Witaj
Gość

Wątek: Inuyasha  (Przeczytany 1777 razy)

Inuyasha
« dnia: Listopad 18, 2008, 07:47:28 pm »
Witam wszystkich ,


Zapraszam serdecznie do oglądania anime Inuyasha :)


Cytuj
Dziś, drogie dzieci, dziadek Dark Rael opowie wam bajkę o pięknej Kagome i półdemonie zwanym Inuyashą... Co? Że macie już po piętnaście lat? No to co, przecież jak w telewizji lecą te, tak zwane, chińskie bajki, to jesteście pierwsi! No i niech mi tu który zaśnie przed końcem, to kaze no kizu go zaraz przywróci do życia! N-no dobrze, a więc było tak: Dawno, dawno temu po średniowiecznej Japonii panoszyły się tu i ówdzie wredne demony, które nie dawały spokoju normalnym, uczciwym obywatelom. Jednym z nich był młody psi półdemon Inuyasha, który bardzo chciał zostać prawdziwym demonem, aby dołączyć do grona swoich jeszcze bardziej wrednych kolegów po fachu. Do tego potrzebny był mu magiczny kamień zwany shikon no tama, ale strzegła go piękna i nieustępliwa kapłanka imieniem Kikyo. Wiecie, z babami to i demon się nie dogada, więc on w swej głupocie postanowił jej go zwędzić... I trzeba mu to oddać – udało mu się, ale była to niemal ostatnia rzecz, jaką zrobił w życiu. Kapłanka napięła łuk i perfekcyjnie trafiła idiotę, przykuwając go do drzewa magiczną strzałą.


Inuyasha zasnąć miał na zawsze, ale nie martwcie się, ożyje już w pierwszym odcinku. Z Kikyo było podobnie – śmiertelnie ranna w ostatnich słowach poprosiła, aby spalono jej ciało wraz z kamieniem, żeby już żadne indywidua go sobie nie przywłaszczyły. Trzeba wam bowiem, moje dziatki, wiedzieć, że shikon no tama dawał każdemu demonowi ogromną moc, czyniącą z niego straszliwego potwora, który porywa takie niegrzeczne dzieci jak wy!


O czym to ja... A właśnie, nasza historia zaczyna się trochę później, jakieś pięćset lat... Mówiąc dokładniej, w naszych czasach. Kagome, uczennica gimnazjum, w dniu piętnastych urodzin otrzymała taki prezent, że nikt z was nie zgadnie. Co? Pieska mówicie? No, ostatecznie można powiedzieć, że ‘dostanie’ niezwykłego pieska... Ale nie uprzedzajmy faktów. Dziadek Kagome opiekował się starą świątynią shintō znajdującą się nieopodal prastarego świętego drzewa – tę samą, w której kapłanka chroniła niegdyś magiczny kamień. W niewielkiej odległości od niej znajdowała stara zamknięta studnia, z której nikt od dawna nie korzystał. W ten feralny dzień Kagome znalazła się w jej pobliżu i została porwana przez okrutną kobietę-stonogę, która kategorycznie domagała się wydania jakiegoś magicznego kamienia. Dziewczyna nie wiedziała, że w swym ciele od urodzenia nosi shikon no tama i posiada dość niezwykłe umiejętności. Dzięki temu pozbyła się napastniczki i wyszła ze studni...


Po kilku minutach dotarło do niej, że znalazła się w świecie sprzed setek lat. Kobieta-demon nie dała jednak za wygraną. Kagome, uciekając przed nią trafiła na wielkie drzewo, do którego od pięćdziesięciu lat przyszpilony był Inuyasha. Nie widząc wyjścia, uwolniła go, a on pokonał stwora i odzyskał kamień, wyrwany uprzednio z ciała Kagome. Inuyasha nie miałby nic przeciwko zatrzymaniu magicznego kamienia dla siebie, ale z babami nie ma tak łatwo... Założyły mu magiczną obrożę, która na hasło „siad!” gwałtownym ruchem przykuwała piekielnie niezadowolonego półdemona do ziemi. No nie ma się z czego śmiać... Z drugiej strony Inuyasha święty nie był i bez kontroli szlachetnej Kagome mógłby strasznie nabroić. Do was, urwisy mu, co prawda daleko, ale zawsze...


A był to dopiero początek kłopotów. Pewnego dnia, dzięki strzelniczym „talentom” Kagome i naprowadzanej strzale, shikon no tama rozprysnął się na drobniutkie odłamki po całej krainie... Tak zaczęła się wielka przygoda. Inuyasha musiał przyznać, że z kobietami źle, ale bez nich ani rusz – tylko Kagome umiała wyczuć, gdzie znajdują się odłamki. Położył więc uszy po sobie i zgodził się współpracować, tym bardziej, że kamieniem zainteresował się potężny demon Naraku, a w jego rękach przedmiot ten siałby śmierć i zniszczenie.


Do naszych bohaterów dołącza demon-lis Shippō, pragnący pomścić śmierć ojca oraz mnich Miroku, posiadający rękę obciążoną przekleństwem, która wsysa wszystko niczym odkurzacz, zamieniając to w nicość. Druga jego ręka, nie mniej przeklęta, ma tendencję do przyklejania się do damskich tyłeczków, co powodować będzie dziwną wysypkę w kształcie ludzkiej ręki na twarzy mnicha... Tak, w odróżnieniu od Inuyashy, Miroku to pies na baby... Jego zachowanie zawsze będzie doprowadzać do szału Sango, kolejną członkinię drużyny, która posługując się olbrzymim bumerangiem, od małego tępiła wszelkiego rodzaju demony... Co jest? Już wszyscy śpicie? A-ale zostało jeszcze 160 odcinków!


Rumiko Takahashi, autorka znana przede wszystkim z tasiemcowych komiksów, które wbrew pozorom nie są takimi typowymi przeciętniakami. Tym razem autorka zabrała się za shōnen, ograniczając nieco charakterystyczny dla jej prac humor i tworząc rzecz dla odrobinę młodszej widowni i o bardziej dramatycznym przebiegu niż w przypadku „Ranmy” – wcześniejszej popularnej mangi tej autorki. Połączyła tu elementy charakterystyczne dla tzw. chińskiego fantasy, wykorzystywanego wcześniej w mandze „Fushigi yūgi” i książkach z serii „The Twelve Kingdoms” oraz zapożyczyła podobny element przeniesienia się bohaterów z czasów obecnych do świata innej epoki. W tym konkretnym przypadku jest to Japonia w niespokojnej epoce Sengoku, do której autorka dorzuciła demony i tajemne moce. Pomysł nie jest więc nowy, ale zrealizowany w dosyć, powiedziałbym, prześmiewczy sposób. Jeśli w tamtych tytułach bohaterowie nie mieli kontroli przemieszczania się między oboma światami, to tutaj Kagome może robić to swobodnie. Nie tylko wraca więc do domu na czas klasówek, ale przenosi do epoki Sengoku takie pożyteczne rzeczy jak rower, apteczka, książki czy jedzenie, pokazując nam takie zabawne scenki, jak np. Inuyashę wcinającego instant ramen... Na uwagę zasługuje też dbałość w ukazywaniu elementów charakterystycznych dla tamtej epoki, takich jak ubiory, zbroje, architektura czy broń, poza oczywiście elementami, nazwijmy je, magicznymi.


Konstrukcja serialu jest dość typowa dla produkcji tego typu. W początkowej fazie przeważają odcinki, w których drużyna głównych bohaterów rozwiązuje sprawy pojedynczych demonów, odzyskując kolejne odłamki kamienia. Później, kiedy na scenę wkracza Naraku i jego podwładni, pojedyncze historie wydłużają się do wielu odcinków. Trzeba przyznać, że każde podejście do unieszkodliwienia tego demona jest przygotowane starannie. Sprawa samych pojedynków jest o tyle ciekawa, że serial nie „jedzie” na tym elemencie tak, jak to ma miejsce w większości shōnenów. Tutaj bijatyki są bardziej uzupełnieniem przygodowej fabuły niż główną jej częścią. W dodatku pozbawione są przesadnego patosu – bohaterowie nie wygłaszają dramatycznych mów, wzbogacanych emocjonalnymi retrospekcjami, co w typowych shōnenach wydłuża same pojedynki do kilku odcinków. Również techniki walk jak i broń, którymi posługują się postacie, są różnorodne i ciekawie zaprojektowane (niektóre nawet z humorem).

Humor, choć mniej widoczny niż w innych serialach na podstawie mang Rumiko Takahashi, ma jednak swoje stałe miejsce w odcinkach epizodycznych, głownie kiedy Kagome w towarzystwie Inuyashy pojawia się w naszym świecie. Wtedy jest się z czego zdrowo pośmiać.

Ciekawym aspektem „Inuyashy” jest również to, iż mimo shōnenowego schematu, stanowi on niezły kąsek dla żeńskiej części widowni. Mamy tu lekko zarysowany wątek romantyczny, na który autorka patrzy z żeńskiej perspektywy, pojawiają się także bishōneni, a sam fakt uwiązania głównego bohatera i możliwość jego poskramiania na pewno ucieszy niektóre przedstawicielki płci pięknej...


W tytułach Rumiko Takahashi jednym z mocniejszych elementów są postacie. „Inuyasha” nie jest od tej zasady wyjątkiem. Mimo schematu ratowania świata, nie ma tu patosu. Nasza grupa nie walczy z Naraku bo tak trzeba, tylko każdy ma jakiś powód. Jedynie Kagome robi to z pobudek szlachetnych, co z uwagi na jej wiek i wychowanie jest rzeczą jak najbardziej oczywistą. Ciekawszym jest oczywiście sam Inuyasha, będący początkowo antybohaterem, którego mało co obchodzą inni, a w walkę z Naraku zostaje w zasadzie wrobiony. Zmienia się jednak stopniowo pod wpływem drużyny i zaczyna dzielić ich dążenia. Sam charakter tej postaci nie pasuje zresztą do roli wybawcy świata. Jedynym problemem jest tu znikomy rozwój stosunków międzyludzkich, co jest niestety domeną tasiemców.

Przeciwnicy drużyny Kagome, choć jest wielu, są dobrze zarysowani i każdy ma sensowne powody działania. Nie ma tu wielu zupełnie czarnych charakterów, zdarza się, że widz czuje sympatię do niektórych negatywnych postaci, rozumiejąc sytuację, w jakiej się znaleźli. Ogólnie w „Inuyashy” mamy sporo barwnych postaci, wiele z nich ma ciekawe dylematy, zdarzają się także oryginalne osobowości, oczywiście w ramach gatunku.


Jak przystało na Sunrise, anime to jest bardzo dobrze zrealizowane. Dobra animacja utrzymuje się przez cały serial, a jedynym mankamentem są komputerowe efekty wideo 2D, których płynność wyraźnie odstaje od reszty animacji tradycyjnej, co tworzy wrażenie niewielkiej niespójności animacyjnej. Tym razem postanowiono także lekko unowocześnić projekt postaci w stosunku do stylu Takahashi, w którym od czasów „Ranmy” niewiele się zmieniło. Serialowy projekt podoba mi się znacznie bardziej, a w przypadku tytułowego bohatera muszę przyznać, że to jedyny chłopiec ze zwierzęcymi uszami, który naprawdę wygląda do rzeczy.

Muzyka jest niezła, to znowu Kaoru Wada ze swym charakterystycznym stylem, który tutaj dobrze został uzupełniony przez dalekowschodnie instrumentarium tradycyjne. Większość piosenek, a było ich wiele, nie trafiła jednak w moje gusta, co wcale nie znaczy, że były złe, zahaczały jednak o j-rock, w którym zwyczajnie nie gustuję.


Ostateczny werdykt poprzedzić muszę nawiązaniem do tasiemcowatości tego anime. Dla widza docelowego serial ten powinien dobrze się sprawdzić, jednak przeciwnicy tasiemców będą mieli kilka argumentów, z którymi trzeba się zgodzić. Fabuła wpada w pewnym momencie w pętlę kolejnych starć z Naraku, z których ten oczywiście cudem wychodzi żywy i tu serial zaczyna nudzić. Osobiście oglądałem go z przyjemnością do około 90. odcinka, śledziłem go jednak nadal z recenzenckiego obowiązku i trochę z ciekawości, jak to się skończy. Niestety, serial się po prostu urywa – nic zresztą dziwnego, manga nadal jest kontynuowana...

Krótko mówiąc, uważam, że w dziedzinie tasiemców shōnen „Inuyasha” to bardzo dobry serial. Jest jednak nieco za długi, z wyraźną powtarzalnością wątków, a brak zakończenia obniża jego wartość o kolejne pół punktu.

Zapożyczone z Azunime .


Parę fotek :

Jak widać kreska ,fabuła na wysokim poziomie :)




OPENINGI :

1) http://www.youtube.com/watch?v=LGYEeu4mIuQ
2) http://www.youtube.com/watch?v=RJQIN399WUo


Seria bardzo ciekawa ,przyjemna składająca się z 2pełnometrażowych filmów kinowych oraz 167 odc. po 25min (-/ 5 na op/end)

Tutaj oglądniecie (uwaga ostatnio się strona zawiesza-więc proszę się nie zrażać )

www.kreskowki.fani.pl