Opowieści z Górniczej Doliny
Tom I: Spadkobierca wiedzy
Wprowadzenie
Ernest szedł spokojnie drogą w kierunku kolejnego miasta Myrthany. Nie obchodziło go kto będzie nim rządził, ponieważ wszyscy na tym kontynencie go znali z jego opowiadań. Spodziewał się, że większość mu nie wierzy ale radowała go myśl, że są nie liczni którzy będą znali prawdę. Spełniał też swoje zadanie które wydał mu jego przyjaciel i mentor.
Idąc dalej usłyszał za sobą krzyki i spostrzegł biegnącego człowieka:
- Zaczekaj! Wędrowcze zaczekaj!
- O co chodzi?- zapytał Ernest gdy nieznajomy już się zbliżył.
- Czy ty jesteś Ernest z Khorinis?
- Tak to ja a o co chodzi?- zapytał zaciekawiony. Nie bał się ataku ze strony przybysza, ponieważ szkolił go najlepszy wojownik wszechczasów.
- Mam dla ciebie list od Rothusa syna Rhobara, króla wschodnich prowincji. Czy zechcesz go przyjąć?
- Oczywiście. Jestem ciekaw czego ode mnie mógłby chcieć król wschodnich prowincji.- Otworzył list i zaczął czytać w myślach:
„
Zimbewrov 23stycznia 15 roku PB
Erneście!
Słyszałem o Twoich opowieściach o wielkim, Bezimiennym wojowniku. Słyszałem też, że jesteś w pobliżu moich włości, więc doszedłem do wniosku iż chętnie wysłucham tych opowieści. Jeżeli uznam je za interesujące i godne rozprowadzenia po całej Myrthanie to sfinansuje spisanie ich. Zapraszam Cię do stolicy mojego państwa i najpiękniejszego miasta w całej Myrthanie, Zimbewrov. Jeżeli jesteś zainteresowany wyrusz wraz z moim posłańcem, on wie co ma czynić. Z pozdrowieniami
Król Rothus "
Ernest zamyślił się i spojrzał na posłańca. Był to chudy i wysoki chłopak w wieku może piętnastu lat. Był ubrany w poszarpane i zniszczone ubranie. Bez broni, bez jedzenia a także jak zauważył bez żądnych pieniędzy.
- Umiesz czytać albo pisać?- zapytał się Ernest
- Tak umiem czytać i pisać. A o co chodzi?
- Poszukuje pomocnika, który robiłby notatki. Twój król złożył mi ciekawą propozycję zapisania moich opowieści ale do tego potrzebuje osoby która sporządzałaby notatki.
- Nie wiem czy będę mógł. Jestem własnością mojego króla.-powiedział z wyraźnym smutkiem na ustach.
- Czyli jesteś niewolnikiem?!- zapytał oburzony. –Jak masz na imię?
- Daren.
- Czy jeżeli wykupię cię od króla to zgodzisz się dla mnie pracować i mi pomagać?- zapytał oburzony i trochę zły Ernest. Uważał, że nie powinno istnieć coś takiego jak niewolnictwo. To prowadzi do bardzo nieprzyjemnych skutków m.in. rebelii, buntów i masowych morderstw. Mimo, że nie mówi się o tym głośno to istnieją.
- Tak, tak! Oczywiście!- zaczął skakać, śmiać się i płakać z radości.
- Dobrze więc. Wyruszajmy do Zimbewrov. Musimy jednak zahaczyć o jakieś miasto lub pole ziemskie i zaopatrzyć się w pożywienie. A także kupić dla ciebie jakieś lepsze ubranie.
I tak rozpoczęła się podróż Ernesta i Darena.
Rozdział I: „Podróż do Zimbewrov”
Mijały dni podróży w czasie których Ernest dowiedział się paru interesujących rzeczy o Darenie. Okazało się, że jego ojciec w przeszłości był właścicielem wielu hektarów ziemi lecz niestety było to w czasach gdy rządzili orkowie. Po zdobyciu władzy przez nowego króla oskarżono jego ojca o kolaboracje. Było to kłamstwo, po prostu nowy rząd szukał sposoby do jak najtańszego upaństwowienia ziemi chłopów. Jego ojciec, po którym nosi imię został oskarżony i skazany na śmierć, a jego rodzina miała stać się niewolnikami. Parę miesięcy później król został zabity. Niestety jego jedyna rodzina, czyli ojciec i matka już nie żyli, a on trafił w ręce okrutnego handlarza niewolnikami. Po paro miesięcznej tułaczce w roku 4 Po Bezimiennym został sprzedany ówczesnemu królowi wschodnich prowincji. Dbał on przez niego przez pół roku, ponieważ potem zmarł. Przez te pół roku opieki Daren nauczył się czytać, pisać i tako jako posługiwać mieczem i łukiem. Król dbał o niego jak o syna. Przez te pół roku syn króla, teraźniejszy władca zapałał do niego wielką nienawiścią. Po śmierci Rhobara III został wysłany do prac przy odbudowie królestwa. Była to ciężka i darmowa robota. Przez osiem i pół roku harował jak wół i podupadł sporo na zdrowiu. Pod koniec 13 roku PB uratował życie jakiemuś paladynowi który został napadnięty znienacka przez bandytów. Daren uratował go i opatrzył. Paladyn jak się okazało był bliskim przyjacielem króla Rothusa i wyprosił u niego zrobienie z Darena posłańca. Rothus po części się zgodził. Zrobił z niego posłańca ale dalej pozostawał niewolnikiem. Przez dwa lata swojej już przyjemniejszej katorgi dostał trzy zadania które bardzo dobrze wypełnił. To było jego czwarte i jak na razie najprzyjemniejsze.
Po dwunastu dniach drogi dotarli do małej wsi zwanej Hax. Tam też postanowili odpocząć dwa dni i zakupić w między czasie odpowiednie artykuły do dalszej podróży. Wynajęli pokój w dosyć dobrej tawernie i wyruszyli w poszukiwaniu ubrania dla Darena.
- Jeżeli któreś ci się spodoba to powiedz na brak pieniędzy nie cierpię.- powiedział Ernest
- Dobrze. Jednakże mam pewien pomysł odnośnie wykupu mnie z rąk króla Rothusa.
- Zamieniam się w słuch.
- No więc kiedy staniemy przed jego obliczem ubiorę się w stare ubranie. To ci pozwoli wynegocjować mniejszą cenę za mnie niż jakbym stanął ubrany w nowe piękne ubrania.
- Jest to bardzo dobry pomysł. Jeżeli chcesz by cena za twoją głowę była mniejsza to tak też uczynimy.
- To dobrze. Myślę, że najbardziej podoba mi się ubranie przy tamtym straganie.- wskazał na stragan po prawej stronie. Stała przy nim kobieta. Bardzo piękna ale zmizerniała.
- Witaj piękna nieznajoma-odezwał się Ernest- jak ci na imię?
- A po co ci to wiedzieć przystojny podróżniku?
- Z ciekawości. Jestem zaintrygowany jakie imię mogli nadać rodzice tak pięknej osobie.
- Nazywam się Synthia.
- Piękne imię pięknej kobiety. Posłuchaj szukam odpowiedniego ubrania dla mojego nieśmiałego przyjaciela.
- Jakiego przyjaciela?- w tym momencie Ernest zauważył nie ma obok niego Darena. Rozejrzał się wkoło i zauważył jak Daren oczarowuje młodą ekspedientkę dwa stragany obok.
- Ach tak. To u niego normalne. Ekonomiczne rozporządzenie czasu. No dobrze. Skoro go nie ma to ja załatwię interes za niego. Za jaką cenę sprzeda mi pani to ubranie?
- Po pierwsze mów mi po imieniu. Po drugie jeżeli zaprosisz mnie dzisiaj na kolację to sprzedam ci je za 30 piastów.
- Dobrze a o której skończysz?
- Kiedy tylko będziesz miał ochotę.
- Dobrze więc spotkajmy się w knajpie Den Long o 20.
- To jesteśmy umówieni.
Ernest wziął ubranie, zapłacił i poszedł w kierunku Darena. Miał uradowaną minę. Oznacza to, że ubił dobry interes. A może coś więcej...
- Wiem, że nie mogę o to prosić ale kiedy ty podrywałeś tamtą kobietę ja załatwiłem na darmowe jedzenie na teraz i podróż. Jest tylko jedno ale...-powiedział Daren patrząc się w ziemię.
- Słucham. Jestem ciekawy o co chodzi, ponieważ kiedy TY podrywałeś tą panią ja ubiłem dobry interes. Oto twoje nowe ubranie.-odpowiedział Ernest i wręczył chłopakowi ubranie.
- Dziękuję. Haczyk jest taki, że zaprosiłem tamtą piękną dziewczynę na kolację, a nie mam żadnych pieniędzy. Więc czy dasz mi pieniądze na jakąś choćby najtańszą kolację?
- Na najtańszą?! Nie przesadzaj. Kobietę trzeba nie tylko oczarować wdziękiem ale i gracją. A więc jeżeli zaprosisz ją na dobrą kolację i ubierzesz ten nowy strój to panna jest twoja. Zresztą ja też idę dzisiaj na kolację. Tak więc nie ma czasu trzeba się iść przyszykować.
„Bogu niech będą dzięki za oddzielne” pokoje pomyślał Daren. Mimo, że nie udało mu się sprowadzić tu Elizy to spodziewał się co robi Ernest z Synthią, a w takim wypadku on musiałby spać w jakiejś oborze, a tego nie chciał. Musiał przyznać, że ten dzień był naprawdę dobry.
Na następny dzień wraz z Ernestem wyruszyli w dalszą wędrówkę. Nie wspominali o wczorajszym wieczorze. W ciągu trzech następnych dni doszli do stolicy wschodnich prowincji. Nie obyło się jednak bez pewnych komplikacji.
Otóż podczas przeprawy przez jaskinie Tenh zaatakowało ich stado pełzaczy. Na szczęście Daren był już uzbrojony. Mimo że stary miecz nie jest najlepszą bronią to w rękach wyćwiczonego wojownika jest śmiercionośną bronią. Walka nie była długa. Przeciwników było pięciu. Ernest szybkimi sprawnym ruchem odciął głowę jednego stwora, a drugiemu wbił miecz prosto w tył głowy, gdzie jak wiadomo jest najsłabszy punkt pełzaczy. Daren nie był bezczynny i mimo, że nie był tak doświadczony jak jego partner to dawał sobie całkiem dobrze radę. Najpierw rozciął szczękę potwora a potem przez krtań dotarł do mózgu. Drugiemu pełzaczowi wskoczył pod pancerz w taki sposób by nie mógł go dosięgnąć morderczą szczęką i rozciął brzuch wzdłuż jego nici łączących poszczególne płytki. Ernest rozprawił się z ostatnim przeciwnikiem w mgnieniu oka podcinając mu tętnice którą pełzacze mają z prawej strony utwardzonej szyi.
- Świetnie się spisałeś zabijając te dwa pełzacze. Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności szermierczych.- rzucił Ernest rozcinając to kolejne płytki które są niezmiernie cenne, a zręczny kowal za pomocą paru kawałków stali zrobi z nich bardzo wytrzymałą zbroję.
- Dziękuję. Nie sądziłem, że istnieje osoba która jest w stanie przeciąć tętnice szyjną pełzacza. Przecież to prawie...
- ...niemożliwe. Tak wiem. Na szczęście byłem uczniem samego Bezimiennego, a on nauczył mnie paru sztuczek.
- Tego Bezimiennego?- zapytał ze zdziwieniem Daren. Dla niego ten wielki bohater był jak legenda, ponieważ mówiło się o nim różne rzeczy które każdy zmieniał na swój sposób.- Więc opowiadasz historie tego człowieka?
- Czasami zastanawiam się czy był człowiekiem. Ale odpowiadając na twoje pytanie to tak, opowiadam historie jego i te które kazał mi opowiadać.
- Czy opowiesz mi je?
- Oczywiście w końcu będziesz robił notatki do książki.
- Dobrze. Ruszajmy dalej.
Tak więc po zebraniu wszystkich trofeów ruszyli w dalszą podróż.
PRZENIESIONE DO ARTS&NOVEL.