego Dębu do, którego przybijano niezbyt wielkie karteczki z wiadomościami i ogłoszeniami. W końcu dodreptał do celu, nie zapominając uśmiechac się przez drogę do każdego.


(...)



- Zupełnie tak było... ja ją bach, a ona tylko "Kwik!".
- I dlatego masz złamaną rękę? I podbite oko?
- Booo.... pałka mi się wyśliznęła i uderzyła mnie w rękę, i jak się nie odbiła, prosto w oko!
- Aha. Oczywiście I mówisz że potwora utopiłeś w gnojówce bo  był to czarci pomiot?.
- Przecież powiedziałem.
- Aha, a dlaczego ciągle kwiczy?
- No bo ta bestyja... to ona... yyy..  miała kompanów!
- To dlaczego ich nie wybiłeś jak była okazja?
- Booo... wiecie panie burmistrze... miały przewagę liczebną!
- Aha... I chcecie zapłate tak?
- Nie żebym ja na złoto lasy był! Ale trza nieco grosiwa na leczenie. - uśmiechnął się niepewnie Raaeld.
- Zjeżdzaj stąd Ty szujo! Łachudro smierdząca!!! - ryknął Maheld Rusorak Viefield Agassen zły nie na żarty, wstając z fotela.
Rozsądek nakazywał się wycofac, a że Raaeld był całkiem rozsądny to wycofał się bez wahania. Chociaż biegł w tempie ekspresowym (nie żeby on sie bał tych krzyków) to nie zapomniał się uśmiechnąc do straznika pilnującego drzwi. Bo uśmiech....

PS: staralem sie uzywac jak najwiecej przecinków i to nie o l2 :P Ciekawe czego sie czepicie ^^

Tego :P W sumie ciekawe, tylko jakoś bezpodstawnie nagle wszystkie wydarzenia się dzieją, np. pod koniec opowiadania, burmistrz tak nagle i nie wiadomo czemu wybuchnął i przegonił Raaelda... a przy okazji, czekałem na kolejny rozdział tego co było, a nie coś nowego :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Lipiec 01, 2008, 08:34:16 pm
Juz mówie.... przy ostatnim dialogu nie wiem czy zauwazyles ale Raaeld nakłamał burmistrzowi a ze ten sie przejrzal na sprawie od poczatku.... no moze pokrecilem ale mi sie to takie no normalne wydawalo ^^. Do zbiorowiska x2 literówka. Troche poprawiałem jescze i tego nie zooczyłem :P. A co do kontynuejszyn to przygotowuje na razie troche juz mam ale wene musze miec  ^^ a to taka opowiastka do rozerwania się :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Lipiec 02, 2008, 10:23:45 am
hmm... jak dla mnie fajna :) ale kurde chcialbym sie dowiedziec chocby w retrospekcji co sie stalo z tym naszym Bohem i Bestyja :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Lipiec 02, 2008, 04:30:24 pm
Moze cos naskrobie i ci na pm wysle ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Lipiec 02, 2008, 11:45:41 pm
byłbym bardzo wdzięczny :)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Lipiec 03, 2008, 12:11:21 pm
Ant skoncze prace nad druga czescia "Creydenn, Wiesniak i Stary Smok" ^^ i cos rzeczywisscie naskrobie skoro chcesz.
A Soulern Ty mnie nei krytykuj tylko sam cos napisz :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Lipiec 03, 2008, 01:26:38 pm
Ant skoncze prace nad druga czescia "Creydenn, Wiesniak i Stary Smok" ^^ i cos rzeczywisscie naskrobie skoro chcesz.
A Soulern Ty mnie nei krytykuj tylko sam cos napisz :D
Nie mam weny... ^^ Moje opowiadania dotychczas powstawały z kilkumiesięcznymi przerwami.. A ja tylko zwracam uwagę na błędy, by w przyszłości twoje opowiadania były coraz lepsze, a nie krytykuję :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Lipiec 03, 2008, 03:45:08 pm
i tak sa genialne ^^ (moje opowiadanai jak cos)  :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Lipiec 04, 2008, 08:41:35 pm
Lamuś ja mu to samo powtarzam :P Soulern bys cos napisal a nie krytykowal... tyyy ... tyyy... ty krytyku jeden ty :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: kharus w Sierpień 31, 2008, 11:47:48 am
...............................................................
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Sierpień 31, 2008, 07:31:08 pm
hmm... jak dla mnie to trochu za duzo powtorzen slowa "lecz"... w sumie nawet fajne opowiadanie pisz dalej tylko ja wiem.. brakuje mi tutaj jakiegos dodatkowego smaczku... walka troszku kiepsko i bez szczegolow opisana... no i jakos nie czuje pociagu zeby dowiedziec sie co jest dalej...
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Wrzesień 19, 2008, 08:29:27 pm
Też coś skrobnę
                                Rozdział I
Kharus należał do tych ambitnych mrocznych elfów. Chciał być kimś. Pewnego dnia został wezwany przed obliczę mistrza cienia(taki odpowiednik pułkownika):
-Witaj Kharusie.
-Witaj mistrzu cienia.
-Mam dla ciebie zadanie. Dostarczysz ten o to list, nekromancie Disanowi. Otrzymasz za to należytą nagrodę.
 Kharus bardzo się ucieszył. Myślał, że to jest test na stopień oficerski, każdy wojownik musiał go przejść. Stopnie oficerskie to dla wojowników to:
-tancerz ostrzy, jeśli chciało się wspomagać drużynę specjalnymi tańcami/ rycerz shilien, kiedy wstępowało się do specjalnego zakonu, broniącego wyznawców bogini
-spektralny tancerz, druga ranga tancerz /templariusz shilien, druga ranga rycerza
-tancerz mrocznego widma, / obrońca shilien-3 rangi
Wyżej w hierarchii znajdowały się stopnie dostępne dla wszystkich ciemnych elfów, trzeba było poznać wszystkie sekrety swojej profesji i wykazać się umiejętnością dowodzenia:
-dowódca ciemnej drużyny
-mistrz cienia
 Wracając do Kharusa, wojownik odpowiedział:
-Wykonam to zadanie.
-Świetnie. Masz tutaj 25 tysięcy adeny, list oraz pozwolenie na 100 darmowych teleportów. Poproś Jasmine, żeby przeteleportowała ciebie na Mówiącą Wyspę. Tam znajduje się nekromanta.
                               ***
Nasz wojownik dotarł na miejsce. Spytał się przechodnia:
-Wiesz, gdzie znajdę maga, Disana?
Nieznajomy uśmiechnął się szyderczo:
-Znajduję się o to na tym liście gończym.
 Mroczny elf przyjrzał się piśmie. Pisało tam, że nekromanta Disan zabił człowieka i jest poszukiwany, prawdopodobnie nie zdołał opuścić wyspy. Nagle ktoś krzyknął:
-Łapać go , to jego wspólnik, tak na pewno jego.
Kharus odwrócił się i zobaczył straż biegnącą w jego kierunku. Nie namyślając się wiele zaczął uciekać po wiosce. Nie było już nadziei, gdy nagle zobaczył nieobstawione wyjście. Nagle, jakby wstąpiły w niego nowe siły, zaczął biec. Udało mu się, uciekł z miasta. Oddział żołnierzy jeszcze go gonił, ale szybko został zgubiony. Wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło, kiedy nagle na LUDZKIEJ ziemi pojawiło się pięć elfów, chcących zaatakować Kharusa. Mroczny elf postanowił umrzeć, jak na przystało na żołnierz. Wyjął miecz i zaczął ciąć i siekać. Udawało mu się parować dużą część ciosów, jednak był coraz bardziej
zmęczony. Powalił dwóch elfów, lecz ostatnia trójka biła się bardziej walecznie, rozjuszona śmiecią towarzyszy. Wydawało się, że losy Kharusa są przesądzone, lecz nagle nadbiegł ludzki mag i wojownik, w alce z elfami. Walka skończyła się szybko. Wszystkie elfy padły. Nieznajomy mag odezwał się:
-Jestem Disan, Kharus jak się domyślam.



No wiesz... bede sczery.
Najpierw minusy;
- strasznie krótkie
- nie wiem dlaczego ale jakos nie czuje akcji zadnej
- dialogi i nazwy sa troche takie oklepane i nudne :D
Teraz plusy:
- w sumie nie jest tak zle :D

Sluchaj wg. mnie pisz dalej. Kiedys trzeba zaczac i od razu sie nie bedzie pisalo pr0 extra super opowieadan jak ja (xD :P :D). Pisz pisz pisz pisz pisz i sie pisac ucz, sadze ze kazde nastepne opowiadanie bedzie coraz lepsze! Czekam na kontynuacje.

A tak w ogóle: kto chce nastepne opowiadanie Lamci? :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Wrzesień 19, 2008, 10:53:38 pm
Jaaa.... juz ci pisalem ze chce od dawna :P ... a ty tu kiche odwalasz :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Październik 16, 2008, 08:31:40 pm
Dla wszystkich fanow mam dobre wiesci :P
Koncze druga czesc "Creydenn, Wiesniak i Stary Smok"
Tytuł roboczy. :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Październik 18, 2008, 12:17:03 pm
A big story about nothing special

     Jest dobro i zło, tylko te dwie strony, jeżeli ktoś twierdzi, że świat ma odcienie szarości jest albo za młody, albo jest głupcem. Pomimo swojego młodego wieku już to widzę. Gdyby ta "szarość" istniała już dawno bym z nią się zlał. Tak byłbym "szarakiem", "neutralem", wtedy przynajmniej bym się akceptował. Niestety nie urodziłem się tym kim chciałem, moja moralność zawsze sprzecza się z tym do czego jestem zmuszany, jednak trzeba jakoś żyć, walczyć o to, by dożyć jutra, lecz po co?
     Kontynuując, urodziłem się w biednej rodzinie mieszczańskiej, która utrzymywała się z dziwnych interesów, o których żadnemu z moich braci, a nawet mojej matce nie było wiadomo. Ja o nich wiedziałem pomimo tego, że byłem najmłodszy, ale o tym później. Moje życie wyglądało raczej normalnie: chodziłem do szkoły, biegałem z kolegami po podwórku, pomagałem w domu... jednak było coś czym różniłem się od wszystkich moich rówieśników - byłem kimś, a raczej czymś o kim nigdy żadnemu prawdziwemu "śmiertelnikowi" nie było wiadomo. Matka oraz bracia o tym nie wiedzieli jednak mój ojciec o tym wiedział. Okazało się, że jest on członkiem sekty podobnej do Assassynów, lecz ta sekta wykorzystywała złe moce. Broniła równowagi dobra i zła na świecie. Obrzędy wybierania nowych adeptów do sekty wiązały się z składaniem dzieci-adeptów jako ofiar, spośród których szatan wybierał nowych adeptów sekty naznaczając je znakiem na szyi, a resztę kazał zabijać. Niestety ja zostałem wybrany jako "strażnik ciemności" chociaż wolałbym zginąć. Co noc wybierałem się z moim ojcem najpierw na treningi przygotowujące mnie na starcia z najróżniejszymi wrogami, a później na "misje". Miałem o tyle lepiej, że mój ojciec odwalał tą gorszą robotę za mnie, a mnie wysyłał do możnowładców by nazbierać trochę łupów, lecz niedługo miało się to zmienić...

Na razie tyle dzisiaj jeszcze spróbuje coś napisać, bo mam pomysł.

      Dzisiaj są moje szesnaste urodziny, wczorajszej nocy mój ojciec powiedział, że skończyła się taryfa ulgowa i, że będę chodził razem z nim na misje. Dokładnie nie wiem czym są takowe, nigdy nawet nie usłyszałem odprawy. Postanowiłem spędzić ten dzień wyjątkowo chociaż coś we wnętrzu nie dawało mi spokoju, czułem, że te misje to coś strasznego. Gdy wstałem matka przywitała mnie pysznym ciastem, wszyscy składali mi życzenia. Dawałem oznaki szczęścia jednak coś w środku ciągle nie dawało mi spokoju. Po całej imprezie domowej udałem się na podwórko. Spotkałem się z moim najlepszym kumplem Nathelem. Nathel od razu zauważył, że jest coś nie tak:
-Czuję, że nie cieszysz się z urodzin.
-Nie wiem czemu, ale jakoś dzisiaj źle się czuję.
-Znowu coś z ojcem?
-Nieee... - powiedziałem zamyślając się.
-Nie martw się, zawsze masz mnie, jutro będzie lepiej. To co? Idziemy na ciastka z czekoladą?
Wstałem ucieszony. Nathel zawsze wiedział jak mnie pocieszyć.
Resztę dnia spędziłem raczej spokojnie, obejrzałem zachód słońca na moim ulubionym wzgórzu. Gdy zapadła ciemność nagle przy mnie stanął mój ojciec:
-Jak minął ci dzień?
-Dobrze...
-Mam nadzieję, że się nie boisz, pamiętaj strach jest najgorszym wrogiem, poza tym co inni o tobie pomyślą.
-Nie boję się, mam tylko jakieś dziwne przeczucie.
-A właśnie mam dla ciebie prezent.
Ojciec wręczył mi jakiś przedmiot zawinięty w jedwabny koc. Po rozpakowaniu "prezentu" moim oczom ukazało się błyszczące ostrze prawdziwego półtoraręcznego miecza...

Reszta jutro. Miłej lektury i proszę mi wytykać wszelkie błędy ortograficzne, interpunkcyjne jak i stylistyczne oraz językowe. Czasami popełniam takie głupie błędy, że aż mi wstyd.
Fajnie, że w końcu skończyłeś :P I dobre opowiadanie, tylko że w końcu nie wiem, czy to świat współczesny czy fantasy... Jeśli współczesny, to trochę nie pasuje tam mój nick Nathel, jeśli fantasy, dość słabo to pokazałeś. Czekam na resztę :>
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Październik 18, 2008, 12:27:25 pm
Hmm... na gg ci wytłumaczyłem raczej o co chodzi, ale jeśli chodzi o resztę to miałem chwilę zawahania jaki świat pokazać, ale raczej to obecnie wygląda na taki świat fantasy(podczas pisania sobie wyobrażałem średniowieczne miasto więc raczej fantasy). Postaram się żeby bardziej się to ukazywało w dalszej części. Dzisiaj wieczorem zaczynam.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Październik 21, 2008, 06:08:02 pm
Z dawna wyczekiwane! Tym razem sporo smęcenia ale w końcu wiecie co się dzieje z waszym ulubionym Creydennem. Miłej lektury i z góry przepraszam za wszyyyyyyyyyyyyyyystkie błędy (których jest pewnie sporo) a sczególnie brak "ć" (klawiatura mi nawala >.>). Zapraszam do czytania. Częśc trzecia i ostatnia już za niedługo bo spodziewam się ze ta jest troche nudnawa :P ale jakbym miał tak wszystko pisac naraz... troche za dużo by to zajęło. Nooooo... poczekacie przecież :P


- Paaaaaaaaaaaaaaaaaanieeee! Jok ja się ciesze że pan żyyyjeeeee! Paaaaaaaaaaaanieeeee! - Creydenn nie ukrywając zdziwienia spojrzał na „starego znajomego”. Trzeba było przyznać ze się trochę zmienił od ostatniego spotkania, wydawał się taki jakiś... jakby umyty, ubranie było czyste, białe i bezdyskusyjnie z jakiegoś drogiego materiału.
- Eeee... ale jak ty co tu?
- Aleee pan pokazał temu smokowi! Tak grzmotało! Kwiczał jak dzika świnia!
- Ahaaaaa.... - Creydenn rozglądnął się wokół siebie. Leżał na rzeźbiony łóżku umiejscowionym w niewielkiej, skromnie urządzonej komnacie. - Co się właściwie stało? - spytał wolno odrywając wzrok od jedynego okna w pomieszczeniu.
- Nie pamiętacie panie? Ja tu zaraz wszystko opowiem! Nadleciał ten smok i jak nie...
- Eeee... jednak sobie przypominam... tak, tak już pamiętam.. -  przerwał szybko drow
- Jak se życzycie panie! Jo niech pan pamięta zawsze do usług! - wieśniak wyszczerzył żółte zęby w uśmiechu.
No tak... zębów nie umył...
- Gdzie my tak właściwie jesteśmy?
- W pałacu panie! W pałacu!
- Eeeeee...?
- No bo jak pan wtedy zemdlał to przyszła po pana Gwardyja Królewska. A mundury to takie pikne mieli! Ale wracając do rzeczy to pana zabrali i do pałacu zanieśli. No ale co dalej było to nie wiem, bo dopiero teraz mnie wpuścili!
- Ahaaa.... zaraz... gdzie moja różdżka?
- No bo ona... to tak jakby... no... spadła... i się... rozbiła jakby... - mruknął jąkając się wieśniak.
- Ech... no świetnie... - westchnął Creydenn.
- Wybocz mi panie – wieśniak padł na kolana i zaczął chlipać – jo żem chcioł ratować ale się nie dało! Poleciała jak błyskawica...
- Daj spokój nic się takiego nie stało – skłamał szybko Creydenn.
- No... noprawdę? - wieśniak spojrzał na czarodzieja oczami pełnymi łez.
- Naprawdę, naprawdę – drow podniósł się na poduszkach.
Wieśniak wstał szybko, otarł oczy, a głupkowaty uśmiech powrócił na jego usta.
- Aaaaa... panie ja miałem jeszcze coś przekazać – chłop podał Creydennowi jakiś list zapieczętowany pieczęcią z wosku. - To panie trzymajcie się zdrowo... bo na mnie pora... ziemnioki trza wysadzić... -  wieśniak uśmiechnął się głupio do drowa i ruszył do drzwi.
- Eeee... tak bywajcie bywajcie... i dziękuję. - Creydenn uśmiechnął się sztucznie. Poczekał jeszcze chwilę aż kroki chłopa ucichną i przełamał pieczęć.

* * *
„Do Szanownego Mistrza Creydenna.

Zwracam się do Pana z uprzejmą prośbą. Jako iż Władca Goddard wyraża chęć spotkania z Panem serdecznie powiadamiam i proszę o stawienie się w sali tronowej gdy tylko poczuje się Pan na siłach.

                                                                           Z wyrazami szacunku Główny Sekretarz.”


Drow podrapał się po głowie zastanawiając się o co tak właściwie chodzi, na pewno nie o zwykłą pogawędkę. Powoli wstał z łóżka i chcąc nie chcąc wcisnął na siebie przygotowane już odświętne , chociaż z punktu widzenia Creydenna idiotyczne, ubranie. Nie zwlekając dłużej wyszedł z komnaty. Był w zamku tylko raz, gdy król zaprosił go do zamku tuż po przybyciu do Goddard wtedy dogadali się co do „funkcji miastowego czarownika”, mimo to bez problemów dotarł do sali tronowej po drodze spotykając jak zwykle gdzieś spieszących się dworaków. Przed ogromnymi drzwiami prowadzącymi do sali tronowej stało dwóch strażników podejrzliwie przypatrujących się nadchodzącemu. Creydenn szybko pokazał im list. Po przeczytaniu strażnik, którego drow wziął za dowódcę powiedział parę słów do towarzysza i zwrócił papier czarodziejowi. Strażnik nakazał gestem by Creydenn ruszył za nim, po czym otworzył drzwi, przepuścił drowa i z powrotem zamknął. Znaleźli się, tak jak czarodziej podejrzewał w ogromnej sali z kamienną posadzką. Sufit pokryty płaskorzeźbami podtrzymywały wysokie, potężne filary. Przy końcu sali stał piękny tron a na nim siedział władca Goddard – szczupły człowiek w średnim wieku. Ubrany był w niebieskawe szaty, a jego czoło zdobiła złota korona. Gdy zobaczył Creydenna leciutko się uśmiechnął i przyjął majestatyczną pozę. Dotarli do tronu, strażnik przyklęknął z szacunkiem i odszedł w stronę swojego posterunku przy drzwiach, a Creydenn ukłonił się.
- Witaj mistrzu witaj! -  powiedział głośno król.
- Witaj królu. - mruknął drow bez entuzjazmu co jednak doskonale ukrył uśmiechając się nieszczerze i wstał.
- Bardzo się cieszę widząc cię w dobrym zdrowiu. -  zaczął i po chwili namysłu dodał – myślę ze nie będziemy tu rozmawiac, przejdziemy do moich prywatnych komnat, mam nadzieję ze się zgodzisz.
- Oczywiście... jak sobie życzycie, panie.
Król wstał z tronu, podszedł do Creydenna, mruknął coś w stylu „tędy proszę” i podreptał za tron. Mag ruszył za nim i po chwili stali przy dębowych drzwiach. Władca wydobył z wewnętrznych kieszeni swojej szaty srebrny klucz i otworzył drzwi. Przeszli przez nie obaj po czym król tak samo jak przedtem strażnik dokładnie zamknął drzwi. Następnie ruszyli w górę spiralnymi schodami, tym sposobem znajdując się przed kolejnymi drzwiami, które pokonali jak poprzednie. Na początku Creydenna oślepiło słońce, które wpadało do komnaty przez trzy okrągłe okna. Po chwili jednak jego oczy przyzwyczaiły się i zobaczył piękno komnaty. Na całej podłodze rozłożony był niebieski, miękki dywan, przy jednej ścianie stała wielka  szafa a na jej półkach spoczywały grube księgi oprawione w skórę, przy drugiej zaś ulokowane było potężne, rzeźbione łoże. Przy środkowym oknie na końcu komnaty stał dębowy stół a przy nim dwa krzesła. Zajęli je i przeszli do rozmowy.
-  I wreszcie możemy porozmawiac na spokojnie... -  rozpoczął król – myślę ze już najwyższa pora byś dowiedział się po co tak wogółe to jesteśmy...
-  Niech zgadnę – uśmiechnął się lekko Creydenn –  to pewnie wszystko przez tego smoka?
-  Istotnie – potwierdził król kiwając głową – więc skoro już wszystko wiemy o przyczynach porozmawiajmy o skutkach. Smok przez niecałą godzinę zniszczył pół miasta. Mimo że go przegoniliście mistrzu to on dalej siedzi w swojej norze i już pewnie obmyśla co zniszczyc następny razem, bo następny raz będzie – to wiem na pewno. Nasuwa się prosty wniosek – nie możemy na to pozwolic. Dlatego też smoka trzeba będzie ubic, inaczej się nie da.
-  I... ja mam to zrobic? - przerwał z powątpiewaniem drow.
-  Hmm... istotnie nasunęła mi się taka myśl... - mruknął zirytowany władca.
-  Aż takiej mocy to ja nie posiadam – powiedział rozbawiony mag – aczkolwiek miło mi że aż tak mnie cenicie.
-  Istotnie, nie wątpiłem nigdy w waszą moc mistrzu ale nie miałem zamiaru was posłac tam samemu.
-  Więc z kim?
-  Zbiorę najlepszych wojowników w królestwie, oczywiście będzie również zapłata... i to niemała... sto milionów aden na wstępie. - uśmiechnął się król zadowolony że może pochwalic się swoimi bogactwami.
Creydenn zamyślił się, co władca natychmiast zauważył.
- Spokojnie, dam ci tydzień do namysłu, sam zdecydujesz – ponownie uśmiech wstąpił na twarz
króla.
- Dobrze, zastanowię się nad waszymi słowami panie i dam odpowiedź... za tydzień. A, jeszcze... czy mógłbym odzyskac swe szaty z powrotem?
- Oh, tak oczywiście już wysyłam kogoś po nie. Zostaną ci dostarczone do komnaty mam nadzieję ze poczekasz chwilkę?
-  Oczywiście.
Wrócili do sali tronowej gdzie król nakazał jednemu z sług iśc po szaty Creydenna. Mag ukłonił się i pozdrowił króla, który odwzajemnił się „Bywajcie w zdrowiu mistrzu”. Ruszył do swojej komnaty gdzie poczekał chwilę i w końcu otrzymał swoje szaty w, które szybko się przebrał. Już przebrany nareszcie wyszedł z pałacu i ruszył do swojej wieży.
Doczekaliśmy się wreszcie! ^^ Fajne, bynajmniej nie przydługie i bez ortów :P Więcej!
(btw przydałoby się, żebym i ja coś napisał w końcu...)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Październik 21, 2008, 06:42:10 pm
Przydalo przydało :P
co do 3 czesci to moze sie to troche przeciagnac bo mam 3 jakby dalsze rozwiniecia i nie wiem ktore wybrac :D
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Październik 22, 2008, 08:00:16 pm
Lama podsumuje to 2 slowami... Bardzo dobre.. :) wreszcie jak juz Soulern zauwazyl po dosc dlugim czasie zostalismy zaszczyceni twoja praca ;] ... szkoda ze 3 czesc bedzie koncowa :P mzoe sie jeszcze rozmyslisz...


@Soulern ty bys sie nie wykrecal tylko cos napisal wreszcie :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Styczeń 20, 2009, 10:21:20 pm
                          Dzieje Cralina

                                           Prolog

-Ognisko już dogasa!- Powiedział Mestre.
-Hmm,to dobra chwila na opowiadania...- roześmiał się Grantor.
-Opowiadania?Kto zacznie?- zapytał Mefi.
-Haha,Grantor to tylko tak powiedział...- Uśmiechnął się Cralin.
-Ale jeżeli już o tym mowa...Cralin zawsze intrygowało mnie twoje pochodzenie.- Powiedział Grantor.
-Heh,to długa historia.Mogę ją opowiedzieć.- Odpowiedział Cralin.
-Opowiadaj.- Zakończył Grantor.
Wtedy Cralin dorzucił drewna do ogniska.
-A więc słuchajcie!

                                        Rozdział 1
                                           Girimoni Maestro Aster
                                  

Ponad 5 tysięcy lat temu żył pewien krasnolud- Grimoni. Był on najlepszym kowalem swoich dziejów. Wykuwał najlepsze ostrza,zbroje,groty. Nie było lepszego. Ludzie mówili na niego Maestro. Słuchał on króla Baiuma- Władcy Aden. Baium zlecił Girimoniemu zbudowanie pewnego budynku.
-Girimoni,podejdź!- Zawołał Baium
-Tak panie.- Odpowiedział Girimoni.
-Masz za zadanie zbudować laboratorium.
-Tak panie,ale jest mały problem.
-O co chodzi?
-Skończyły się materiały.
-To idź i je kup!- Zezłościł się Baium.
-Tak panie.- Zasmucił się Girimoni.
Girimoni wiedział ,że wszystkie materiały ukradli ludzie. Był zły, że zawiedzie swojego pana. Nic innego mu nie pozostało niż tylko zginąć. Próbował kupić od ludzi, wymienić, a nawet kraść. Nic nie wychodziło.
Gdy szedł do Aden,do swojego pana jego wzrok skierował się ku pięknej krasnoludzkiej pięknośći. Od razu się zakochał. Podszedł pod nią i powiedział dzień dobry. Ta się uśmiechnęła i uciekła. Girimoni już jej nie znalazł. Poszedł do Zamku.Baium zrobił się cały czerwony.
-Gdzie byłeś!?- Wykrzyczał Baium.
-Chciałem zdobyć trochę materiałów od ludzi...- Odpowiedział Girimoni.
-Od ludzi!?To krasnoludy już straciły wszystkie materiały?- Zapytał Baium.
-Ludzie ukradli,próbowaliśmy walczyć ale z nimi byli orki,nie mieliśmy żadnych szans.- Westchnął Girimoni.
-Wyśle do ludzi mojego najlepszego dyplomatę.- Odpowiedział Baium i uśmiechnął się w stronę Girimoniego.
-Wybacz za moją złość. Moja córka uciekła.
-Nie gniewam się panie. A jak się będzie nazywało to Laboratorium?-Zapytał Girimoni.
-Korasnori Sena.-Odpowiedział.

                                            Rodział II
                                      Małe komplikacje.

Po 10 latach budowania,w końcu udało się zbudować laboratorium. Król Baium był szczęśliwy. Girimoni dostał dużo złota. Został bogaczem. Każdy w jego obecności bał się coś powiedzieć.
A więc gdy Girimoni był bogaty. Coraz lepiej mu szło. Wkońcu wyrobił zbroję niepowtarzalną. Zbroję której nic nie zniszczyło. Nazwał tą zbroje :"Dynsty Armor". Zadowolony swoim dziełem pobiegł do laboratorium Korasnori Sena. Gdy był już u bram odepchnął go wielki wybuch. Poleciał 50 metrów w tył .Pół przytomny leżał na ziemi. Myślał, że umrze, ale poczuł się lepiej. Wstał i zobaczył trzy kobiety-ludzką kobietę,krasnoludzką piękność i elfkę. Krasnalka to jego wymarzona kobieta.
-Nic ci nie jest?-Zapytała krasnalka.
-Nie ,nic dziękuje za pomoc.-Odpowiedział.
-W laboratorium coś wybuchło!.-Wykrzyczała Elfka.
Jak to elfka blondynka najpóźniej zakapowała- Śmiał się Cralin.
- Tak w ogóle, to cześć. Jestem Tamara. - przedstawiła się krasnoludzka piękność.
- A ja Samanta - po niej podała Girimoniemu rękę ludzka kobieta.
-  Mnie z kolei zwą Agnor - oznajmiła elfka i z błyszczącymi oczami pomogła wstać mężczyźnie. - A jak ty się zwiesz, krasnoludzie?
-Ja Girimoni,miło was poznać. Ale musimy ruszać do laboratorium. Tam jest mój król!-Zmartwił się Girimoni.

                                                   Rozdział  3
                                           Baium- zły pan
                                  

Krasnal i trzy kobiety wkroczyły do laboratorium. W oddali było słychać tylko krzyki i uderzanie mieczów. Grupa po woli wchodziła na górę patrząc uważnie czy nic się nie dzieje.
-Patrzcie!- Pokazała elfka palcem.
Wszyscy stanęli jak wryci. Zobaczyli kałużę krwi która sączyła się z góry. Girimoni bez słowa pobiegł na górę, a kobiety za nim.
-Girimoni, gdzie biegniesz?!- Krzyczały kobiety.
Nagle Girimoni zatrzymał się przed wielkimi drzwiami. Otworzył je delikatnie.
-Girimoni, uciekaj stąd!- Wydobył się przerażający krzyk.
-Władco, to ty?- Zapytał Girimoni cichym głosem.
-Aghhhh!- Rozległ się krzyk.
-Chodzcie tutaj!- Krzyknął Girimoni do kobiet.
Kobiety nie pewnym krokiem weszły na wielki plac. W okół było widać tylko czerwone smugi, niczym mgła. Nagle rozległ się wielki huk i pojawił się przed nimi przerażająco wielki potwór.
-Girimoni, ostrzegałem cię!Teraz zginiesz!- Wykrzyknął Baium i wytworzył wielki wybuch.
Girimoni i inni zaczęli spadać na sam dół. Wszyscy myśleli, że to koniec, ale Girimoni głośno gwizdnął i pod ich nogami pojawił się wielki smok.



Niedokończone, ale piszę powoli ;P Dzięki za porady, chłopaki ;)

Takie... Ten, no, jakby... yyy... pozbawione struktury, nawet trochę sensu i już na pewno ciągłości wydarzeń. Od kiedy najlepszemu kowalowi król zleca WYBUDOWANIE laboratorium? Kowal-murarz? Czemu główny bohater staje się krasnalem dopiero w drugim rozdziale? Czemu nie użyłeś worda i przecinki są nie tam, gdzie trzeba? Czemu zakończenie w ogóle nie pasuje do całokształtu? Przed czym król ostrzegał Girimoniego? Czemu miałby go zabijać? Dlaczego raz jest na niego wściekły, a po chwili zadowolony? Co to było za laboratorium, że się budowało 10 lat? Skąd wytrzasnąłeś nagle orki? I w ogóle, WTF?
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Styczeń 20, 2009, 10:27:28 pm
Ja bym ci dał od razu bana za krasnala i piękną krasnoludzice. Krasnal jest w bajkach dla dzieci, a tu poruszyłeś coś poważniejszego. Za takie coś już powinieneś być pocięty na kawałeczki toporem. Piękna krasnoludzica - jeden człon wyklucza drugi. Wiem, że zaraz powiesz, że wzorowałeś się na l2, ale i tak jest to totalna herezja i kropka, nie ma zmiłuj. Takie moje uwagi, życzę powodzenia w poprawianiu historii. A właśnie, weź to jakieś dłuższe zrób, to są praktycznie same dialogi.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Asta Entreri w Styczeń 20, 2009, 10:30:19 pm
imo jak opowiadanie jak wszystkie posty cralina...pardon, jeszcze gorsze.

microsoft word is your friend!
Cytat: Cralin
A więc gdy Girimoni był bogaty. Coraz lepiej mu szło. Wkońcu wyrobił zbroję niepowtarzalną. Zbroję której nic nie zniszczyło. Nazwał tą zbroje :"Dynsty Armor". Zadowolony swoim dziełem pobiegł do laboratorium Korasnori Sena. Gdy był już u bram odepchnął go wielki wybuch. Poleciał 50 metrów w tył .Pół przytomny leżał na ziemi. Myślał, że umrze, ale poczuł się lepiej.
puściłem rotfla...to ma być opowiadanie fantasy, które z reguły kipią dynamicznymi opisami czy "ala ma kota. kot jest czarny"?
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Styczeń 21, 2009, 11:26:10 pm
Cytat: Cralin
A więc gdy Girimoni był bogaty. Coraz lepiej mu szło. Wkońcu wyrobił zbroję niepowtarzalną. Zbroję której nic nie zniszczyło. Nazwał tą zbroje :"Dynsty Armor". Zadowolony swoim dziełem pobiegł do laboratorium Korasnori Sena. Gdy był już u bram odepchnął go wielki wybuch. Poleciał 50 metrów w tył .Pół przytomny leżał na ziemi. Myślał, że umrze, ale poczuł się lepiej.
puściłem rotfla...to ma być opowiadanie fantasy, które z reguły kipią dynamicznymi opisami czy "ala ma kota. kot jest czarny"?

Moim zdaniem opcja nr 2 xD
A tak serio to Cralinie postaraj się bardziej to może coś lepszego ci się napisze :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Pheonix w Styczeń 22, 2009, 04:01:25 pm
to was zdziwię teraz ;]


napisem coś i niedługo wkleję tylko z lekka poprawie ;]


[EDIT] tylko błagam nie czepiajcie sie z przecinki i kropki starałem się stawiać tam gdzie trzeba
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Cralin w Styczeń 22, 2009, 09:20:28 pm
Ależ mi chodziło żeby ta książka była z jajem. Bo chyba nie chcecie żebym napisał coś w stylu mojego kolegi:

"I Marcin powiedział:
-Musimy mu pomóc. - Powiedział Marcin."

O.o
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Styczeń 22, 2009, 09:39:24 pm
Ale na to właśnie wychodzi. Szczególnie w kawałku zacytowanym przez Astę...

Cytuj
Wszystko toczyło się zawsze po myśli taty aż dopóki nie został przeprowadzony zamach przez szlachtę której nie podobały się zady mojego ojca.

To ile ten król miał zadów...? :mrgreen:

Cytuj
Uchyliłem się od pierwszego ataku lecz drugi mnie trafił. wyciągnąłem bron i zacząłem się bronic. Walka mimo iż wydawała się prosta a przeciwnik słaby, potyczka się przeciągała. Właśnie wtedy zrozumiałem ze przed wyruszeniem ojciec dal dam kamienie mocy które nas wspomogą. Krzyknąłem do brata aby odskoczył do tylu i przy wykorzystaniu mocy kamieni uderzyłem. Dwa z czterech żywiołaków uległy zniszczeniu, a mój brat zrobił to co ja i walka się skończyła.

Ekscytujący opis...

Cytuj
Bylem zrozpaczony szukałem ciała brat i przez ramie poczułem lodowaty oddech to był duch mojego brata który mówił mi ze nie ma sensu żebym ja szukał jego ciała. Zgodziłem się z wolom brata i wezwałem potężnego orla na którym wróciłem do ojca.

Wole to takie coś, co mają ptaki, żeby rozmiękczać pokarm chyba...

Cytuj
Zapytałem czy on również mógłby opowiedzieć swoja historie, skinął głowom i powiedział ze opowie ale najpierw się przedstawi, uklęknął przede mną i powiedział (...)

Te głowy gdzieś wisiały, czy co?

Cytuj
Nasi sojusznicy odpowiedzieli na wezwanie przeciwko wielu milionowym oddziałom wroga stanęła  miliardowa armia złożona z najróżniejszych stworzeń.

Wiele milionów, miliardy... Nawet w fantasy skala się gdzieś kończy :F Miliardowa armia zajęłaby sama sobą obszar dużo większy niż miasto, zamek, pola wokół, chrabstwo... Nawet u Tolkiena na Helmowy Jar ruszyło dziesięć tysięcy orków, a była to gigantyczna liczba...

Cytuj
smok odpowiedział
-nie zostanę akceptowany ludzie mnie nie nawiedzą i się mnie boja. Moi przyjaciele mówili ze w waszym państwie są również elfy. Czy jest w śród nich jakiś członek rodu „mito”.

No tak, ludzie zwykle nie nawiedzają smoków.

Cytuj
-a więc zginiesz i zakończysz żywot swojego rodu tak jak twój rud zniszczył cala moja rodzeni”

Trująca ruda, niszcząca rodziny smoków? Czyżby nawiązanie do C&C?


Nie mam serca czytać drugi rozdział...
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Kwiecień 17, 2009, 04:42:15 pm
Wprowadzenie
-Dolina śmierci - rzekł starzec – Tam wszystko się zaczęło…
-Ale dlaczego? Dlaczego ich nie powstrzymali? – zapytał Endriarel, młody uczeń.
-Widzisz..król Elethonu Sathrond zakazał szukania odpowiedzi, był pewny że to co się stało, miało powiązanie z kręgiem ognia.
-Krąg ognia? To ci sami co którzy zamordowali księcia Caane’a?
-To ci sami? – spytał już po raz drugi Endriarel, a przez jego ciało przeszły dreszcze.
Słońce kuliło się ku zachodowi. Wiatr coraz bardziej się nasilał, liście zaczęły szeleścić. W lesie w którym stała ich chatka, zapanował mrok. Nagle Aesdil upadł na ziemię, a jego pierś została przebita strzałą.
-Starcze.. – powiedział szeptem uczeń, a w jego głosie było słychać strach. Odwrócił wzrok w prawo i ujrzał dwóch orków.
Jeden ubrany był w ciężko zbroję, na plecach nosił miecz, który z zgrzytem ściągnął i trzymając go oburącz, zaczął biec w stronę chłopca. Łucznik zaś ubrany był w skórzaną szatę, i zakładając zatrutą strzałę na cięciwę, wyczuł czarną magie. Przed Endriarelem zabłysło białe światło, gdy znikło znalazł się w ciemnej komnacie.
- C-co się sta-ł-ł-o?- wyjąkał ze strachu młody Aretańczyk - G-dzi-e j-ja j-jes-ste-m?
Pomieszczenie było nieduże, na środku stał stary, zniszczony stół, a blat był zakurzony. Uczeń podszedł bliżej i ujrzał otwartą księgę, na którą padało światło księżyca. Obok leżało złamane pióro z wylanym kałamarzem. W księdze było napisane  mało czytelnym pismem to oni.. strzeżcie się.. przynajmniej tyle doczytał się chłopiec. Pewnie ktoś uciekał i stąd to rozmazane pismo, ale przed kim? – zastanawiał się Endriarel i ta myśl nie dawała mu spokoju. Drzwi znajdowały się tuż za stołem. Były zrobione z prastarego  drewna z elfickimi wykończeniami. Nic innego nie znajdowało się w komnacie z czego uczeń się zdziwił, nie stało tam nawet krzesło. Jedynie wisiał dziurawy dywan na ścianie. Nagle zaczęło bić od niego zielone światło. To coś mogło oznaczać?

//Niezbyt mi wyszło:/

Gdzieś już tu widziałem... Anyway, keep writing.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Maj 08, 2009, 02:43:06 pm
„Prologus”



Niegdyś bogato zdobione kolumny połyskiwały tajemniczo w świetle pełni księżyca. Budynek stał samotnie na niewielkim wzgórzu tuż przy krawędzi lasu. Kilka metrów pustej przestrzeni wcale nie odstraszało żyjących w nim stworzeń. Przeciwnie często podchodziły pod same okna warcząc głucho i zabijając wszystko  co znajdowało się poza budynkiem. Przez brak sprzyjających warunków do życia właściciel wyniósł się a sam budynek zmarniał. Ograbiony z wszelkich dóbr materialnych służył złodziejom za lokum. Na straży stały podlotki pragnący udowodnić wodzowi swoją wartość co doprowadziłoby do powiększenia ich zysków. Stojący na straży przy tylnich drzwiach chłopak nie zwracał uwagi na przemykającego się po dachu intruza. Bardziej zaabsorbowany był zalecaniem się do towarzyszącej mu dziewczyny. Oboje zastanawiali się czy ktoś przyjdzie sprawdzić jak wypełniają obowiązki czy też mogą w spokoju poddać się narastającemu pożądaniu. Istota siedząca na dachu uważnie przyglądała się tej dwójce po czym skierowała się w stronę frontu budynku. Nikt usłyszał zbliżającego się warczenia ,które dobiegało od strony lasu...
    Frontowe drzwi były strzeżone przez dwóch ludzi. Szare tuniki narzucone na kolczugi odcinały się na tle ścian, jednak doskonale pasowały do czarnych tarcz trzymanych w rękach. Przybysz kucający nad brzegiem dachu dostrzegł także dzwonek znajdujący się w zasięgu ręki stróża. Rozglądając się za lepszą drogą prowadzącą do środka dostrzegł otwarte na oścież okno na piętrze. Najciszej jak mógł wśliznął się do środka. Gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności panującej w środku pomieszczenia pożałował swojej decyzji. Znalazł się w pokoju razem z szóstką śpiących ludzi. Ostrożnie stawiając kroki przesuwał się powoli w stronę drzwi. Gdy już trzymał dłoń na klamce rozległ się krzyk dochodzący gdzieś z tyłu budynku. Wiedząc co będzie dalej intruz obrócił się twarzą do wnętrza pokoju. Zgodnie z przewidywaniami śpiący byli w pełni bojowej gotowości aby rozerwać go na strzępy. Wzdychając sięgnął po nóż...
   Chłopak dysząc ciężko opadł na koc obok swojej partnerki. Uśmiechając się szelmowsko pomyślał o minach kompanów gdy dowiedzą się, że udało mu się zaliczyć tę panienkę. Jego kopczyk złota powiększy się o działki kolegów, w końcu zakład to zakład. Dziewczyna jednak nie miała dość, i powoli wsunęła się na jego biodra. Widząc jego zdumione spojrzenie roześmiała się perliście, co było ostatnią rzeczą jaką zrobiła w życiu. Ogromne czarne łapy uchwyciły ją w talii rozrywając na dwie części jak lalkę z ciasta. Chłopak zszokowany i oblany krwią niedawnej ukochanej zaczął czołgać się w stronę domu nie spoglądając nawet na mordercę. Gdy poczuł chwyt na nodze wydał najgłośniejszy krzyk jaki potrafił gdy jeszcze jego głowa była złączona z ciałem...
   Intruz stał samotnie w pokoju, nie licząc sześciu ciał. Wzdychając wytarł o jedno z nich nóż i z sykiem roztarł rozcięcie na ręku. Popatrzył na drzwi, do których teraz był przygwożdżony mieczem trup. Pokręcił głową wyciągając broń. Ciało z głuchym stukiem upadło na drewno. Na korytarzu prowadzącym do schodów i drugiej kwatery nie było żadnych świateł. Głuche wycie zabrzmiało w okolicach tylnich drzwi. Intruz słysząc ludzi w drugiej kwaterze schronił się z powrotem w pokoju, z którego dopiero wyszedł. Gdy ucichł harmider powoli podszedł do schodów. U ich stóp znajdowała się duża sala będąca niegdyś jadalnią. W ścianie stojącej naprzeciwko schodów znajdowały się drzwi prowadzące na tyły domu. Krótkie oględziny przekonały przybysza, że Coś co jest bardzo ale to bardzo silne tędy przeszło. Ślady w postaci rozszarpanych ciał prowadziły w stronę głównych drzwi skąd dobiegały teraz krzyki. Intruz wykorzystując zamieszanie podbiegł do stołu, na którym leżały kosztowności. Jednym ruchem zgarnął wszystkie do podstawionej sakwy, która zniknęła za pasem. Niewielki płomyk pełgający w kominku tworzył przerażające cienie na ścianach. Los chciał, że jeden z największych był prawdziwy i dawał znaki życia poprzez głuche warczenie. Czerwone jak żar oczy wpijały się w przybysza. Stwór rzucił się na złodzieja próbując dosięgnąć jego gardła kłami. Wykorzystując jego impet przybysz przerzucił go na ścianę, która nie wytrzymała ciężaru i pękła z hukiem. Światło księżyca padało teraz na sylwetkę złodzieja ukazując szczegóły. Czarna tunika luźno zwisająca z ramion dobrze ukrywała kształt sylwetki. Buty z miękkimi podeszwami wygłuszały kroki. Czarna chusta mająca ukryć twarz istoty leżała u jej stóp zerwana pędem powietrza. Szare oczy bystro obserwowały stwora. Blizny odcinały się na tle ciemnej skóry. Białe, krótko obcięte włosy poznaczone były kropelkami krwi. Srebrny pokryty runami nóż czekał w gotowości aby przeszyć ciało potwora. Światło księżyca ukazało także szczegóły budowy przeciwnika. Pysk podobny do wilczego i czarna jak noc sierść poznaczona białymi pasami sprawiły, że złodziejowi ciarki przeszły po plecach. Miał przed sobą młodego Wyjca , który jeszcze nie posiadł zdolności do wydawania paraliżującego wycia. Stwór ryknął i ruszył do ataku. Przybysz podrzucił nóż, łapiąc za jego ostrze. Po wycelowaniu posłał go jak pocisk w klatkę piersiową Wyjca. Srebrne ostrze przeszło przez kość jak przez masło i utkwiło w sercu. Potwór niesiony rozpędem upadł na brzuch wbijając ostrze jeszcze głębiej. Złodziej podszedł bliżej i butem upewnił się, że Wyjec już mu nie zagraża. Nie było sensu w odwracaniu truchła, bo broń już została spopielona przez krew stwora. Zabrawszy swoją chustę złodziej skierował się ku miastu majaczącemu w oddali...


Od autora: Coś nowego nad czym myślałem od dłuższego czasu... trochę się rożni od oryginalnej formy w jakiej miało zostać sprezentowane, mam nadzieje ze się spodoba bo czy chcecie czy nie będzie ciąg dalszy ;) (chociaż mam nadzieje ze się spodoba :D)

Świetne! Chcę więcej! :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Maj 09, 2009, 10:14:32 am
Witam. To moze i ja zamieszcze tu moje skromne opowiadanko a raczej jak na razie jego zalazek.
klimat l2 ale sa tez rozne pomysly z mej glowy,ale bedzie to nawiazanie w sporej czesci do swiata i lokacji l2.

Ogolnie mam zamair napisac cos wiekszego i nazywac sie to bedzie:
 Krwawy Szlak.
Bohaterow wam nei podam gdyz poznacie ich czytajac.
Jak na razie Prolog. Jutro bedzie cos wiecej. Milego czytania:
===============================================
Prolog

   Nazywają mnie Orientus, sam zresztą nie wiem czemu. Słyszałem od znajomych bardów i kupców, że ma to związek z legendą, która opowiada o istocie która przybyła ze wschodnich krańców świata. Z krain nieznanych dotychczas ludziom. Tak, żyję wśród ludzi, ale sam nie mogę nazwać się człowiekiem. Uczeni magowie królewscy mówią, że jestem zbyt silny i  zanadto zwinny jak na człowieka. Do tego potrafię wzbudzić u ich dziewek zainteresowanie patrząc im jedynie w oczy… Jest to dar, ale też utrapienie.
Mimo, że się nie mogę od nich odpędzić to nie czuję się z żadną szczęśliwy. Są za proste i jest zbyt łatwo. Mężczyźni zaś nie traktują mnie jak jednego z nich. Mimo swego młodego wieku potrafię pokonać nawet najroślejszego z nich. Wystarczy mi lekki pancerz i sztylet, a wchodząc w cień ukazuje swą prawdziwą naturę. Napawam się wtedy nienawiścią i chęcią mordu, mimo że są to ustawiane walki w piwnicy gospody. Przez to, że nikt nie daje mi rady jestem odrzucany. Boją się mnie, ale także podziwiają…
Niestety me zdolności nie są w pełni rozwinięte. Marnuje się wśród nich.
Jak już wspomniałem, trafiłem do wioski Einshade jak byłem jeszcze niemowlęciem. Opowiadano mi, że nad wioską przeleciał wielki ptak przypominający po części lwa. Zaopiekował się mną miejscowy kleryk Asteh, mający powiązania z królem Gludio. Asteh przekazywał mi przez całe me dzieciństwo wiedzę, którą sam posiadał. Uczyłem się walki ciężkim mieczem w ciężkiej zbroi, trzymając w lewym ręku tarcze, a w prawym narzędzie mordu. Niekiedy ćwiczyłem buławą bądź zakładałem specjalne piąstki na dłonie zwane Diabolicznymi Fistami, jednakże nie przypadły mi one do gustu. Tak naprawdę wykorzystywałem w pełni swój potencjał będąc ubrany w lekki pancerz, skórzane rękawice, nagolenniki i naramienniki. Do tego świetnie wywijałem sztyletem i znakomicie strzelałem z łuku. Ten sprzęt stał się moim wyposażeniem, które zawsze staram się mieć przy sobie. Mój mistrzu nauczał mnie również zielarstwa, czyli jak powinien się bandażować na wypadek skaleczenia, czy co powinienem wziąć w wypadku otrucia. Jednakże jednego nie mógł mi wpoić – Zasad Magii. Wiem jedynie na czym polega, znam jej historie i największych czarodziei wszechczasów, ale nigdy nie potrafiłem rzucić zaklęcia czy stworzyć mikstury… Asteh nauczał mnie również o różnych rodzajach zwierząt. Niektóre o których mówił były bardzo miłe i pomocne, ale większość wzbudzała we mnie lęk i mdłości…Jednak zawsze uważałem, że to bzdura, gdyż nigdy nie widziałem takich kreatur, aż do dziś…
   Był piękny poranek. Zaraz po porannym posiłku poszedłem do miasta porozmawiać z ludźmi i poszukać jakiejś roboty. Dostałem w końcu zadanie od znajomego farmera Toma. Prosił mnie bym poszedł do Lasu Chaosu – zwano go tak przez różne niewyjaśnione historie, o których może kiedyś się dowiecie.
Miałem zabić 3 wilki i przynieść mu ich skórę. Nie pytałem o co. Wolę nie wiedzieć co robią moi zleceniodawcy z przedmiotami bądź zwierzętami, o które proszą… Jak to Asteh mawia: „niewiedza jest błogosławieństwem Spiczasty”.
Udałem się wraz z mym ekwipunkiem w głąb lasu. Moja ciemna karnacja, bardzo rzadko spotykana w tych stronach i zwinność pozwalały mi poruszać się nawet za dnia niezauważonym…Do tego gładka skóra bez jakiekolwiek owłosienia była odporna na wszelkie zadrapania drzew czy krzew. Po prostu prześlizgiwałem się przez krzaki, paprocie, drzewa czy łąki. Oczy bystre niczym sokół, siła niedźwiedzia i spryt lisa to moje trzy najważniejsze cechy.
Podczas polowania odczuwałem pierwszy raz niepokój. Miałem przeczucie, że coś się wydarzy. Miałem już dwie skóry. Została mi ostatnia.
Szukałem jakiś czas wilka, aż w końcu ujrzałem go. Ten był najsprytniejszy. Nie mogłem podkraść się do niego, gdyż wyczuwał mą obecność. Nawet z mymi zdolnościami nie mogłem go ani trafić z łuku ani dogonić. Czułem ciekawość jak i zażenowanie i znużenie. Jednak goniłem go. W pewnym momencie niezwykłe zwierze zatrzymało się. Byłem po drugiej stronie lasu. Drzewa tu były stare i wypalone, jakby po pobojowisku czy wybuchu magicznym, o którym wspominał mi Asteh.
W momencie gdy był to koniec pościgu poczułem niechęć do zabijania tego wilka. Spojrzał on na mnie i poczułem falę gorąca przepływającą me ciało.
Miał czerwone oczy, a jego sierść w blasku pierwszych promieni księżyca stawała się złoto niebieska. Stałem tak patrząc na niego przez dobrych, parę chwil.
I wtedy stało się to co przeczuwałem… Otoczyła nas niebieska poświata, niczym klatka. Nie mogłem się z niej uwolnić, a wilk zaczął przemieniać się w jakąś postać. Trwało to zaledwie parę sekund i ujrzałem przed sobą zakapturzoną, brodatą postać o ciemnej karnacji podobnej do mnie. Gdy go zobaczyłem byłem w szoku. Zobaczyłem jak na jego wyciągniętych na boki dłoniach pojawiają się niebieskie płomienie szalejące jak huragan.
Spanikowałem i zaatakowałem go. On jednak był szybszy. Rzucił tylko zaklęcie:
 - SakUriin i poczułem jak wietrzny ogień z jego dłoni uderza we mnie.
Padłem na ziemie nieprzytomny i obudziłem się gdzieś w jaskini, zakneblowany, oślepiony i spętany. Usłyszałem tylko gdy nieznany starzec rzekł do mnie z dziwnym akcentem:
 - Poznając imię moje rozpoczynasz dramat, a może i przygodę swego życia. Zwą mnie Tetriach… Władca Wiatru i Snu…
Śpij…



Hmm... jako ze jest rano i jeszcze jestem śpiący... powiem prosto z mostu nie rozwodząc się nad przenośniami...

plusy:

-język
-zakończenie
-brak męczenia czytelnika opisami na 3/4 kartki... (nie żebym miał coś przeciw dobrym opisom ale nie takim na pół opowiadania...)

minusy:

-powtórzenia
-literówki
-chaotyczność historii
-opisy treningu(lewa ręka tarcza prawa narzędzie mordu? hmm... jak dla mnie wystarczyła by wzmianka walka z tarcza...)
-póki co brak chęci do poznania dalszej historii... (która i tak przeczytam jak się ukarze :)) jednak póki co nie czuje tego klimatu)

to chyba będzie wszystko... anyway pisz dalej i nie bój się krytyki... bo najlepsza jest jak ktoś opieprza z góry na dół... jednak te błędy, które ci wytknąłem są do naprawienia i będzie gites :))

ocena 7/10 od recenzenta :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Proteus w Maj 09, 2009, 10:27:26 am
Chaotycznosc i opis trening to zamysl specjalny. Chaotycznosc dlatego ze bedzie to historia wielowatkowa,nie opierajaca sie tylko na glownym bohaterze,a trening i jego opis byl po to by poznac sposob walki i jego cechy jako istoty. praworecznosc i styl.
Pisalem to o 1 w nocy wiec pare powtorzen juz teraz sam wylapalem.
Jak bedzie pare rozdzialow do przodu lub koniec tomu 1 to mam zamiar zrobic korekte wszystkiego. :P
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Maj 09, 2009, 12:27:23 pm
w takim razie ze zniecierpliwieniem czekam na następne części :)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Proteus w Maj 10, 2009, 12:32:59 am
Jest i rozdział 1. Zapraszam do komentowania po preczytaniu Prologu + Rozdziału 1:)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Antilus w Maj 10, 2009, 09:06:27 am
Rozdział 1
Transformacja

   Bum…
Do uszu Orientusa dobiegł pierwszy dźwięk. Jednak nie był on w pełni wyraźny i jedynie dzwonił mu w uszach. Nadal spał, ale powoli zaczynał się rozbudzać z magicznej śpiączki.

  Bum…
Słyszał coraz wyraźniej. Siła dźwięku zaczęła narastać.

   Bum, Trach…..
Rozbudził się. Oczy miał nadal zamknięte. Zaczął rozpoznawać dźwięki. W głowie brzęczał mu dźwięk buchającej pochodni i dzwonu.
   
   Bum…
Jego ciało odzyskało czucie. Na twarzy poczuł zeschniętą maź. Pierwszy raz w życiu miał na ciele swą krew. Zaczęła przechodzić go fala gorącą, jakby jakaś niezwykła energia przepływała jego ciało i wnętrze.

   BUM…
Serce zaczęło mu kołatać. Miłe uczucie ciepła i mrowienia przerodziło się w przeszywający ból.

  BUUM…
Głowa bolała go tak, jakby miała zaraz pęknąć, a ciało rozerwać się na strzępy. W umyśle prócz uporczywego dźwięku zaczął słyszeć głosy. Otaczały go ze wszystkich stron. Mówili w różnych językach. Wiedział, że są podekscytowani, oczekują na coś. On też tego chciał, mimo wszechogarniającego bólu.

  BUUUM….
Zaczął rozumieć co mówią. Zmysły jego zaczęły się wyostrzać. Czuł jak dojrzewa, niczym kwiat, który zakwita na wiosnę. Rosła w nim siła i chęć do życia. Niestety, wraz z tym dojrzewała też jego mroczna natura.
Ciało miał spięte, gotowe do ataku. Mięśnie niezwykle duże, jak nigdy. Napawała go chęć walki. Chciał zabijać i odczuwać ból. Niezależnie czy swój czy zadając go komuś.
Nienawiść i zło atakujące jego dobrą stronę… Były silniejsze, władcze, nieokiełznane i przez to niepokonane. On też się taki stawał.
Niezłomny i nie czuły.



  BUUUM….
Przebudził się na dobre. Otworzył powieki, ale jedynymi rzeczami jakie widział były cienie i kontury. Czuł jednak zapachy i dźwięki tak wyraźnie, że potrafił określić jak wygląda każdy naokoło niego.
Nazwałby się ślepcem i kaleką, ale zrozumiał że jest to dar. Teraz chciał poznać istoty, które go tym obdarzyły.

   BUUUUM…
Nie czuł już bólu. Usiadł na lodowatym kamieniu, na którym siedział.
Na sali zapanowała martwa cisza….
Po chwili usłyszał ten sam głos co kiedyś. To ten starzec mówił do niego, ale słów tych nie rozumiał. Pewnie było to ich pradawne zaklęcie.
Nagle rzekł do Orientusa:
 
   - Witam Cię Bracie Shillen. Od teraz jesteś w pełni członkiem naszego klanu. Nie pytaj. Po prostu słuchaj.

Chłopak przytaknął głową i zwrócił swe zaślepiony oczy w stronę nowego mistrza. Istoty, której w moment stał się posłuszny, ale też znienawidzonej.
 Teoriach kontynuował:

   - Zwą nas ludem Mrocznych Elfów. Jesteśmy odłamem rodu Białych czy inaczej zwanych Gwiaździstych Elfów. One nienawidzą nas, my ich. Ród nasz nazywa się Shillen, od mrocznej bogini, która wlewa w nas każdego dnia moc i siłę. Tak, tą samą która przez Ciebie przepływa.
Ty należysz do naszego plemienia. Nie jesteś człowiekiem, ani mrocznym elfem. Masz zdolności godne naszych najlepszych wojowników, zwanych Cichymi Sztyletami, bądź Księżycowo Krwiści.
Znajdujesz się właśnie w królewskim pałacu. W komnacie przeznaczonej dla księcia.
Położyliśmy Cię tu, ponieważ to Ty nim jesteś, ale zacznijmy od początku.
Kilkanaście lat temu Gwiaździści włamali się do naszego miasta. Zabili strażników, najlepszych z gwardii królewskiej. Jedynie trójka najsilniejszych przeżyła. Zabili oni Twoją matkę, która broniła Ciebie do ostatniej krwi. Naszej niebieskiej krwi…
Porwali Cię i uciekli na swych gryfach. Nasze oddziały ruszyły w pogoń na chimerach. Mieliśmy przewagę liczebną, a tamci rozdzielili się. Dopadliśmy każdego z nich po długim pościgu, ale przy żadnym z nich Cię nie było.
Wiedzieliśmy tylko przelatywałeś nad wieloma wioskami. W końcu nasi mediatorzy nawiązali kontakt z Twym umysłem. Na pograniczu wioski rozstawiliśmy straże, które miały na celu chronić Cię przed intruzami i gdy nadejdzie czas zabrać Cię stamtąd.
Pewnego dnia otrzymałem wiadomość, że wszyscy strażnicy zostali zabici, a nasi asasyni poinformowali mnie o dużej ilości wojsk białych elfów obozujących w pobliżu ludzkich wiosek.
Natychmiast tam wyruszyłem pod postacią wilka. Jednak wrodzy magowie wyczuli mą obecność. Rozpętałem z nimi walkę w umysłach. Na moje szczęście jestem wystarczająco silny by uśmiercić ich dziesięciu. Tak też przedarłem się przez ich straże. Odnalazłem Cię i sprowadziłem siła.
Użyłem siły byś nie narobił krzyku. Zresztą tą ludzką bronią nic byś mi nie zrobił. Potrzebujesz treningu, wyposażenia i jedzenia godnego mrocznego elfa…
Teraz mów.
   
    Orientus długo myślał nad tym co usłyszał. W końcu zadał bardzo dla siebie ważne dwa pytania.

   - Kim był bądź kim jest mój ojciec? Po co mnie tu sprowadziliście?

Niespodziewanie z tłumu odezwał się inny głos. Był wysoki, kobiecy. Nieśmiały, ale stanowczy. Wzbudzający lęk, jak i zaciekawienie. Przemawiała melodyjnie, tak że Exerientus, jak go nazwano w mowie mrocznych elfów, nie mógł przestać słuchać tego głosu.

   - Nie ważne kim jest Twój Ojciec! Ważne jest teraz to, że Ty jesteś tu cały i zdrowy Panie! Sprowadziliśmy Cię tu wbrew zgody rady. Potrzebujemy Cię gdyż nadchodzi wojna, wojna o której mówi całe nasze królestwo. Tylko w Tobie…

   - MILCZ KORINTHIS!!! NIKT NIE ZEZWOLIŁ CI NA TO BYŚ MU PRZEKAZAŁA TĄ INFORMACJĘ….!!!
   
   Przerwał jej Teoriach. Po chwili jednak dodał:
   
   - Jesteś zbyt młoda by tak angażować się w decyzje starszyzny. Zamilcz, a będziesz świetną wojowniczką. Lepszą niż jesteś teraz, gdyż brak Ci taktu i cierpliwości. Teraz się nie odzywaj.

Przestraszona Korinthis okazała respekt Teoriusowi i przeprosiła za swój wybryk. Ten zaś po ostrej wymianie zdań kontynuował.
 
   - Exe, tak Cię będą nazywać członkowie rady wraz ze mną. Odpowiem Ci na Twe pytania gdy odpoczniesz. Dziś dzień Twe zdolności rozwinęły się bardzo szybko, gdyż użyliśmy przy Twej transformacji Prastarej Magii.
Teraz czas byś się położył, a jutro przejdziesz próby, które ocenią Twe zdolności młody Asasynie, zwany Cichym Sztyletem.
Tex pokaże Ci Twoją komnatę. Jutro znajdziesz w niej rzeczy potrzebne na dzień, a także jedzenie, które da Ci o wiele więcej energii niż ludzkie.
A teraz rozejść się wszyscy. Ty śpij długo i smacznie.
TEKALAVAR!

   Po tych słowach komnata opustoszała. Wszyscy zniknęli. Został tylko on wraz z Texem, jego przewodnikiem.
Zaprowadził go do jego sypialni, i w momencie gdy Orientus usiadł na łóżku natychmiast padł i zasnąl…To był ciężki dzień, ale czuł że jest w stanie robić rzeczy, o których mu się nie śniło.
   Nadchodziła nowa era, era wojny…


<ziewa> Znowu będę komentował o poranku gdy jeszcze mi się mozg do końca nie obudził ;p Opowiadanie dobre, spełniło pokładane w nim prze zemnie nadzieje jednak w beczce miodu zawsze znajduje się łyżka piołunu... gryzą mnie trochę literówki,inwersje składniowe, i dziwaczny sposób omówienia tego co się z nim stało przez "starszyznę" a najbardziej odepchnął mnie koniec, mianowicie wyrwanie się tej młodej i kara od starszego?... hmm jak dla mnie mogłeś wymyślić coś lepszego... bo kreujesz tą dziewczynę/kobietę na porywczą więc powinna mieć już na koncie jakieś wyrywki albo coś... nie wystarczy dać po łapach :P (no dobra możne starczy czasem ;p)


No wiec... pewnie się zastanawiasz jaka będzie ocena... Jeszcze sekundkę mi to zajmie :P... Z jednej strony opowiadanie mnie wciągnęło i widać jakiś zarys fabuły, która prze do przodu... jednak opis przeszłości Exe alias Orientusa (pogoń za gryfami itp.) była dla mnie po prostu kiepska... nie żebym się czepiał ale jeśli trochę czasu da ci możliwość rozwinięcia opowiadania to może warto poczekać te parę dni :) przemyśleć w spokoju postukać w klawiaturę :P... niektórym to pomaga...

Anyway bez przeciągania...

Ocena recenzenta -8/10
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Proteus w Maj 10, 2009, 10:09:22 am
Wiesz ta mloda wyrwala sie i nie bede omawiac w pierwszym rozdziale tego kim jest:) Dowiesz sie pozniej... Wazne jest to ze Orientus zwrocil na nia swa uwage.. Chodzi o to by czytelnik domyslal sie co bedzie,tworzyl swoje rozwiniecie,a potem zobaczyl jak to bedzie w nastepnych rozdzialach :)

Starszyzna a raczej Teoriach ktory jest przeciwnikiem tak na prawdy rady i pewnym odlamem opowiada Orientusowi w dosyc skrocony sposob to co sie dzialo przez te lata.
Moglem opisac dokladnie pogon za gryfami i walke chimer z nimi w powietrzu,ale stwierdzilem ze jeszcze na to nie pora. Specjalnie wole pozostawic niedosyt u czytelnika po to by ten czekal na nastepne czesci i wyjasnienia.
To samo kleryk ktory nim sie opiekowal. Jego historie tez wyjasnie i to co sie z nim dzieje:) Nastepny rozdzial bedzie skladal sie z dwoch czlonow i bedzie dluzszy. W wordzie moze nawet na 8 stron policzyc:)

Wskaz mi literowki i inwersje skladniowe:)

Btw BUM bylo czyms kiczowatym wg mnie,ale nie mialem nic innego co zastapi dzwiek dzwonu a opisywac tego nie chcialem. Wystarczylo raz :)
 Ogolnie w tym rozdziale chodzi na poczatku o to by wzbudzic napiecie w czytelniku, kazde uderzenie okazuje cos nowego. Potem zas chcialem pokrotce wyjasnic o co chodzi :)
Za pare rozdzialow powiem wam ze bedzie smiechowy epizod z krasnaludami:P ale to w przyszlosci :)
Licze tez na to ze inni przeczytaja i sie wypowiedza na temat prologu i rozdzialu 1.
Pozdrawiam
Proteus
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Sierpień 03, 2009, 08:17:46 pm
Jej, Antillus zaraz mnie zje, jeśli nie napiszę tej recenzji...

   Miasto znajdujące się na wzgórzu było otoczone kamiennym murem. Znajdując się na skrzyżowaniu szlaków handlowych obfitowało w różne kultury i rasy. Głośne wycie dziesiątek Wyjców szukających pomsty na zabójcy ich brata nie było słyszane w zgiełku nocnego miasta. Pieśni i krzyki pijanych bohaterów i żołnierzy zagłuszały wszystko włącznie z biciem dzwonu wzywającego do walki. Podobne do wilków stworzenia bez trudu wspięły się po murach i rozpoczęły rzeź…
   Wysoka trawa poruszała się lekko w porywach wiatru. Księżyc lśnił w pełni wydłużając cienie drzew oraz przemykający szybko cień złodzieja. Łąka otoczona lasem była niczym tarcza do której strzelają łucznicy. Z każdej strony mógł nadejść atak w postaci wilka lub czegoś co ma dłuższe zęby i szpony. Nawet buty z miękkimi podeszwami wydawały tu dźwięki podobne do stąpającego ogra. Nagłe wyciszenie otoczenia zaintrygowało złodzieja. Przystanął nasłu-_-'ąc nadchodzącego zagrożenia. Cisza świdrowała umysł przybysza napawając  go strachem. Od strony drzew zaczęły go dobiegać szepty w nieznanym mu języku. Zerwał się wiatr, w którym czuć było magię. Złodziej wyciągnął sztylet stając w pozycji obronnej. Miał wrażenie, że księżyc się przybliża coraz mocniej oświetlając  łąkę. Nagle wiatr uderzył w niego i posłał go w kierunku w którym podróżował. Przybysz uderzył o drzewo upuszczając sztylet. Siła podmuchu nie słabła i wciskała go w pień. Usłyszał odgłos pękającego drewna, które nie wytrzymało natężenia powietrza i  jego ciała.  Wiatr posłał go w następną roślinę. Ból towarzyszący głuchemu uderzeniu odebrał mu świadomość…
Złodziej ocknął się w grocie. Jego rzeczy leżały tuż obok palącego się ogniska. Stłuczone kości dawały o sobie znać pulsującym bólem. Mimo braku więzów czuł się jak opleciony kokonem lin. Przy ognisku obok jego rzeczy był  jeszcze ktoś. Potężne mięśnie rysowały się pod ubraniem wykonanym z skór Wyjców. Narzucony na głowę kaptur wykonany z głowy jednego z nich sprawiał wrażenie żywego. Czerwone oczy nadal płonęły w martwej skórze. Barbarzyńca (jak go nazwał w myślach Przybysz) miał oczy wypełnione ogniem jaki płonął u jego stóp. Widząc, że jego więzień się ocknął uśmiechnął się ukazując kły, które niewątpliwie były częścią jego uzębienia.
   -Widzę, że nasz mały szczurek się ocknął. Możesz przestać nazywać mnie barbarzyńcą. I tak czytam w twoich myślach jak w otwartej książce. Myślę, że nie zdajesz sobie sprawy z tego jakie konsekwencje poniosą mieszkańcy tego miasta przez twoją głupotę. Jednak ciebie to nie czeka. Skoro tak bardzo się domagasz podam ci swoje imię. Jestem Dantalus Księżycowy Podmuch, mag V kręgu Vantorii. Po braku zmiany twojego sposobu myślenia widzę, że jesteś niedoinformowany w sprawach z wyższej półki niż zabijanie i okradanie. Jestem jednym z najpotężniejszych magów Vantorii czyli Synów Księżyca. Moje słowo i wyrok ma moc równą boskiej. Za skazanie na śmierć całego miasta skazuję cię na śmierć… Oczywiście masz prawo do obrony jako walki z katem. Przygotuj się na śmierć!
   Złodziej poczuł jak blokada jego ciała zostaje zwolniona. W tym samym momencie grota rozbłysła zielonym światłem emanującym z Dantalusa. Blask uwidocznił sylwetkę skazanego. Ciemna skóra kontrastowała z szarymi oczyma. Białe włosy nadal nosiły na sobie krew Wyjca. Długie uszy piętnowały rasę elfów od czasów stworzenia.  Ekwipunek Przybysza uderzył w swojego właściciela posyłając go pod ścianę. W rzeczach nie było sztyletu, który wypadł mu z ręki na polanie. Elf stał bezbronny w obliczu potęgi maga, który wysłał ku niemu strumień wiatru, który przyparł go do ściany rozcinając skórę i ubrania. Głęboka rana zadana niczym niewidzialnym mieczem pojawiła się na lewym policzku Przybysza. Dantalus cisnął nim o ścianę po drugiej stronie groty. Trzymał go wiatrem niczym ogromną dłonią, która powoli zaciskała się miażdżąc skazanego. Elf rozpaczliwie szukał jakiejkolwiek broni i dojrzał ją. U pasa maga wisiał sztylet. Jedynymi rzeczami, które czyniły zdobycie go właściwie niemożliwym była odległość między magiem a złodziejem oraz miażdżące mu ciało powietrze. Licząc na to, że Dantalus nadal czyta mu w myślach elf wyobraził sobie siebie klęczącego przed magiem i błagającego o litość dołączając do wizji emocje świadczące o najgłębszym bólu i zranieniu dumy. Wiatr po chwili zaczął słabnąć i nieść go w kierunku rechoczącego maga. Przeciwnik był tak pewien zwycięstwa, że zlekceważył Przybysza. Gdy niewidzialna dłoń upuściła go przed magiem elf klęcząc na ziemi skoczył w kierunku czarodzieja sięgając po jego broń… Dotykając jej końcami palców poczuł jak zostaje przybity do ściany uderzeniem wiatru. Dantalus roześmiał się drwiąco.
   -Naprawdę myślałeś, że dam się nabrać na tę tanią sztuczkę? Tego sztyletu mogę dotykać tylko JA! Jego moc jest tak wielka, że nawet dla mnie pozostaje nieuchwytna. Taki wyrzutek jak TY chciał położyć na nim swoje plugawe łapska?! Wyklęty przez własną rasę elf miał nadzieję na pokonanie kogoś takiego jak JA? Nie rozśmieszaj mnie… Czas umierać…
   Przybysz czuł jak powietrze zaciska się w niewidoczną pięść. Jego nadzieja prysła jak bańka mydlana. Rzucił okiem na sztylet, który miał być  jego wyzwoleniem. Nie zważając na sondującego jego umysł Dantalusa wyobraził sobie jak sztylet przebija swojego właściciela, jak jego krew spływa po rękojeści karmiąc ostrze. Zamykając oczy skupił się na tej myśli równocześnie wrzeszcząc z bólu miażdżonego ciała. Brakowało mu tchu jednak wizja zamiast rozmywać się stawała się coraz bardziej wyrazista. Moc trzymająca go w powietrzu zniknęła zaś jego krzyk zastąpił krzyk maga. Otwierając oczy elf dostrzegł sztylet sterczący z piersi Dantalusa. Pełen niedowierzania wrzask wypełniał grotę. Słaniając się na nogach elf podszedł do czarodzieja i chwytając za rękojeść sztyletu wbił go głębiej w ciało wroga. Dantalus upadł na plecy zraniony jednak ciągle żywy i obserwował swojego więźnia, który padł ofiarą starożytnej magii. W momencie złapania za rękojeść Przybysz poczuł jak dusza żyjąca w sztylecie budzi się i wbija pazury w jego wnętrze. Wyjąc z bólu upadł na kolana nie mogąc wypuścić z dłoni sztyletu. Czuł jak duch wchodzi w jego ducha rozdzierając go na pół. Jednocześnie sztylet zniknął z jego ręki. Elf wstał i spojrzał w oczy swojemu oprawcy. Dantalus zobaczył w jego oczach pogardę, oraz coś czego wcześniej tam nie było. Cień skrywający się za szarością. Przybysz podszedł do maga, i położył dłoń na ranie zadanej przez nóż. Mag poczuł jak umysł jego i elfa rozdziela magiczna ściana. Moc, którą był przepełniony zaczęła zanikać. Gdy spojrzał na swoją klatkę piersiową i zobaczył jak Przybysz wbija mu w nią swoją dłoń. Poczuł ból gdy przebiła serce a jego żywot zgasł. Magia płynąca w żyłach Dantalusa znalazła nowego pana…
   W świetle krwawego świtu złodziej ujrzał straszny widok. Z miasta zostały zgliszcza. Wyjce wśród wymordowanych przez siebie istot nie znalazły tego, który dźwigał na sobie znamię mordercy. Gdy Przybysz stanął w zawalonej bramie ulice były pokryte ciałami mężczyzn, kobiet i dzieci. Strażnik stojący przy dzwonie alarmowym był nabity na swoją dzidę , która była postawiona na sztorc niczym flaga. Elf wszedł do zniszczonej gospody. Spokojnym krokiem przeszedł przez salę, w której żołnierze jeszcze kilka godzin temu dzielnie stawiali opór przeważającemu już liczebnie wrogowi. Przybysz odszukawszy wśród trupów torbę podróżną spakował trochę jedzenia po czym wychodząc rzucił pochodnię na kontuar. Suche drewno w miejscach, które nie były pokryte krwią zajęło się ogniem...

Cóż, zacznę od zuych wad: straasznie mało dialogów, przez co dość żmudnie się czyta... W dodatku brakuje tutaj przecinków, a zdania typu...
Pełen niedowierzania wrzask wypełniał grotę.
...są trochę nie teges... W jaki sposób można niedowierzająco wrzasnąć?
Poza tym opowiadanie jest nawet fajne, fabuła raczej niezbyt rozwinięta (1. Wkroczenie na łąkę, 2. Walka z magiem, 3. Koniec), ale da się przeczytać...
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Lama Pidżama w Sierpień 04, 2009, 09:25:00 pm
Dobra, naciskany przez Lamę Pidżamę i Antilusa musiałem w końcu zrobić jakieś opowiadanie... No więc tym razem coś zupełnie nowego i nie ze świata Lajnejdża, bo w L2 nie grałem już baardzo dawno...


- Ale, tato! - Zwrócił się do hrabiego Crepusculum syn.
- Słucham? - Nie kryjąc zniecierpliwienia, hrabia z irytacją spojrzał na potomka.
- Żarówka... - Parafrazując słowa z ludzkiego kabaretu, młody Fernir uniósł tajemniczo brew i wskazał dyndający u sufitu żyrandol z elektrycznymi światełkami.
Ojciec załamał ręce.
- Proszę, przestań zachowywać się jak ta niewychowana hołota ludzka, która przedrzeźnia słabości naszej rasy. Widzę, że skecz przygotowany dla ludzi przez lorda Silentium spodobał się twoim rówieśnikom, ale mnie to już przestało bawić... Jeśli nie wiesz, czym się zająć, poćwicz proszę sztukę magii w pracowni. Tymczasem żegnaj, ja idę z twoją matką na łowy. - Po tych słowach starszy Crepusculum podszedł do okna, otworzył je i, w locie zmieniając się w nietoperza, dołączył do drugiego stworzenia, które od jakiegoś czasu siedziało na parapecie okna.
   Fernir westchnął. Od jakiegoś czasu faktycznie zaczął interesować się wynalazkami ludzi, szczególnie internetem, gdzie odnalazł nagranie* z ludzkiego występu pana rodu Silentium, i nie rozumiał, czemu to nie znajduje aprobaty u jego rodziców. Szczególnie po tym, jak przekonali się do wynalazków rasy ludzkiej - choćby elektryczności; wcześniej nie mogli przechowywać ich pożywienia w chłodzie tak po prostu, o każdej porze roku... Czasem nawet wraz z opakowaniem. Szczególnie intrygujący w tym wszystkim jest fakt, że ludzie, którzy żyją tak krótko, potrafią w trakcie tego żywota zrobić tyle rzeczy - w przeciwieństwie do bardziej długowiecznych ras, takich choćby jak krasnoludy, które potrafią spędzić wiek, zastanawiając się,  jakiego rodzaju kamień użyć pod fresk na ścianę swego domu... nie, nie domu - poprawił się w myślach młody Crepusculum - swego prymitywnego tunelu.
   Co jeszcze bardziej intrygujące, pomimo upływu lat ludzie wciąż nie mają pojęcia o istnieniu magicznych ras, a ci, co to pojęcie mają, uważają je za dziecinne bajki lub mity. A przecież wystarczy spojrzeć na ulicę, by zobaczyć sunącego nią elfa, wejść głębiej w las, by zobaczyć doły po zapadniętych najpłytszych tunelach krasnoludzkich czy otworzyć w nocy okno, by mieć potem dwie swędzące kropeczki na szyi... I pomyśleć, że oni posądzają o to komary.
Co prawda, to ostatnie zdarza się już dość rzadko. A w każdym razie rzadziej, niż choćby dwieście lat temu, zanim któryś z wampirów nie wpadł na świetny pomysł podsunięcia ludziom idei akcji krwiodawstwa; teraz nawet nie trzeba polować na ofiary, by wyżywić rodzinę - robi się to już głównie dla sportu.
Co do samych wampirów jeszcze... Fernir, właśnie dzięki internetowi, tak nielubianego przez jego ojca, obejrzał kilka dzieł ludzi o jego gatunku - uśmiał się niesamowicie, słysząc o możliwości wampira wyjścia na słońce czy braku potrzeby snu. Oczywiście, nie spał już od przeszło stu pięćdziesięciu lat w trumnie - zwykłe łóżka są o niebo wygodniejsze, ale wychodzenie na dwór, gdy nie zapadła jeszcze noc? Wytrzymałby może z minutę, minutę spalania się w pył.
    Młody Crepusculum, zamiast udać się do pracowni, specjalnie wydłużył sobie drogę przez dworek, by dostać się do kuchni; chwycił stojący w lodówce kartonik z napisem "ŁACIATA" (notabene całkiem podobny do opakowania z tym białym świństwem pijanym przez ludzi, choć nazwa odrobinę inna; raz nawet koledzy podmienili mu napój z kupionym u ludzi mlekiem, a on, nie zauważając różnicy, wypił zawartość... Okropny smak pozostał mu w ustach jeszcze przez wiele tygodni) i, korzystając z nieobecności rodziców, odbył podróż w stronę swojego pokoju, by pooglądać ludzkie wytwory wyobraźni na zachomikowanym ludzkim telewizorze, który znalazł w jakimś sklepie zamkniętym na noc. To dopiero było odkrycie! Telewizja bowiem spodobała mu się niemal w równej mierze, co internet; zdziwił się, gdy zobaczył, że jego krajem rządzi krasnolud, pomimo iż przedstawicieli tej rasy tutaj zbyt wielu nie ma, śmiał się z losów bohaterów niekończących się telenowel, obejrzał nawet ludzi, którzy w niesamowity sposób zarabiali na innych ludziach, udając, że czynią jakieś uroki i wróżąc im z niemagicznych kart. Poznał również niesamowicie zbliżone do prawdy historie o magii i magicznych stworzeniach. I teraz tylko czekał z niecierpliwością, co takiego ten dziwny, niemagiczny ludzki świat mu jeszcze pokaże...

Hope you liked it. Może nawet je kontynuuję...
* Dla tych, co nie wiedzą, ocb - tutaj (http://www.youtube.com/watch?v=psi7FS5eTTQ&fmt=18) znajduje się to nagranie... "Silentium" to po łacinie "cisza" ;)

No tak.. cholernie przymuszony niechetnie biore sie do pisania tego glupiego komentarza. ma byc dlugo... no to pisze... ekhm, ekhm...
Wiec..
Nie nie zaczyna sie zdania od wiec. No to...
Opowiadanie jak zwykle b. dobre :D Temat specyficzny chociaz juz walkowany pare razy.. ale tym razem opowiedziany w caaalkiem fajny sposob, zreszta wiesz ze jestem fanem twojej tworzcosci moj drogi Nathelku. Jako, że moje biedne, zmeczone oczy wyłapują tylko rażące błedy unieprzyjemniajace czytanie nie mam sie do czego doczepic pod tym wzgledem... wiec sie nie doczepie :P Czyta się łatwo i przyjemnie... czyli tak jak powinno...
No co ja tu jeszcze moge napisac... Hm...
No...
Eee...
Nie mimo ze wydaje wam sie, iż przedłużam ten głupi komentarz to sie mylicie..
W zadnym wypadku tak nie jest...
No.. dodam jeszcze: dzieki zaaaa wspomnienie o tym skeczu :D fajnie to wplotłeś i jeszcze sobie nawet Toffika oglądnałem po raz któryśtam z rzędu...
No tak...
Co by tu...
A wspominka o złym smaku mleka mnie obraża! Czuje się obrażony cholera jasna... Mleko rlz...
No tak.. mamy już 21 więc moge pisać troche od rzeczy...
Taaak...
Dobra powoli będe kończył co tu będe spamował... Chyba już jest długo...
Koniec komentarza.. (ufff...)
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Sierpień 10, 2009, 08:34:49 pm
Dobra, naciskany przez Lamę Pidżamę i Antilusa musiałem w końcu zrobić jakieś opowiadanie... No więc tym razem coś zupełnie nowego i nie ze świata Lajnejdża, bo w L2 nie grałem już baardzo dawno...


- Ale, tato! - Zwrócił się do hrabiego Crepusculum syn.
- Słucham? - Nie kryjąc zniecierpliwienia, hrabia z irytacją spojrzał na potomka.
- Żarówka... - Parafrazując słowa z ludzkiego kabaretu, młody Fernir uniósł tajemniczo brew i wskazał dyndający u sufitu żyrandol z elektrycznymi światełkami.
Ojciec załamał ręce.
- Proszę, przestań zachowywać się jak ta niewychowana hołota ludzka, która przedrzeźnia słabości naszej rasy. Widzę, że skecz przygotowany dla ludzi przez lorda Silentium spodobał się twoim rówieśnikom, ale mnie to już przestało bawić... Jeśli nie wiesz, czym się zająć, poćwicz proszę sztukę magii w pracowni. Tymczasem żegnaj, ja idę z twoją matką na łowy. - Po tych słowach starszy Crepusculum podszedł do okna, otworzył je i, w locie zmieniając się w nietoperza, dołączył do drugiego stworzenia, które od jakiegoś czasu siedziało na parapecie okna.
   Fernir westchnął. Od jakiegoś czasu faktycznie zaczął interesować się wynalazkami ludzi, szczególnie internetem, gdzie odnalazł nagranie* z ludzkiego występu pana rodu Silentium, i nie rozumiał, czemu to nie znajduje aprobaty u jego rodziców. Szczególnie po tym, jak przekonali się do wynalazków rasy ludzkiej - choćby elektryczności; wcześniej nie mogli przechowywać ich pożywienia w chłodzie tak po prostu, o każdej porze roku... Czasem nawet wraz z opakowaniem. Szczególnie intrygujący w tym wszystkim jest fakt, że ludzie, którzy żyją tak krótko, potrafią w trakcie tego żywota zrobić tyle rzeczy - w przeciwieństwie do bardziej długowiecznych ras, takich choćby jak krasnoludy, które potrafią spędzić wiek, zastanawiając się,  jakiego rodzaju kamień użyć pod fresk na ścianę swego domu... nie, nie domu - poprawił się w myślach młody Crepusculum - swego prymitywnego tunelu.
   Co jeszcze bardziej intrygujące, pomimo upływu lat ludzie wciąż nie mają pojęcia o istnieniu magicznych ras, a ci, co to pojęcie mają, uważają je za dziecinne bajki lub mity. A przecież wystarczy spojrzeć na ulicę, by zobaczyć sunącego nią elfa, wejść głębiej w las, by zobaczyć doły po zapadniętych najpłytszych tunelach krasnoludzkich czy otworzyć w nocy okno, by mieć potem dwie swędzące kropeczki na szyi... I pomyśleć, że oni posądzają o to komary.
Co prawda, to ostatnie zdarza się już dość rzadko. A w każdym razie rzadziej, niż choćby dwieście lat temu, zanim któryś z wampirów nie wpadł na świetny pomysł podsunięcia ludziom idei akcji krwiodawstwa; teraz nawet nie trzeba polować na ofiary, by wyżywić rodzinę - robi się to już głównie dla sportu.
Co do samych wampirów jeszcze... Fernir, właśnie dzięki internetowi, tak nielubianego przez jego ojca, obejrzał kilka dzieł ludzi o jego gatunku - uśmiał się niesamowicie, słysząc o możliwości wampira wyjścia na słońce czy braku potrzeby snu. Oczywiście, nie spał już od przeszło stu pięćdziesięciu lat w trumnie - zwykłe łóżka są o niebo wygodniejsze, ale wychodzenie na dwór, gdy nie zapadła jeszcze noc? Wytrzymałby może z minutę, minutę spalania się w pył.
    Młody Crepusculum, zamiast udać się do pracowni, specjalnie wydłużył sobie drogę przez dworek, by dostać się do kuchni; chwycił stojący w lodówce kartonik z napisem "ŁACIATA" (notabene całkiem podobny do opakowania z tym białym świństwem pijanym przez ludzi, choć nazwa odrobinę inna; raz nawet koledzy podmienili mu napój z kupionym u ludzi mlekiem, a on, nie zauważając różnicy, wypił zawartość... Okropny smak pozostał mu w ustach jeszcze przez wiele tygodni) i, korzystając z nieobecności rodziców, odbył podróż w stronę swojego pokoju, by pooglądać ludzkie wytwory wyobraźni na zachomikowanym ludzkim telewizorze, który znalazł w jakimś sklepie zamkniętym na noc. To dopiero było odkrycie! Telewizja bowiem spodobała mu się niemal w równej mierze, co internet; zdziwił się, gdy zobaczył, że jego krajem rządzi krasnolud, pomimo iż przedstawicieli tej rasy tutaj zbyt wielu nie ma, śmiał się z losów bohaterów niekończących się telenowel, obejrzał nawet ludzi, którzy w niesamowity sposób zarabiali na innych ludziach, udając, że czynią jakieś uroki i wróżąc im z niemagicznych kart. Poznał również niesamowicie zbliżone do prawdy historie o magii i magicznych stworzeniach. I teraz tylko czekał z niecierpliwością, co takiego ten dziwny, niemagiczny ludzki świat mu jeszcze pokaże...

Hope you liked it. Może nawet je kontynuuję...
* Dla tych, co nie wiedzą, ocb - tutaj (http://www.youtube.com/watch?v=psi7FS5eTTQ&fmt=18) znajduje się to nagranie... "Silentium" to po łacinie "cisza" ;)
Hmm... też muszę tu strzelić komenta...
Na sam początek chciałbym was po długiej przerwie przywitać...
No... i...
Opowiadanie ciekawe, ładne, trochę mi przypomina pratchetta... no... i... tyle.
Monz, bless ya all!
_______FRUSTRAT EDIT_______
Chciałbym wymienić tutaj po kolei co mi się podobało w opowiadaniu, a co nie jako iż nath bardzo "prosił".
Dużą zaletą tego opowiadania jest umieszczenie w nim istot magicznych co dla mnie - jako zwykłego czytelnika - ma duże znaczenie. Kolejnym plusem jest nawiązanie do bardzo znanego nam wszystkim kraju oraz paru pomniejszych nowinek z tegoż to właśnie, co dodaje akcentu humorystycznego. Całemu opowiadaniu oczywiście dodano pewną mgiełkę mistycyzmu i mroku stawiając jako głównego bohatera wampira(oczywiście autor nie dał nam "na tacy" informacji, że jest to wampir. Bynajmniej nie padło takie słowo, jednak wszystkie poszlaki, zachowania itp. wskazują właśnie na tą istotę)i nawiązując do lekcji magii.
Minusy? Oczywiście musiałbym zgłębić się bardziej w to opowiadanie, ale jedyne co przychodzi mi teraz na myśl to oczywista sprawa. Za krótkie, ale któż dba w tym kręgu młodych artystów o długość, liczy się natchnienie.
Bardzo dziękuję za uwagę.
Zarean D'Avorien
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Wraith w Sierpień 11, 2009, 05:45:12 pm
Hm, ciekawe... Wiem, lakoniczny komentarz, ale oddaje moje odczucia.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Sierpień 11, 2009, 06:47:43 pm
Hm, o ile rozumiem, można tu wrzucać swoje grafomańskie wytwory, tak? Więc zarzucę swoim. Napisałem to ze 2-3 lata temu, sam już nie pamiętam dokładnie. Opowiadanie, które miało mnie zakwalifikować do gry na Allseronie. W czasach, gdy jeszcze nie wiedziałem, że 'klimacenie' i L2 to dwa różne światy.


   Na powierzchni zapadł zmrok. Nie miało to szczególnego znaczenia tutaj, w podziemnym mieście zamieszkałym przez mroczne elfy, gdzie nigdy nie docierało słońce. Choć upłynęło nieskończenie wiele lat, odkąd czarnoskóre elfy przegrały wojnę ze swymi jasnymi pobratymcami i zostały zepchnięte do podziemnych pieczar, nadal pozostało im coś z dawnych czasów - rytm, w jakim żyły. Valas, przyczajony na dachu gospody, zlewający się z otoczeniem dzięki swemu czarnemu strojowi, był przekonany, że ponad sklepieniem jaskini, w jakiej się znajdował, jest równie ciemno, jak wewnątrz. Ulice pustoszały, dało się tylko dostrzec smukłe sylwetki strażniczek patrolujące centralny plac i pilnujące wejście do świątyni Shillien.
   Nareszcie, wyszedł.
   Valas naciągnął mocniej kaptur, aby jego kontrastujące ze skórą białe włosy nie była zanadto widoczne.
   Pijany elf wyszedł z gospody chwiejnym krokiem. Valas dostrzegł u jego boku sakiewkę, która nie wyglądała na pustą. Ścisnął w dłoni sztylet i płynnym ruchem zeskoczył z dachu, przykucnął i obserwował. Miał szczęście, gdyż jego cel nie należał do szczególnie roztropnych (lub należał do wyjątkowo pijanych) i prędko zboczył w ciemną uliczkę. Valas uśmiechnął się szeroko i cichym krokiem podążył za swoją ofiarą, obserwując jednak z odpowiedniego dystansu, jak sokół, który śledzi zająca i zbliża się dopiero wtedy, gdy jest pewien sukcesu. Podobnie do sokoła omijał też kolejne zaułki i przeszkody, aby znaleźć się w prostej linii tuż za celem.
   Trwało to chwilkę. Śmiertelne pchnięcie w nerkę zakończyło żywot pijanego mrocznego elfa. Valas zatkał swej ofierze usta, aby nie wydobył się z nich krzyk i krótko spojrzał na umykające z oczu życie. Dla całkowitej pewności dźgnął ponownie. Mroczny elf konał, próbował krzyknąć, lecz udało mu się jedynie westchnąć. W jego oczach zastygło kompletne zaskoczenie i jakby pretensja.
- Wygląda na to, że pozbawiłem swej rasy kolejnego czarowyjca - wyszeptał cicho Valas, oceniając po ubiorze, że jego ofiara musiała być początkującym mistykiem. - Może to i dobrze, bo więcej ich, niż robactwa. - dodał po chwili i zachichotał.
   Zważył w ręku odpiętą od trupa sakiewkę i skrzywił się. Monet było znacznie mniej, niż się początkowo spodziewał.
- Jak tym durniom nie żal wszystkiego przepijać?
   Nocny łowca zabrał z martwego ciała dwa kolczyki i jeden pierścień i nie znalazłszy już nic wartościowego, umknął w mrok. Było to bardzo rozsądne, jeśli wziąć pod uwagę zbliżające się delikatne kroki nocnych strażniczek.



   Miejsce, do którego trafił, wydawało mu się areną niedaleko Giran, o której wiele słyszał. Ktoś poklepał go po ramieniu i nakazał wyjść na jej środek. Rozejrzał się niepewnym wzrokiem dookoła - widział różne postacie, mignął mu potężny ork z dwuręcznym mieczem, kilka krasnoludek przyglądających mu się z ciekawością swymi wielkimi oczami, jakiś mężczyzna w szacie maga z dwunożnym kotem u boku i jeszcze wielu innych. Zdawało mu się, że zaglądają wgłąb jego duszy, jakby pragnęli odgadnąć, czy sprosta swemu wyzwaniu. Jakiemu wyzwaniu?!
   Naprzeciw niego stał najgorszy wróg każdego mrocznego elfa - jego jasnoskóry pobratymiec! Czciciel wodnej bogini uśmiechał się kpiąco i bawił trzymanym w dłoni sztyletem.
- Czas, by udowodnić, jak niewiele znaczy dziś tytuł Kroczącego Przez Otchłań - mówiąc to, spiął się do skoku i bez uprzedzenia zaatakował.
   Valas zablokował cios odruchowo, zadźwięczała stal i w górę wystrzeliły snopy błękitnych iskier. Zanim zdążył choćby pomyśleć o kontrataku, jego przeciwnik zaatakował ponownie. A potem jeszcze dwa razy. Valas cały czas zmuszony był się cofać.
   Kroczący Przez Otchłań? Nie rozumiał do końca tego tytułu, ale podświadomie czuł z nim jakiś związek.
   Uderzenie w brzuch powinno było zakończyć walkę, lecz Valas ze zdumieniem odkrył, że ma na sobie zbroję. Była tak lekka i dostosowana do jego smukłej sylwetki, że nawet jej nie poczuł. Teraz jednak uratowała mu życia. Zatoczył się do tyłu, a jasny elf stanął w miejscu i zamarł w bojowej pozycji, cofając rękę ze sztyletem, w każdej chwili gotową wystrzelić i ugodzić w serce zabójczym i umykającym wzrokowi pchnięciem.
   Zewsząd uderzyły weń krzyki zgromadzonych na widowni. Nie, nie krzyki. Uderzyła w niego ściana wrzasku. Z siłą tarana. Hałas eksplodował w jego głowie jak huk wystrzału krasnoludzkiego golema, o których słyszał wiele opowieści. Tłum żądał od niego krwi.
   Skupił się, ścisnął mocniej rękojeść sztyletu i zaatakował jasnoskórego elfa. Wyprowadzał szybkie cięcia przeplatane zdradzieckimi sztychami, lecz ku jego rosnącej wściekłości, przeciwnik zdołał je parować lub ich unikać. Chlasnął ukośnie z odlewu, a jasny elf zablokował to uderzenie symetrycznym ruchem. Spróbował z drugiej strony, z tym samym skutkiem. Gdy musiał uniknąć kontry i ostrze wrogiego sztyletu otarło się o jego pancerz, z irytacją zauważył, że jego przeciwnik jest od niego zwinniejszy i szybszy.
   Odskoczył kilka kroków do tyłu i wtedy w myślach same pojawiły mu się słowa zaklęcia. Wokół jego sylwetki rozbłysła aura złowrogiej i mrocznej mocy - instynktownie wysunął wolną dłoń do przodu, jak gdyby chciał wyrwać serce z piersi swego wroga...
   ... i skupiona energia ulotniła się w jednej chwili. Nigdzie nie widział jasnego elfa.
   Zdążył się jeszcze obrócić. Zdążył nawet wykonać zasłonę, ale na niewiele się to zdało. Nadbiegający z boku elf zręcznie ominął jego zastawę i przejechał ostrzem po najsłabiej chronionym miejscu, tuż nad biodrem. Poczuł ciepłą strużkę krwi. Z wściekłością dźgnął, mierząc prosto w serce oponenta, lecz ten uchylił się zwinnie i wytrącił mu broń z ręki. Jasny elf wyprowadził szybkie kopnięcie.
   Ale nie na tyle szybkie, by Valas nie zdołał go zablokować ręką. Wiedział, że to on jest w tym pojedynku silniejszy i desperacko uchwycił się tej szansy. Jego pięść wystrzeliła w stronę przeciwnika i grzmotnęła go w szczękę. Elficki nożownik zatoczył się do tyłu, a Valas poszedł za ciosem...
   ... i cudem tylko nie nadział się na ostrze sztyletu. Elf zachował zimną krew i dwoma szybkimi kopniakami powalił Valasa na ziemię.
- A teraz, Kroczący Przez Otchłań - wycedził słowami pełnymi jadu i zakorzenionej od setek lat nienawiści - wkroczysz w otchłań. - dodał z nutą mrocznego sarkazmu i wymierzył prosto w tętnicę szyjną.




   Valas zerwał się z łóżka, cały zlany potem, omal nie budząc całej gospody głośnym krzykiem. Powoli uspokajał oddech i dochodził do siebie, obmacując przy tym szyję i biodro. Były nietknięte.
   Ostatnim widokiem, jaki zapamiętał, było ostrze sztyletu zmierzające ku jego twarzy.
   Ostatnim, co słyszał, był dziki śmiech.

Jedno z lepszych opowiadań napisanych ostatnimi czasy. Zero błędów, wciąga, dobrze opisana walka... Pięć z plusem się należy. ^^
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Luty 02, 2010, 11:04:22 pm
Dualpost. Cóż.

Zapowiadam tak, czy inaczej: Już wkrótce - w końcu - pojawi się tu nowe opowiadanie, w nowym świecie, pisane razem przeze mnie i Zareana. Aktualnie jesteśmy na etapie zarysu ogólnego, ale szybko nam idzie...
Przygotujcie się na największe pod względem rozmachu i długości dzieło, które kiedykolwiek tutaj umieściliśmy!
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: He4DSh0t w Luty 24, 2010, 06:12:18 pm
Chciałbym przedstawić opowiadanie pierwsze opowiadanie mojego kumpla, oto link do niego

http://bandofbrothers.pdg.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=21&Itemid=38

Zachęcam do lektury.
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Soulern w Wrzesień 03, 2010, 10:18:10 pm
Diabli wiedzą czy tu, czy gdzie indziej. Wątek martwy od roku więc może go ożywić trochę ?
=================================================================

Taniec

  Następne pchnięcie... i jeszcze jedno... i znowu. Miecze raz za razem zagłębiały się w ciałach goblinów. Z kamienną twarzą ciemny elf systematycznie przerzedzał atakujący oddział.
  Zwinnie, lekko, jakby nie dotykając stopami ziemi wirował wokół przeciwników, a ostrza zostawiały w powietrzu srebrzyste smugi księżycowego światła. Nie mieli z nim najmniejszych szans, a jednak atakowali, nacierali jeden za drugim bezskutecznie próbując znaleźć lukę w jego obronie. Już, już prawie grot włóczni sięgał celu, ale okazywało się, ze tam nikogo nie ma i więcej goblińskiej krwi znaczyło ziemię. Dla niego to nie była walka. On tańczył wśród wrogów, piruet wykonany w ostatniej chwili odsuwał go poza zasięg broni i jednocześnie ustawiał do wykonania jednego ciosu. Nigdy więcej. Zawsze tylko jedno uderzenie na jednego przeciwnika. Taka miał zasadę i przestrzegał jej, od kiedy stał się Tancerzem. Nigdy nie musiał uderzać ponownie. Walka polegała na unikaniu ataków przeciwnika tak długo, dopóki nie znajdzie się tej idealnej pozycji. Był perfekcjonistą. Z łatwością wybił się w powietrze, zrobił salto i wylądował za plecami dowódcy oddziału. Z gracją wykonał piruet z rozłożonymi rękami. Głowa goblina toczyła się jeszcze chwile po ziemi i znieruchomiała.
  Zatrzymał się. Nie dyszał z wysiłku i nie było widać po nim zmęczenia. Uklęknął, skrzyżował miecze i pogrążył się w cichej modlitwie do Adamnan-na-Brionha dziękując mu za pomoc w walce. Po chwili wstał i skierował się w stronę polany Tancerzy. Ciemne Elfy wiedziały o jej istnieniu, ale żaden na nią jeszcze nie trafił. Tylko wybrani mogli ją odnaleźć. Las zazdrośnie strzeże swoich tajemnic i nie ujawnia ich byle komu. Czekała tam na niego. Prawdziwi Strażnicy Lasu.

- Widzę, że tańczyłeś Ionathmai - powiedziała srebrnowłosa elfka.
- Znów oddział zielonoskórych - westchnął smutno. Podchodziły coraz bliżej granicy drzew, ale do Lasu nigdy nie wejdą. Nie mają prawa. - Już czas Rikki.

  Ciemna elfka z gracją podniosła się z trawy. Stanęli obok siebie i czekali ze spuszczonymi głowami. Mijały minuty. Nagle usłyszeli ciche rżenie. Nawet nie drgnęli. Odgłos powtórzył się bliżej. Powoli podnieśli głowy. Przed nimi stało najpiękniejsze zwierzę, jakie kiedykolwiek stąpało po świecie. Spowite delikatną aurą spoglądało na nich mądrymi oczami. Śnieżnobiała sierść raziła oczy swym niepowtarzalnym blaskiem. Skłonili się nisko przed władcą lasu. Jednorożec potrząsnął grzywą, po czym sam pochylił głowę w odpowiedzi na ukłon.

- Dziękujemy, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością - powiedział spokojnym głosem Ionathmai.
- Dziękujemy za siłę, którą nas obdarzasz - dodała Rikki.
- Póki żyjemy, będziemy stać na straży Lasu - rzekł Ionathami.
- I nigdy nie pozwolimy go zniszczyć – zakończyła Rikki.

  Później powoli podeszła do jednorożca i na wyciągniętych dłoniach podała mu błyszczący srebrem miecz. Zwierze jakby wahało się, ale po chwili lekko musnęło chrapami ostrze. Potem odwróciło się i kłusem oddaliło się znikając wśród drzew. Ionathmai westchnął.

- Tyle razy już go widziałem, ale nadal wzbudza we mnie zachwyt - powiedział.
- W nas wszystkich przyjacielu - Rikki uśmiechnęła się.

Akurat w tym dziale stare tematy jak najbardziej mogą być poruszane. A już zwłaszcza, jak są przyklejone. ^^ Co do opowiadania... Czy mi się wydawało, czy opis walki zapachniał R. A. Salvatorem? :>
Tytuł: Odp: Opowiadania Klimatyczne [ Komentarze ]
Wiadomość wysłana przez: Zarean w Wrzesień 08, 2010, 08:56:58 am
Stworzenie świata odniesione do l2? Ciekawy koncept pomimo, że jestem sceptykiem takich 'tekstów'