Witaj
Gość

Wątek: OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!  (Przeczytany 9612 razy)

  • *******
  • Wiadomości: 1484

  • Pochwał: 15

  • Nothing is forgotten, Nothing is forgiven!
    • Ulubiona strona L2
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« dnia: Wrzesień 21, 2006, 01:04:10 pm »
Przechodzimy do rozwiązania konkursu :D

Poniżej znajdują się opowiadania napisane przez użytkowników forum na konkurs literacki.

Każde opowiadanie posiada swój numer który odpowiada numerowi w ankiecie. Przeczytajcie wszystkie i w ankiecie zagłosujcie na to które według was jest najlepsze :D

Dwa opowiadania odpadły z powodu złamania postanowień i regulaminu konkursu literackiego.

Miłej lektury. :)


PS. JEŻELI KTOŚ ZAUWAŻY ŻE KTÓREŚ OPOWIADANIE TO PLAGIAT I MA NA TO DOWÓD TO PW DO MNIE. ALE MAM NADZIEJE ŻE TO NIE BEDZIE POTRZEBNE




OPOWIADANIE NR. 1

Wstęp
- Jako pierwsze miejsce, w którym ludzka stopa dostąpiła magii po raz pierwszy, uznaje się właśnie Elfickie Ruiny, które możecie znaleźć nieopodal Obeliska Zwycięstwa. Wejście do ruin jest zablokowane, a prastarych tajemnic magii przekazanych od elfów strzeże wiele diabolicznych kreatur.
Młody wojak zwany Grath wzdrygnął się lekko. Na ustach Pain’a, jego towarzysza  pojawił się szyderczy, lekceważący śmiech.
Grath był młodym człowiekiem, miał nieco brązowawe włosy, niebieskie oczy, ubrany był w lekką, błyszczącą zbroję, a w rękach trzymał miecz dwuręczny. Twarz miał delikatną, prawie w ogóle nieopaloną. Widać było kilka nacięć na twarzy. Pochodził z niewielkiego miasteczka należącego do wielkiego imperium Aden – Dion.
Pain wywodził się z rasy czarnych elfów, która niegdyś dokonała się straszej zbrodni – uśmierciła tysiące swych braci – leśnych elfów. Miał białe włosy, grzywka lekko zachodząca na prawe oko, lekceważący i pogardliwy wzrok. Był chudy, ubrany w zbroję z lekkiego materiału, a w ręku trzymał sztylet.
Gatekeeper Roxxy uśmiechnęła się, ale spotykając trochę przestraszony, ale poważny wzrok Gratha, w którym dużo było ikry – szybko odwróciła głowę, unikając jego spojrzenia.
- Celem waszej misji jest znalezienie medalionu elfów i zwoju światłości, dzięki którym uda mi się wskrzesić twojego ojca, Grath. – oznajmiła, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- To nie będzie zbyt trudne. – odpowiedział z pogardą Pain. – Chyba nie jesteś jednym z tych, co się boją najmniejszego potworka, co Grath ?
Grath odwrócił głowę, i niezbyt zdecydowanie pokiwał głową.
- Roxxy, czy możesz nas przenieść prosto do ruin ?  
- Tak. Skoncentrujcie się, a wtedy ja będę mogła was przenieść. Ok. uwaga. Raz, dwa, trzy !
Grath poczuł się tak, jakby jego pierś przebijało milion igiełek, potem nogi oderwały mu się lekko. Coś jakby go uderzyło w głowę. Widzi ciemność. Tylko jakiś biały tunel na końcu. W tle słyszy czyjś krzyk. Nie, jeszcze nie czas! …

Rozdział I

Obudził się. Nieopodal niego stał Pain, majestycznie stojąc i patrząc z pogardą na Gratha. W tle widział zawalone wejście do Ruin.
- Co jest mięczaku ? Nie myślałem, że będę miał aż tak słabego towarzysza. No cóż …
Grath energicznnie podniósł się z ziemi, na głowie czuł wielkiego guza. Ruszył w kierunku ruin, znalazł małą wyrwę w ścianie, przez którą przeszli.
W środku ruin panował chłód. Było zimno i dosyć ciemno, mimo że paliły się pochodnie. W korytarzu zauważyli parę impów bawiących się starymi, szarymi kośćmi. Impy spłoszyły się lekko, gdy bohaterowie podeszli nieco bliżej. Jedno z tych małych stworzeń trzymało coś świecącego, coś na kształt medalionu.
-To jest to, czego szukamy – oznajmił dumnie Pain. – Ruszaj pierwszy Grath, ja coś sprawdzę i zaraz do ciebie dołączę.
Pain kiwnął głową, podniósł miecz do góry i ruszył na jednego z impów. Imp uskoczył nieco do tyłu, przewracając swojego towarzysza, który widocznie był pochłonięty czymś innym. W cichym korytarzu rozniósł się dźwięk przecinanego mięsa i jeden z impów runął na ziemię zalany krwią. Drugi zaatakował z zaskoczenia. Młody ludzki wojak zrobił unik i obciął małemu stworzeniu głowę. Stworzenie upuściło medalion, po czym runęło na ziemię obok swojego towarzysza.
-Niezłe przedstawienie, Grath. Nie jesteś aż takim mięczakiem, za jakiego cię uważałem.
Ruszyli ciemnym korytarzem. Z każdym pomieszczeniem było coraz bardziej zimno. Słychać było piski szczurów, ściany były stare, niektóre pomieszczenia były zawalone i nie sposób było do nich wejść. Guz Gratha coraz bardziej dawał o sobie znać. Bolał niemiłosiernie, co dekoncentrowało młodego wojaka z Dion w czasie ciężkich walk przeciwko coraz gorszym potworom w głębi ruin. Dotarli wkońcu do pomieszczenia, które wydało im się nie tyle co dziwne, ale ciekawe. Było ono okrągłe, ściany komnaty były pozłacane, a w samym pomieszczeniu znajdowało się tylko trzy drzwi, nic więcej. Na suficie znajdowała się szczelina, przez którą wlewała się złota poświata. Pain ruszył pewnie przed siebie, otwierając pierwsze lepsze drzwi. Zrobił krok, lecz nie poczuł podłoża. Zaczął spadać w czarną przestrzeń, w ostatniej chwili chwycił ręką próg drzwi i podciągnął się. Gdy wrócił do komnaty głównej, drzwi które były otwarte – znikły. Tam gdzie padała poświata, pojawił się jeden skrawek papieru.
Grath podszedł nieco bliżej i otworzył kolejne drzwi. Pomieszczenie w którym byli zamieniło się w pokój z wielkimi wrotami. Na suficie złotymi literami pojawił się napis „Pokonaj swój największy lęk”. Kraty wielkich drzwi otworzyły się, a z nich wypełznął wielki pająk. Wydał z siebie jęk i ruszył na Gratha. Zaskoczony bohater odruchowo machnął mieczem, jednak wielki pajęczak zablokował atak jednym ze swych odnóży i  wybił Grathowi miecz, powalił młodego rycerza na ziemię i stanął nad nim sycząc groźnie. Z odbytu potwora zaczęła powoli wysuwać nić pajęcza. Pająk zaczął obwiązywać nią młodego rycerza, sycząc groźnie. Grath zamknął oczy. „Tak, to już koniec” – pomyślał. Już się z tym pogodził, że zginie w ruinach. Już nigdy nie zobaczy ojca. Nie zobaczy swojej wioski. „Nie, ja nie chce zginąć, nie, nie zginę!” – pomyślał.   Potwór niespodziewanie zaczął się chwiać. Z odbytu, z twarzy, nawet z odnóży tryskała mu krew, a z tylniej części zaczęły wystawać sople lodu, przebijając powłokę skórną pająka. Potwór zasyczał jeszcze groźniej i upadł na ziemię zalany krwią. Komnata wróciła do swej pierwotnej formy, a na miejscu poświaty pojawiła się drugi skrawek papieru.
- Co ty byś zrobił beze mnie, mięczaku? Byłbyś świetną przekąską dla tego pajączka. No cóż …
Po tych słowach Pain wyciągnął swój sztylet, zaczął lekko pocierać i niego palcem i uśmiechnął się z pogardą do Gratha. Podszedł do kolejnych drzwi, otworzył je. Probował przez nie przejść, ale na jego drodze pojawiła się jakaś niewidzialna ściana. Grath podszedł do drzwi i przeszedł przez nie bez żadnych problemów. Jego oczom ukazał się pokój, w którym znajdował się wielki piedestał, a na nim ostatni skrawek papieru. Podszedł bliżej, sięgnął do niego, ale ów skrawek znikł. Poczuł przenikający ból w miejscu swojego guza, a potem w plecach. Spojrzał na brzuch. Z przebitego żołądka wystawało ostrze sztyletu. „Nie! To niemożliwe, to nie prawda!” – pomyślał.
Uderzył wroga z łokcia w twarz. Oponent runął na ziemię, uderzając głową w ścianę. Wróg zaśmiał się szyderczo.
- Pain, dlaczego ? Dlaczego mnie atakujesz ?
- Jeszcze nie rozumiesz ? To ja zabiłem twojego ojca. Dzięki temu mogłem towarzyszyć ci w tej misji, żeby znaleźć zwój światłości, a dokładnej jego dwie brakujące części. Udawałem twojego przyjaciela, abyś sam mnie doprowadził tutaj za co ci dziękuję – na ustach Paina pojawił się ten sam co zwyklę szyderczy śmiech – to była świetna przykrywka. Dzięki zwojowi będzie możliwe przywołanie smoka Shillien – Antharasa. Na ziemi rozpęta się wojna i chaos. Imperium Aden upadnie, a rasa ciemnych elfów będzie rządziła całym światem.. Teraz – kiedy ci to wszystko powiedziałem, mięczaku - niestety muszę cię zabić, co zaraz uczynię.
Szybko podniósł się, podbiegł do Gratha i zaatakował go sztyletem. Grath Obronił atak mieczem i kopnął ciemnego elfa w brzuch. Pain odskoczył do tyłu, odbił się od ściany i efektywnie przeskoczył Gratha, po czym drugi raz ugodził go w plecy. Rycerz zachwiał się lekko i upadł na ziemię. Odepchnął wroga nogami, podniósł się i rzucił się do ataku. Wybił Painowi sztylet z ręki, i ugodził ciemnego elfa w brzuch, przebijając go na wylot. Elf chwycił część ostrza i zachwiał się. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Pain runął na ziemię i wyzionął ducha, a jego sztylet leżący nieopodal zamienił się w ostatni skrawek papieru.
- I kto teraz jest mięczakiem, Pain ? – powiedział dumnie Grath, po czym podbiegł do skrawka papieru i podniósł go. Połączył wszystkie trzy części papieru. Użył zwoju ucieczki, który miał przy sobie i przeteleportował się wprost do Talking Island Village.


Rodział II

Tam czekała na niego Roxxy. Miała kilka zadrapań na twarzy i pokrwawione ubranie. Nieopodal leżał martwy ojciec Gratha.
- Co się stało, Roxxy ? – zapytał Grath.
- Cieszę się, że żyjesz. To Pain mnie zaatakował, ciebie zresztą też. Uderzył cię w głowę, gdy chciałam was przenieść do ruin, a mnie pobił. Cudem udało mi się przenieść cię do ruin. Gdy dowiedział się, że już jesteś w ruinach, pędem ruszył w stronę Ruin w pogoni za tobą.
- On już nie żyje – odparł Grath. Zabiłem go, gdy zaatakował mnie w ruinach.
- Udało ci się zdobyć medalion elfów i zwój światłości ?
- Tak, proszę. – Grath podał obydwa relikty do rąk Roxxy. Założyła medalion elfów na szyję martwego ojca i zwróciła się do młodego rycerza:
- Teraz odczytam to, co jest zapisane na zwoju i ożywię twojego ojca. Satarius evadus, eelissa aegis revaldo, tratus hadevus haeria!
Z nieba zaczęła się wylewać złota poświata, taka sama jak w środku ruin.  Strumien światła skierowany na martwe ciało stawał się coraz intensywniejszy. Rozległ się grzmot, a ojciec Gratha się poruszył. Wstał i zaczął się rozglądać.
- Ojcze, ojcze! – krzyknął Grath i zawisł mu na szyi
- Witaj synu! Cieszę się, że cię widzę. – odparł równie ucieszony ojciec – nie wiem czemu, ale czuję się, jakbym przespał całe dwa tygodnie.
- To długa historia ojcze, to długa historia.




OPOWIADANIE NR. 2

„Gdy nadejdzie ta chwila,
krew jasnej księzniczki połączy
się z mrokiem królowej Shillen,
a chaos zawładnie całym światem...”

  tako rzecze mędrzec  Maraveliusz...
 
       Noc ciemna skrzydła swe rozłożyła, wszyscy mieszkańcy Talking Island beztrosko siedzą w swoich drewnianych chatach. Daron jak co wieczór wracał późno z koszarów. Jego ojciec Edwin uważał że syn powinien wyrosnąć na mężnego wojownika, by móc bronić honoru królowej, jak i całej jego rasy.

Razem z ojcem i siostrą zasiadając do wspólnej wieczerzy modlił się...
- Radujmy się tym co mamy, albowiem nie znamy godziny gdy wszystko zostanie nam odebrane..
– wtem beztroską ciszę przerwał ogromny ryk. W mieście zapanował chaos. Wszyscy wybiegli z domów a to co zobaczyli, sprawiło że zaniemówili... W centrum wioski dostrzegli Ogromną Wyvernę na której siedział mroczny elf – przewódca całej swej rasy... Wokół niego znajdowało się kilku wojowników którzy zaczęli  niszczyć całe miasteczko.
Wtem Drow przemówił:

-   Przyprowadzić mi księżniczkę Arlenę! – żołnierze zaczęli przeszukiwać wszystkie domy przyprowadzając księżniczkę swemu panu. Wieśniacy płakali oraz krzyczeli a ci którzy próbowali przeszkodzić mrocznym – ginęli. Wtedy ojciec darona stanął pośrodku i krzyknął:
-   Nigdy nie uda ci się zniszczyć tego co zbudowaliśmy. Nie pozwolimy ci odejść z księżniczką! – po tych słowach pozostał chwilę w koncentracji. Po czym pewnym głosem krzyknął:
-   CURSE DEATH LINK !
-   Słudzy Artemidosa (mrocznego elfa padli na ziemię) a sam Artemidos zmierzył wzrokiem Edwina.
-   Głupcze... Inicjacja się zbliża... gdy złożę w ofierze księżniczkę Arlenę – Shilen na zawsze zapanuje nad światem. Nikt mi w tym nie przeszkodzi – po tych słowach Artemidos wyciągnął swoje Sejmitary które napawały mrokiem i śmiercią. Edwin nie mógł się nawet bronić, Drow zadał mu śmiertelny cios odlatując z księżniczką w stronę swego królestwa Goddard na swoim smoku. Daron nie mógł uwierzyć w to co zobaczył na własne oczy. Podbiegł do swego ojca płacząc
-   OJCZE! Pomszczę twoją śmierć... Wyruszę w podróż i pokonam Artemidosa! – a Edwin ostatkiem sił odpowiedział synowi:
-   Daronie... wiedziałem że ten dzień kiedyś nadejdzie. Udaj się do miasta „Gludio” tam w karczmie „pod krawym toporem znajdziesz mojego przyjaciela Moareina. Powiedz mu co się stało i wyrusz z nim w podróż. Musisz uratować naszą księżniczkę i pamiętaj o jednej rzeczy, ta przypowieść jest zapisana w gwiazdach.


Gdy mroczne hordy zapanują nad światem,
jedynie honor i poświęcenie rycerza może
odbudować równowagę świata...


Daron nie zastanawiając się ani chwili, wyruszył w podróż. Po 4 godzinach był już w gludio. Ruszył w stronę karczmy.
-   Witam młodzieńcze. Pokoik czy może piwo korzenne ? – spytał karczmiarz.
-   Dziękuję, ale szukam Moareina który jest przyjacielem mego ojca.
-   Moareina mówisz. Wiedziałem że kiedyś ten dzień nadejdzie ale skoro się tu zjawiłeś musiało się stać coś strasznego. Idź do świątyni  świtu – moarein będzie tam czekać. – Po chwili daron był już w światyni. Zbliżył się do maga stojącego przy ołtarzu.


-   Witam, jestem...
-   Wiem kim jesteś... Wiem co się stało na Talking Island. Chętnie wyruszę z tobą w podróż. Wiedz że Artemidos nie jest łatwym przeciwnikiem. To bladedancer który jest bratem mrocznej bogini SHILEN!. Pokonanie go będzie nie lada wyczynem ale razem możemy spróbować pomścić wszystkich niewinnych którzy zginęli. Wyruszajmy czym prędzej!- po tych słowach pokazał Daronowi wschodnie wyjście z miasta.

... Zmierz już się zbliżał a dwaj kompani wędrowali poprzez góry i liczne doliny przyszło
im się zmierzyć z trudnymi przeciwnikami. Pierwszym z nich był Strażnik pola egzekucyjnego między giran a dion. Moarein powiedział do towarzysza:
-   Daronie wiem że trenowałeś dużo  w koszarach ale pamiętaj to dopiero początek. Musisz nauczyć się jeszcze wielu rzeczy. Strażnik ten jest nieumarły więc siła woli i jedynie czystość sumienia mogą go pokonać. Żadna szkoła czarnej magii nie może go zniszczyć. Potraktuj to jako małą lekcję – po tych słowach Moarein rzucił się w wir walki rzucając na wroga grad czarów. Daron przyglądał się temu ze zdumieniem zastanawiając się jaki duży potencjał musi tkwić w jego przyjacielu. Nagle w oddali spostrzegli ogromny zamek .
-   To jest właśnie Giran. Zatrzymajmy się tutaj by odpocząć. – po czym weszli do miasta. Tutaj podróżnicy z najróżniejszych stron świata spotykają się w karczmach i opowiadają sobie własne przygody. Na rynku możesz zaopatrzyć się w najpotrzebniejsze rzeczy. Kup trochę soulshotów – na pewno nam się przydadzą. Za 4 godziny ruszamy w dalszą podróż. – po czterech godzinach z pełnymi ekwipunkami ruszyli  w stronę Mrocznego terytorium – OREN.
-   Będziemy musieli przejść przez ogromną rzekę łącząca Mrok i światło. Lecz uważaj nie będzie to łatwe w puszczy Oren znajduje się kilka raid bossow – slugsów Artemidosa. – gdy doszli do mostu zobaczyli ogromnego Karika który przemówił:
-   Tylko jeden z was może przejść przez ten most!. – karik mówił coraz pewniej
-   Lecz wcześniej musicie udzielić odpowiedzi na moją zagadkę!
-   Idź Daronie do jest twoje przeznaczenie ja zostanę tutaj modląc się o twój sukces. – powiedział MoArEiN
-   Mam nadzieję że czegoś się odemnie nauczyłeś , a teraz weź te oto buffy przydadzą ci się w walce Weź także tą figurkę – użyj jej do przyzwania pantery w chwili krytycznej. – po tych słowach rzucił na kompana buffy.
-   Dziękuję , wiedz że pomszczę wszystkich którzy zginęli. Kariku jestem gotowy by odpowiedzieć na twą zagadkę! – karik zaczął śpiew:


Gdy nadejdzie ta chwila wspaniała
Kiedy jasność zapanuje nad ciemnością
Nadejdzie nowa era doskonała
A świat na zawsze pawać będzie radością

lecz by dokonać tej wielkiej rzeczy
Potrzebna jest moc najwyższa
Siła, moc ,śmierć, poświęcenie
powiedz która z nich jest tobie najbliższa ?


-   POŚWIĘCENIE! – krzyknął Daron
-   Powiadasz poświęcenie... hmm a jednak jesteś „NIM” – pomyślał karik po czym przepuścił rycerza. Daron wędrował dalej przed nim stała ogromna, ciemna puszcza OREN. Nagle z krzaków wyskoczył skrytobójca, rzucając się na Darona. Ten jednak tarczą zablokował jego zabójczy Deadly Blow.
-   [to abyss walker, shield stun powinien zadziałać! ] – pomyślał . Walka była ogromnie zacięta lecz Daron uporał się z przeciwnikiem. Idąc dalej natrafił na Szefa lizardmanów.
-   Moarein ostrzegał mnie o tych mobach, nie będzie łatwo ale nie mogę się poddać ! – Daron po każdej walce zyskiwał doświadczenia i siły, jednak otrzymał wiele poważnych ran które musiał wyleczyć potionem i bandażem. Walka ta nie była już taka łatwa jak te poprzednie, i nie trwała krótko – jednak po finalnym ciosie Daron zobaczył coś na ziemi. Był to piękny miecz A-gradowy.
-   To kryształowy miecz (A) ! na pewno bardzo mi się przyda w walce z Artemidosem – powiedział patrząc na swój zniszczony miecz (D).
-   Goddard już blisko , wyczuwam tutaj śmierć i ból. Muszę odpocząć przed wielkim pojedynkiem. – po 4 godzinach odpoczynku Daron mógł ruszyć w stronę goddard gdzie znajdowała się forteca złego Blade Dancera. Goddard było już blisko a Daron mimo tego że był zmęczony podróżą nie poddawał się a jedynie rósł w siłę poprzez determinację i szał bitewny... Z oddali dostrzegli go słudzy złego Artemidosa ogłaszając alarm. Artemidos jednak nie przejął się tym i nakazał żołnierzom by wpuścili rycerza do zamku. Po chwili Daron stał przed złym Wojownikiem który porwał księżniczkę z wioski.
-   Znów się spotykamy. Czyżbyś przyszedł pomścić swego ojca ? Głupcze zginiesz tak jak on, zrozumiesz że nie warto pomagać innym. Chcesz może wcześniej zobaczyć księżniczkę Arlenę ? Już dzisiaj w połowie nocy zacznie się inicjacja po czym moja siostra na zawsze zawładnie całym królestwem Aden! – Daron spojrzał na wielki mosiężny zegar
-   Zostały mi tylko 3 godziny. – pomyślał.
-   Chętnie zrobię z tobą to co z twoim tatusiem – nekromantą. Ale wcześniej muszę ci pokazać co czeka twoją księżniczkę. – po tych słowach straż zaprowadziła darona do wielkiej sali w której znajdowały się 2 stoły które były ołtarzem. Na ołtarzu znajdował się wielki pentagram z napisem

„Gdy nadejdzie ta chwila,
krew jasnej księzniczki połączy
się z mrokiem królowej Shillen,
a chaos zawładnie całym światem...”

-    Na jednym ze stołów leżała Córka mroku SHILLEN a na drugim królowa blasku ARLENA. Daron nie wytrzymując złapał za miecz i biegnąc w stronę Shillen krzyknał:
-   Córka mroku  - SHILLEN musi umrzeć !
-   Jednak blokując jego cios, Artemidos zaczął się śmiać mówiąc:
-   Nie tak szybko rycerzyku. Nie myślałeś chyba że będzie to takie proste ? Najpierw musisz zmierzyć się ze mną. – w sali powstała niewielka arena utworzona z kręgu żołnierzy Artemidosa, a w środku niej mieli walczyć Daron i Artemidos.

-   Teraz pokarz na co cię stać żołnierzyku. – po czym oboje rzucili się w wir walki. Daron złapał za figurkę którą otrzymał od MoArEiNA, przywołując swą przyjaciółkę panterę.  wiedział że walczy nie tylko o uwolnienie księżniczki, lecz także o własne życie. Że nie może się poddać, że nie może przegrać. Musi wygrać za wszelką cenę. Jednak przeciwnik nie był taki jak ci poprzedni. Przeciwnik to w końcu mroczny przywódca całej rasy. Shield stun Darona na niego nie działał. Walka trwała już ponad godzinę. Była zacięta a oboje z przeciwników nie dawało za wygraną.
-   Jest zmęczony... Nie mogę zawieść ojca... Muszę go pokonać
-   Nigdy ci się to nie uda – powiedział Artemidos szyderczo się uśmiechając. – walka trwała dalej.
-   Zostało mi niewiele czasu jeszcze tylko 30minut. Muszę wymyślić coś za wszelką cenę albo na zawsze mrok zapanuje w królestwie Aden. – Czas mijał nieodwracalnie a walka trwała nadal. Artemidos widząc że walka jest ciężka postanowił obniżyć morale przeciwnika. Wymierzył Drain Health w stronę księżniczki mówiąc:
Teraz patrz co stanie się z twoją przyjaciółką! Ty będziesz następny! -  w tym momencie Daron zaczął sobie przypominać słowa ojca „  jedynie honor i poświęcenie rycerza może
odbudować równowagę świata”
-   Honor i poświecenie – pomyślał – teraz już rozumiem. O tym samym mówił karik:

„ Lecz by dokonać tej wielkiej rzeczy Potrzebna jest moc najwyższa, Siła, moc ,śmierć, poświęcenie..”


Tak teraz zaczynam rozumieć! Jedynie tak mogę pokonać zło – widząc że Artemidos  próbuje zabić księżniczkę nie zastanawiał się ani chwili i rzucił się w stronę ołtarza zasłaniając czar Blade Dancera własną piersią. – po czym padł na ziemię. Lecz chaos i mrok przerwało światło. Moc zaklęcia poświęcenia była tak wielka że pokonała całe zło. Artemidos wraz z siostrą shillen zginęli. Daron konając z wyczerpania zobaczył w dali postać swego ojca, który do niego przemówił
-   Jestem z ciebie dumny synu. Poznałeś moc poświęcenia. Honorowo ratując życie Arleny zasłoniłeś ją własnym ciałem. Jesteś wielkim wojownikiem, a wszyscy będą ci wdzięczni za uratowanie ich od Artemidosa. - Do darona podbiegła pantera liżąc jego rany. Daron nie mógł uwierzyć własnym oczom. Rany te powoli znikały, a ból ustępował.
-   Czy to już koniec - spytała Arlena
-   Tak musimy wracać do naszej wioski. Zło już nigdy nie będzie nas nękać. – Po tych słowach wrócili do swojej wioski. Wszyscy mieszkańcy wyszli z domów wiwatując na cześć rycerza który uwolnił ich od zła oraz uwolnił ich królową.
-   WIWAT NA CZEŚĆ DARONA! – krzyczeli. Wieczorem wyprawili wielką ucztę dla swego wybawiciela i jego nowej żony z którą  od tej pory na zawsze razem rządzili Całym krajem...


  • *******
  • Wiadomości: 1484

  • Pochwał: 15

  • Nothing is forgotten, Nothing is forgiven!
    • Ulubiona strona L2
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #1 dnia: Wrzesień 21, 2006, 01:08:20 pm »
OPOWIADANIE NR. 3
„TRYLOGIA FENIKSA”


„Feniks”

 "Sayha tchnął moc wiatru. I tak powstała rasa Artejasów"

Rasa Artejasów ukochała sobie wolność, cechowali się wielką ciekawością świata. Przemierzali krainy w poszukiwaniu nowych przygód oraz ciekawostek, informowali także i bogów o wydarzeniach na ziemi. Wraz z nimi podróżowały dzikie orły o rozpiętości skrzydeł sięgającej ponad 50 stóp. Ich dzioby były potężne, mogły miażdżyć wszystko, co napotkały na swej drodze. Upierzenie zdawało się być pięknie utkaną łuskową zbroją w złocistym kolorze. Artejasy wielbiły je nad życie, a orły sprawowały piecze nad ich bezpieczeństwem. W imię wszystkich zasług orłów rasa podróżników wybłagała od swojego boga łaskę dla nich i poprosiły aby ten tchnął w nie rozum. I tak się stało - Sayha skinął dłonią, ruszając tym samym wicher, który podążał za ptakami aż w końcu dopadł je z taką siłą, że te zleciały na ziemię. A była ich piątka. Wybudzając się uświadomiły sobie, że mają wielki rozum i siłę dwukrotnie wyższa od tej, którą posiadały dotychczas. Nie wiedziały jednak, że oprócz rozumu i potęgi otrzymały również długowieczność, którą przerwać mógł tylko jeden z bogów. Od tej pory zamieszkiwały północną część krainy Aden, niedaleko Ognistych Bagien. Swój rozum oraz potęgę wykorzystywały aby pomagać wszystkim rasom - wszystkim oprócz ludzi. Mijały wieki, aż doszło do straszliwych wojen pomiędzy bogami i gigantami. Orły zaszyły się głęboko w skalistych górach, których szczyty skryte były w chmurach i tak o nich zapomniano. Lecz gdy nastała wielka wojna miedzy sojuszem złożonym z Elfów, Ludzi i Krasnoludów z plemieniem Orków, ptaki musiały wybrać którąś ze stron. Wybrały ludzi, najniższą z ras. Sojusz ten spowodował oburzenie wśród bogów, ale nie spowodowało to żadnej reakcji z ich strony. Jednakże gdy Orły zaczęły przeważać szalę zwycięstwa na stronę ludzi, bogowie zagrzmieli i postanowili zgładzić wieczne ptaki. Mógł to zrobić tylko ich stwórca. Gran Kain nakazał więc aby Sayha zniszczył orły, ten wiedział, że jedynie ogień może je zgładzić. Poprosił więc boga ognia Paagria aby zgładził orły, ten jednak nie zgodził się ponieważ nie chciał ich zagłady, był przeciwnikiem śmierci wielkich władców gór oraz przestworzy. Sayha jednak musiał je zabić ponieważ nie chciał rozgniewać swego ojca. Uknuł więc intrygę - zwabił Orły na Ogniste Bagna pod nieobecność Paagria - musicie wiedzieć, że jest to kraina okrutna - wszędzie płynie gorąca lawa i roznieca się straszliwy ogień. Ptaki nie przypuszczały, że jest w tym podstęp, że to właśnie teraz nastanie koniec ery wielkich ptaków. Bóg wiatru rozpętał straszliwą wichurę która kierowała ptaki wprost w objęcia bezlitosnych płomieni. Ich skrzydła nie mogąc się jej oprzeć, słabły, a pióra odpadały jedno po drugim zostawiając tylko bolesne rany. I tak jeden po drugim wpadały do gorącej lawy i ginęły. Został ostatni najsilniejszy z nich, ale i on zbliżał się ku spotkaniu ze śmiercią. Powracający z wyprawy Paagrio ujrzał masakrę i kazał zatrzymać straszliwy kataklizm. Sayha jednak nie słuchał, i nakazał wichurze uderzyć z potrójną siłą. Paagrio zwrócił się wnet do swej najstarszej wygnanej siostry Shilen, która także z podziemi przyglądała się zagładzie. Shilen mocno płakała nad losem Orłów, jej łzy utworzyły krystaliczne lśniące i przepełnione życiem jezioro, jednakże nie mogła mieszać się w sprawy jej nie dotyczące. Orzeł stracił siły, wpadł do gorącej lawy i powoli tonął w niej wydając przeraźliwe, pełne bólu i trwogi krzyki. Shilen nie mogła na to patrzeć, użyła wiec swej mocy, i wody jeziora zaczęły zalewać płonącego Orła. Łzy Shilen zamieniły lawę w popiół, a w miejscu gdzie wielki ptak tonął w ognistej lawie został wielki rozżarzony głaz który wydawał się być tak gorący jak palące w lecie słońce. Głaz zaczął pękać niczym skorupka jaja, aż w końcu wyleciała z niego gorąca kula ognia. Kula ta była żywa, zaczęła zamieniać się w ptaka, Jego skrzydła i ogon płonęły żywym ogniem, dziób był jakby z brązu, a barwy jego mieniły się na przemian srebrem, i złotem. Z połączenia życia, wody oraz ognia, powstał cudowny ptak, pełen majestatu, chwały i potęgi. Sayha nie mógł się z tym pogodzić i rzucił na cudowne dziecko wody i ognia, klątwę która, powodowała iż ptak za każdym razem gdy wzbijał się zbyt wysoko, kamieniał i spadał na ziemię. Shilen i Paagrio nie mogli odwrócić klątwy, a sam ptak nie mógł żyć bez wzbijania się w przestworza. Prosił więc błagalnym głosem aby ci zamienili go w głaz, który miał znajdować się na północnym wschodzie Aden, na wzgórzu niedaleko granic z Elmore. Bogowie nie mogąc znieść cierpienia postanowili ukrócić mękę „Feniksa” bowiem tak nazwali swoje piękne stworzenie, które miało przywrócić chwałę oraz nadzieje wszystkich ras na zjednoczenie i wspólne życie pod jednym sztandarem.

 „Przeznaczenie”

W pierwszych latach III ery kiedy to ludzie trzech krain Aden Elmor oraz Gracii, zaczęli tworzyć swe prymitywne królestwa, garstka mężnych wojowników pięciu ras szukała swego miejsca w świecie. Każdy z osobna był prowadzony tym samym przeznaczeniem, które zostało spisane po upadku Fenixa przez dwa bóstwa. Shillen matkę wszystkich wód, oraz Pagrrio władce ognia. Miejscem do którego prowadziła podróżników niewidzialna siła było niewielkie wzgórze na północnym wschodzie Aden. Była to ponura i dżdżysta jesień, słońce chyliło się już ku zachodowi, podróżnicy nie bacząc na noc zaczęli wchodzić na wzgórze każdy z innej strony. W tej samej chwili stanęli oni na przeciw wielkiego głazu, w kształcie ptaka z rozwartymi skrzydłami na, których pióra były w kształcie małych płomieni. Owa postać ptaka zdawała się płonąć, lecz dziwny nie był sam ogień, ale majestat oraz honor; który bił od niego. Wojownicy byli tak zaskoczeni i zafascynowani owym głazem że nie zauważyli stojących obok wojowników. Nagle spostrzegli iż nie są tu sami; niemal w tej samej chwili każdy z nich chwycił za broń i chciał ruszyć na przeciwnika. Lecz nie było to łatwe ponieważ każdy wojownik widział dwóch innych, a kolejnych zasłaniał głaz. Stali w bezruchu, jedno drgniecie jeden impuls mógł spowodować rozpętanie bitwy w której nie było by wrogich stron i zapewne nie było by też i zwycięzców. Nagle głaz stojący miedzy nimi zaczął płonąc, a z nieba zaczął padać rzęsisty deszcz. Każda kropla powodowała iż kamień zamieniał się w żywą materie, aż nagle rozbłysł tak jasnym światłem że podróżników odrzuciło powodując utratę przytomności. W trakcie snu mieli wizje Zjednoczenia wszystkich pięciu ras pod jednym sztandarem. Pod sztandarem Feniksa. Gdy otwarli oczy, spostrzegli iż kamień znikł a na jego miejscu pozostała tylko wypalona ziemia. Żaden z wojowników nie widział w drugim wroga, było tak jakby znali się od samego początku. Przyjaźń zagościła w ich sercach i tak oto zjednoczyli swe siły, aby zaprowadzić nowy ład w dziejach kontynentu. Mimo iż byli przyjaciółmi, nie wiedzieli o sobie nic. Toteż każdą wolną chwile poświęcali na wspólnych śpiewach i rozmowach aby lepiej się poznać.
Pierwszy z nich miał na imię Tarter. Był to wielki ork, który posiadał siłę 10 chłopa, władał każda dostępna bronią. Jego skóra była gruba, a na niej widniały rany i blizny, które powstały gdy ten wędrował na miejsce przeznaczenia.
Drugi na imię miał Squaltal, był to ludzki wojownik w lśniącej żelaznej zbroi, w prawej jego ręce spoczywał ciężki jednoręczny miecz w drugiej zaś obszerna tarcza.
Trzeci z nich zwał się Shartel. Posiadał wszystkie najlepsze cechy czarnych elfów. Był mądry i sprytny, jego zwinność przekraczała wszelkie poznane wcześniej statystyki. Posiadł też, niektóre sztuki magiczne pomagające mu sprostać najcięższym zadaniom.
Czwartym śmiałkiem był Gillmor. Krasnolud, który potrafił wykonać każda rzecz, oraz naprawić wszystko. Jego zdolności były uważane za najlepsze w krainie Krasnoludów. Zbroje, miecze, tarcze nie były dla niego żadnym wyzwaniem.
Ostatnim był Talos, biały elf specjalizował się w sztukach magicznych. Jego moc była potężna, zawdzięczał ją najlepszym magom. Używał czarów, które powalały wszystkich przeciwników w promieniu kilkudziesięciu stóp.
Każdy z nich posiadł specjalne umiejętności, już w pojedynkę byli niepokonani, a grupą mogli zagrozić nawet średniej wielkości armii. Aby przeżyć srogą zimę wybudowali małe schronienie z drewna które pozyskali z drzew porastających wzgórze. W nim poznawali się jeszcze bardziej. Cenili się do tego stopnia, że zaczęli nazywać siebie braćmi. Czcili dwa bóstwa Shilen oraz Paagria w podzieńce za uratowanie i stworzenie mistycznego Feniksa. Nastała wiosna, pięciu wybrańców ruszyło w świat aby szukać swych uczniów. Każdy w swojej krainie znalazł dwudziestu ochotników którzy mieli służyć w imię wolności i równości wszystkich ras. Stu śmiałków ze swymi mistrzami na czele postanowili wybudować piękny i wzniosły zamek który miał górować nad tamtejszą okolicą. Budowa zajęła im równe 5 lat i nazwali się Zakonem Feniksa. W ciągu tego czasu zyskali sławę, wśród mieszkańców Aden, aż huczało o dzielnych wojownikach budujących północno wschodnią twierdze. Mieszkańcy widzieli w nich przywódców którzy maja zjednoczyć ziemie tak jak, to się stało w Elmoreden i Perios. Zaczęło się stopniowe jednoczenie wszystkich ziem. Aden powoli rosło w siłę, stając się zagrożeniem dla dwóch sąsiednich królestw. Minęło 100 lat, każdy z 5 założycieli wydał na świat syna, którego szkolili tak wytrwale że stawał się lepszym wojownikiem od swego ojca. Tymczasem w Elmoreden i Perios zaczął narastać niepokój związany z rosnącą siła zakonników i samego królestwa Aden. Zaczęto przygotowywać się do ofensywy która miała zabić już w zarodku, powstające królestwo. Niedługo trwało gdy wojska obu frakcji stanęły u bram królestwa Aden lecz ich głównym celem była sama twierdza Zakonu.

„Walka o Wolność”

Pięciu przywódców, pięć ras, stu zakonników, sto lat. Równo sto lat od założenia Zakonu Feniksa, niemal tej samej godziny, zaryczały trąby oprawców. Już byli blisko, już było słychać ich wojenne śpiewy. Zakonnicy zaczęli przygotowywać się do starcia. Wokół twierdzy powstały umocnienia których nie przemogłyby najcięższe tarany. Rzemieślnicy produkowali w zastraszającym tępię oręż, jakby dodawany im sił dwa bóstwa będące opiekunami Zakonu. Łuczniczy już stanęli na murach, destrojerzy juz czekali na atak. W pewnym momencie cały obszar na południe od twierdzy zaczął płonąć jasnym ogniem. Jego blask rozświetlał niemal każdy zakątek północnej Aden. Zakonnicy zlękli się że to już armia nieprzyjaciela uderza z zaskoczenia. Nie byli to jednak oni, były to oddziały każdej z ras które szły na ratunek zakonowi. Po raz pierwszy od kilkuset lat, wszystkie rasy były zjednoczone pod jedną flagą i wszystkich prowadził ten sam cel. Nazajutrz sojusznicy jak i nieprzyjaciele byli oddaleni o tę samą odległość od twierdzy tylko że po przeciwnych stronach wzgórza. Zadęły rogi, zadęły trąby, obydwie frakcje zaczęły atak. Armie zdawały się zalewać wzgórze od dwóch stron. Rozpoczęła się straszliwa ofensywa, rzeź w której nie było widać ani zwycięzców ani przegranych. Walki trwały nieprzerwanie przez 5 dni, obydwie strony straciły tysiące żołnierzy jednakże zakonnicy nie stracili nikogo. Zwycięstwo już było blisko, wszyscy wylegli z twierdzy aby dobić niedobitków. Walka dobiegła końca, lecz czarne chmury, dymy i pył unosiły się nadal w powietrzu zakrywając tym samym cała okolice. Uradowani śmiałkowie zaczęli cieszyć się ze zwycięstwa, ich radość i krzyki były tak głośne, że nie usłyszeli nadciągającej drugiej armii która miała zrównać z ziemią twierdze. Zatrzęsła się ziemia, wszyscy stanęli osłupiali, nagle z dymów wyleciała ognista kula i zmierzała wprost na nich. Były to pociski balist i katapult. Pocisk zmiótł kilku wojowników reszta wycofała się do twierdzy. Lecz to był koniec, pociski miotane były z taka częstotliwością że zdawały się być deszczem ognia zalewającym wzgórze. Mury twierdzy padły, zakonnicy w imię honoru i nadziei zaczęli biec w stronę maszyn oblężniczych lecz tam już czekali na nich najlepsi żołnierze obu cesarstw. Zostali zdziesiątkowani, a ocalało tylko dwóch. Uciekli podziemnymi tunelami które zostały wydrążone przez krasnoludów. Byli to Quistis syn Squaltala oraz Stoen syn Shartela, najdzielniejsi i najsilniejsi ze wszystkich zrodzonych synów pięciu ras. Obydwaj wyszli kilka mil dalej i widzieli tylko płonące zgliszcza twierdzy, która zdawała się płakać z żalu, nad oprawcami. Od tego momentu zniszczony zamek zaczęto nazywać Devastated Castle, a ruiny zamieszkały straszliwe demony.
Quistis oraz Stoen byli tak mocno rozżaleni, że postanowili pójść własnymi ścieżkami, każdy w inna stronę. Rozeszli się wiec i słuch o nich zaginął lecz przeznaczenie ich potomków było identyczne z tym które prowadziło założycieli na wzgórze przeznaczenia.

Każdy z was może być tym który dopisze kolejne karty tej legendy, każdy z was może być jej bohaterem.
Wielu już próbowało! Ja również, …  lecz zawsze siły zła, były górą…



OPOWIADANIE NR. 4


Sam w tym strasznym miejscu, uwięziony w tym cholernym labiryncie. Tylko pajęczyny, korytarze i kości. Został mi tylko mój luk i dziesięć strzał- bogowie, dziesięć strzał!! I ta cholerna pogoń... To była zasadzka. Z nas dziewięciu pozostałem tylko ja przy życiu. Na Gran Kaina ośmiu moich przyjaciół straciło życie w tym cholernym grobowcu!
   Weszliśmy do tego starożytnego grobowca z najstarszego powodu na świecie- w poszukiwaniu bogactwa. Byliśmy razem, silni, mocni przygotowani. W swej głupocie sądziliśmy, ze damy rade podbić świat. Mogliśmy niczym Biaum próbować dorównać bogom, lecz nikt z nas nie pamiętał lub nie chciał pamiętać jak się te próby skoczyły. Nikt z nas nie brał poważnie słów starego włóczęgi błąkającego się na miejskim rynku, który ostrzegł nas przed czyhającym tam pradawnym źle. Jeśli przeżyje dam mu spory mieszek złota. Na początku nic nie wróżyło tragedii. Wystartowaliśmy w ośmiu. Ja, dwóch elfich łuczników- braci, którzy nigdy się nie rozdzielali. Mogłem dorównać im, ba nawet ich pokonać w trafianiu do celu, lecz nie mogłem nigdy im dorównać w zręczności i gracji ich ruchów oraz w takiej prędkości i łatwości z jaka biegali. Ponętna drowka o idealnej figurze, której szaty tylko próbowały przykryć ciało. Równie piękna elfica ubrana w czarna zbroje oraz trzymająca niezwykły błękitny topór. Potrafiła ona tak pięknie śpiewać iż dodawało nam to nowych sil a walka wydawała się łatwiejsza. Było z nami również dwóch wojowników: jeden z nich był człowiekiem dzierżącym dwie bliźniacze klingi. Z jego ust mimo niemłodego już wieku nigdy nie schodził uśmiech. Nie było to jednak słabością o czym przekonało się dziesiątki ludzi, którzy ośmielili się go wyzwać na pojedynek. Drugim wojownikiem był potężnie zbudowany ork. Sama swoja postura budził szacunek, nie mówiąc już o tym gdy wyjmował bron. Używał on bowiem w zależności od potrzeby lub humoru toporu z ciemnego metalu lub olbrzymiego, dwuręcznego miecza, którym siał postrach pośród swoich wrogów. Obydwie bronie co wieczór pieczołowicie ostrzył. Był również z nami stary prorok, którego błogosławieństwa czyniły istne cuda. Mimo jego głębokiej wiary aż zanadto lubił wino oraz opowiadać niestworzone historie. Dziewiątego członka drużyny poznaliśmy już na pustyni. Był nim młody mag władający płomieniami. Pewnej nocy przyszedł do naszego obozu i poprosił o wodę. Zaprosiliśmy go do ognia w ta zimna noc jednak byliśmy przygotowani nadal do walki. Na szczęście okazał się być przyjacielski. Jak nam później opowiadał na pustynie wyruszył ponieważ jego mistrz tam kazał mu szukać potęgi. Żyjąc w tym nieprzyjaznym środowisku, ciągle walcząc o życie rzeczywiście wiele się nauczył. Po paru dniach z nami postanowiliśmy opowiedzieć mu o naszych planach. Dołączył do naszej kompani.
Wyruszyliśmy z zapasami na parę tygodni. Mieliśmy pod dostatkiem jedzenia i wody ale i tak mieliśmy zamiar zapolować w drodze na dziką zwierzynę. Przez pustkowia prowadzące do grobowca przeszliśmy bez problemów. Na drodze stawały nam najdziwniejsze stworzenia natury: wilki dorównujące w kłębie mojemu wzrostowi,  przedziwne istoty wielkości trzech mężów oraz posiadające jedno olbrzymie oko, oraz setki nieumarlych. Wszystkie one kończyły jednakowo: przebite mieczem lub ze strzałą w krtani. Słonce grzało niemiłosiernie ale nie zmusiło to nas do powrotu, wręcz przeciwnie tylko nas motywowało by jak najszybciej dojść do celu.
Doszliśmy na miejsce. Przywitało nas parę zwalonych kolumn, lecz wejście było czyste, otwarte, bez śladu zniszczeń. W koło nie było żywej duszy, nawet sępy który nas nie odstępowały od wejścia na pustynie gdzieś nagle znikły. W środku panowała ciemność, lecz nie taki mrok jaki znaleźć można w starej piwnicy ale ciemność nieprzenikniona wręcz żyjąca niczym z otchłani podziemi. Powietrze było gęste, ciężkie od ciemności i wilgoci. Z trudem można było oddychać. Mimo to nie zraziło to nas. Znaleźliśmy parę kości, może kiedyś było to szkieletem dzisiaj jednak zostało po nim tylko cuchnące strzępy. Wśród nich dostrzegliśmy pochodnie. Zapaliliśmy je i ruszyliśmy w głąb tego zakazanego miejsca. Weszliśmy do 1 komnaty. Zaatakowała nas grupa nieumarlych, co prawda silniejszych od tych z powierzchni, jednak poszło nam z nimi wyjątkowo łatwo. Zachęceni pierwszym sukcesem ruszyliśmy w głąb grobowca odważniej. Spotykaliśmy coraz większe grupy nieumarlych oraz grupy dziwnych istot przypominających żuki, jednak o wysokości trzech metrów i pancerzu tak twardym, że moje strzały ledwie się przez nie przebijały. Olbrzymie stworzenia przypominające pustynne skorpiony, wystrzeliwujące kwas tak silny ze topił skały. Mimo to nie było trudno pozbawić tego wszystkiego głów. Przez brak umiaru lub z naszej głupoty ciągle parliśmy na dół. Komnata za komnata, wszędzie to samo.
Doszliśmy w końcu do komnaty z której wszystkie korytarze prowadziły w gore. Przed oczami stanęły nam niewyobrażalne skarby. Blask odbijanego w złocie światła wręcz nas oślepiał. Wszędzie leżały te przepiękne kryształy, którymi najwięksi krasnoludzcy mistrzowie przyozdabiali swoje bronie i zbroje. Miecze leżące tutaj tysiące lat a mimo to nie straciły nic ze swojej ostrości. Tajemnicze pancerze z zaklętą w nie starożytną magia. Zapomnieliśmy o całym świecie. Wszyscy odrzuciliśmy bron i rzuciliśmy  się na kolana zbierając skarby. Nikt z nas nie zwrócił uwagi na to, ze w tym pomieszczeniu nie ma żadnych wrogów. Nagle zaatakowali nas ze wszystkich stron. Dziesiątki truposzy i olbrzymich żuków. Pomiędzy nimi kroczyły demony: przerażające, wielkie, z wieloma ostrymi jak szable rogami, cale pokryte krwawymi runami. Nawet legendarne Kariki nie budziły takiego strachu jak te tutaj. Młoda drowka władająca najpotężniejszymi wiatrami zmarła zanim ktokolwiek zdarzył zareagować. Jej ciało zostało rozerwane przez nacierających wrogów. Wszyscy rzuciliśmy się do broni leżącej na ziemi. Stanęliśmy w kole by przynajmniej za plecami mieć przyjaciela. Walka wrzała. Wystrzeliwałem strzale za strzałą, ręce bolały mnie od ciągłego naciągania cięciwy. Wielu powaliłem lecz ich liczba ciągle rosła. Huk zderzającego się metalu, jęki padających wrogów, ryki demonów- ten cały hałas przytłaczał mnie, ogłuszał. Krew zalewała mi oczy czyniąc, że wszystko widziałem na czerwono. Spojrzałem w prawo. Elf, walczący przy pomocy luku wykonanego z wspaniałego poroża jelenia żyjącego tylko w jego rodzinnych stronach, skupił się na unikaniu ciosów lecących w jego stronę, jednoczenie ani na chwile nie przestawszy strzelać. Padł jednak od ogromnej kuli żaru przed która nie było ucieczki. Poczułem olbrzymi ból w boku. Żukowi, który mnie trafił wsadziłem strzale w odsłoniętą krtań. Spojrzałem w druga stronę: walczył tam potężny ork. Posiadał on  niesamowita, wykonana z nieznanego mi, niebieskiego metalu zbroje oraz dzierżył olbrzymi, dwuręczny miecz. Jednak i on ledwo trzymał się na nogach, zmęczony mężnie walczył na szczycie stosu utworzonego z ciał poległych wrogów. Wkrótce zmarł i on- zabiły go dwa demony które dosłownie wdeptały go w ziemie. Wiedziałem, że następny będę ja. Poczułem cos na plecach. Wszyscy za mną zginęli... Odwróciłem głowę  by zobaczyć kto będzie moim katem. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy okazało się, że to był stary kapłan. Z jego brzucha sterczała mu jego własna pika!! Konając zdążył wypowiedzieć błogosławieństwo wiatru oraz szepnąć: „Uciekaj chłopcze, uciekaj”. Tak wiec stało się: jedynie ja ocalałem. Resztkami sil zmusiłem się do biegu, jednocześnie starałem się unikać ciosów. I stal się cud, udało mi się przebić.
   Teraz uciekam i ciągle słyszę odgłosy pogoni. Rana nad czołem straszliwie piecze a złamane żebro z uporem próbuje się wbić mocniej w płuco. Pochodnie na ścianie, które zapaliliśmy idąc tutaj pomału dogasają. Zaczyna mnie ogarniać coraz większy mrok. Jak ja nienawidzę ciemności, nienawidzę truposzy i nienawidzę tego cholernego grobowca!!
   Chwile co to za światło? Może to wyjście. Jeszcze trochę biegu, jeszcze trochę i uda mi się uciec. Światło staje się coraz jaśniejsze, jego intensywność oślepia mnie, to musi być światło słoneczne. Uda mi się, uda!! Zaraz to nie wyjście, to nie wyj...


  • *******
  • Wiadomości: 1484

  • Pochwał: 15

  • Nothing is forgotten, Nothing is forgiven!
    • Ulubiona strona L2
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #2 dnia: Wrzesień 21, 2006, 01:11:58 pm »
OPOWIADANIE NR. 5

„Nan’has Dab”

Ta ziemia skażona krwią, zdradą i cierpieniem. Wieczne ciemności pośród niej, czarny wiatr i ryk wściekłych demonów. Ciemne dymy, ciemna mgła tuż nad głową, pośród mnie. Obślizgłe macki wijącego się powietrza, wszystko dotykające, wszystko obejmujące, wszystko zgniatające i wszędzie wpełzające! A między nimi ten okropny smród, ten odór przeraźliwej śmierci. Cała ta obrzydliwość i podłość tej ziemi opływa moje ciało, wije się wokół, podpełza do gardła...
Pod moimi stopami popękana skorupa, czarna, brudna i twarda. Brutalna, jak całe to pustkowie, jak cały ten kraj, jak cały ten świat. Spoglądam na swoje dłonie.. Rozpostarte palce pragnące ciepła i miłości.. Czy na pewno? Nie wiem co to za uczucia, nie znam ich i nigdy już nie zaznam. Tylko taką mam nadzieję. Z tych dłoni krew głęboko zrasza tę ziemię, tą czarną skorupę, a cierpienie i ból tak szybko wsiąka w jej piachy. Ta ziemia tylko tym się poi i tylko dzięki temu żyje i oddycha, i po to nas rodzi. Po to powstałem Ja, syn tej ziemi, Nan’has Dab!

**

- Dziadku! Opowiedz więcej! Proszę, dziadku. Nie zasnę dzisiaj, ostrzegam!
- Percival! Jeśli Tosia nie będzie dziś znów spała to dopilnuję żeby twoja córka własnoręcznie wytarmosiła cię za tą twoją nieznośną brodę!
- Babciu!! Dziadek nie chce skończyć opowiadać!
- Cicho Agnes! Moja broda jest starsza niż ty i twoja córka i twój zięć i być może nawet ja sam! Ha! Dlatego nikt nie będzie jej tarmosił! Kto to widział żeby tarmosić krasnoluda za brodę?! Ta broda więcej przeżyła niż wy wszyscy razem wzięci! Żeby tak ją traktować...
- Opowiadasz dziadku?
- Tak już... Więc.. no więc.. zapomniałem. Aa już pamiętam! No więc ten wielki obrzydliwy elf, a musze powiedzieć ze był tylko trochę wyższy ode mnie! No więc on, jak to zwykle robią te obrzydliwe spiczastouchy, zaczął się wymądrzać, że znal, ba, że walczył u boku Aldaniana! Pamiętaj Tosiu, nie wierz tym przebrzydłym uchakom i swiecistrojkom nigdy ale to przenigdy! Bo przecież wiadomym jest, że Aldanian był wielkim wojownikiem, no może nie tak wielkim jak mówią, ale jednak dość wysokim jak na mrocznego elfa. No i on walczył zawsze sam! Zawsze! A ten jeden z drugim mówi mi, że walczyli u jego boku, phi. I jeszcze, że on czarnej magii używać miał. Ha! W dupie chyba miał tę magię bo ja jej nigdy nie widziałem!
- Percival! Nie wyrażaj się przy dziecku!
- A cicho bądź, Ty stara..
- Dokończ! Tylko dokończ..
- Przecież nic nie mówiłem! Przesłyszało ci się znowu. No więc Aldanian... Uwierz mi, że magii to on na oczy nie widział, Tosiu. A mówili na niego Nan’has Dab.
- Co to znaczy, dziadku?
- Hmm hmm, ehkm, to znaczy hmm, “kroczący w ciemności”..

**
-Nan’has Dab!
W karczmie zrobiło się cicho. Wieśniacy spuścili głowy jeszcze niżej niż to się wydawało możliwe, karczmarz nerwowo zaczął wycierać szynkwas, a na powtórny dźwięk wcześniej wypowiedzianych słów przez owego dziwnego przybysza, jakby ogień w kominku przygasł na moment.
-Nan’has Dab! Słyszał ktoś to imię?!- krzyknął ponownie wysoki, barczysty mężczyzna stojący w progu karczmy. Szerokimi barkami zasłaniał całe światło jakie tylko mogło wpaść przez wątłe wejście do zajazdu „Pod jaszczurem” w Hunters Village.  W migotliwym świetle kominka można było dostrzec ciemny zarys pełnej zbroi płytowej i ciężki miecz przy pasie. Gdy przybysz zrobił kilka kroków, można go było zobaczyć już w pełnej okazałości, a wtedy do opisu przybysza należało dodać jeszcze drugi miecz. Nie był on w pochwie, lecz zwisał swobodnie i teraz każdy już widział wesoły ognik odbijający się w czerwonej rozdwojonej przy końcu na kształt czekana klindze. I każdy, nawet mało światowy bywalec tej podłej dziury „Pod jaszczurem” nie miał już wątpliwości. To był gladiator. W pełnym rynsztunku, a takiemu wypadało odpowiedzieć. Choćby i „wynocha smarkaczu z tej karczmy”. Mimo to wypadało cokolwiek odpowiedzieć. A słabo widoczna twarz przybysza cały czas oczekiwała tej byle jakiej odpowiedzi. Dwa jasne punkciki tej twarzy zdawały się wiercić swym wzrokiem każdego możliwego odpowiadającego. Lecz każdy z tych możliwych widział też silnie napięte mięśnie mocno napierające na zbroje, lekko drgający policzek w nerwowym tiku i aż do krwi zaciśnięte dłonie. Każdy wiedział też jak szybcy i sprawni są gladiatorzy, jak są bezlitośni...
- ... prawie tak jak Nan’has Dab...
- Słucham?! Ktoś coś powiedział? Czy ktoś odpowie na moje pytanie? Powtarzam je: Nan’has Dab, to znaczy „kroczący w ciemności”, mroczny elf, czy ktoś coś słyszał o nim?
- Przybyszu... – podniosła swe zaćmione, ogromne i puste oczy postać w rogu sali. Zdawało się, że było w nich coś niepojętego. Mimo ciemności przygasającego kominka, wszyscy widzieli te oczy i odbijający się w nich strach, strach wszystkich w karczmie. A w tych oczach strachu nie było, nie było w nich nic oprócz jednego- przeogromnej i straszliwej pustki.
- Przybyszu – powtórzyła postać ciszej i z dziwnym akcentem – to nie znaczy „kroczący w ciemności”, to znaczy ”ten który zatopi wszystko w ciemności”
- Bzdura! Ta przepowiednia nie istnieje!

**
„Czasy, legendy, przepowiednie. One wszystkie mijają, a wy wiedzący dopisujecie tylko swoją wersję wydarzeń, a raczej piszecie ją na nowo, by dalej pozostać wiedzącymi. A czy nimi jesteście? Czy też to rasy świata dają wam waszą moc, wierząc w wasze księgi? Czy może to słowa nadają moc czynom, które wy spisujecie? A może jednak to czasy trwają i rodzą legendy, rasy je wychowują a wy spisujecie nadając moc prawdzie, która bez was jest fałszem? Czym jest zatem prawda? Czym jest zatem wasza prawda? Wy wiedzący nie wiecie nic! Ale spiszcie i tę legendę! Lub spalcie ją, lecz pamiętajcie! Rękopisy nie płoną! Spłonie wasz świat w ciemności za to, a wtedy ciemność ta wyda na świat łowcę, który pomści śmierć Antharasa, króla tamtej ziemi spalonej na popiół, cierpienie i krew!! Strzeżcie się, bo czas Nan’has Dab został właśnie przepowiedziany! Wszystko zatopi w ciemności, a wy możecie pisać swoja legendę...”
Notatka: Znalezione przy zwłokach człowieka, kobiety. Miejsce: Legowisko Antharasa. Zwłoki nadpalone, niezidentyfikowane. Tekst niedokończony, reszta tekstu nieczytelna, brak jakiejkolwiek aury czy mocy.. Tekst bez wartości. Przeznaczyć do spalenia.
Baliar, wyższy wiedzący.
Ivory Tower.

**

Nic już nie płonie we mnie tym żarem. A jednak chciałbym sam spłonąć niż czynić to, co muszę. Chciałbym choć raz pokochać, przytulić miłość, wiedzieć że ona tam jest. Nie potrafię.. Czy nie chcę? Może potrafiłem? Sam nie wiem..  Może znajdę ją tam na zachodzie, gdzie ciemności nadejdą wraz ze mną? Sam nie wiem.. Czasy i przepowiednie.. Nikogo to nie obchodzi.. Tylko uczucie rządzi i pali świat, a we mnie go już nie ma.. Już? Jak wszystko jest płynne i przelotne, jak te macki wokół mnie wirują, jak topię się w tych wszystkich myślach i domysłach. W tej ziemi ginę i nie ma już.. Świata czy uczucia? Jedno i drugie brzmi mi obco, nie znam tego! Bo wszystko przelało się ze mnie z tą krwią, by ta zachłanna ma ziemia mogła się znów napoić i oddychać. Nie! Wolę by umarła. Lecz zanim to się stanie, krew napoi ją i odżyje, rzeka krwi spłynie tu, bo ja, Nan’has Dab, pomszczę Cię moja jedyna miłości.
Czas już, już czas.
Czarne manuskrypty spisują właśnie mroczną tajemnicę tego miejsca. Pióra już poszły w ruch. Nikt już nie zatrzyma tej machiny zbrodni, oni zbyt dawno ją uruchomili. A teraz..
Czas ginąć, czas wypełniać czas ciemnością.
Jedna powieka w górę.. druga powieka w górę.. Puste oczy znów spojrzały na świat!

**

- Ta przepowiednia nie istnieje! – warknął gladiator, jakby uwielbiał powtarzając dobitne słowa zatapiać się w strachu ludzi je słuchających.
- Masz rację, ona nie istnieje. Bo ja ją dopiero stworzę, nadszedł już czas.
Postać skoczyła, jedną ręką przewracając stół, drugą błyskawicznie dobywając miecz z połaci swego płaszcza. Czarna tunika rozwiała się, spadł ciemny kaptur zapomnienia, mroczny elf zwolnił tak szybko jak przyspieszył i powoli zaczął się zbliżać do gladiatora. Ten chwycił obie rękojeści swych mieczy, powietrze zadrżało i zasyczało, a różowa poświata na sekundę połknęła klingi, gdy moc duchów zmaterializowała się wewnątrz metalu. Czekał, podczas gdy elf powoli zbliżał się do niego. On tymczasem próbował rozróżnić jego ekwipunek. Jego wzrok musnął mroczną twarz elfa i wtedy gladiator zrozumiał swój błąd. Zobaczył jak elfie usta już kończą dawno rozpoczętą inkantacje, zobaczył jak elf wcale nie wznosi miecza, że wcale nie nosi zbroi a jedynie lekki habit. Zobaczył i zrozumiał, zwlekał zbyt długo, nie miał już szans.. To nie był jak przypuszczał jeden z osławionych tancerzy ostrzy.. To był..
Nim myśli skrystalizowały się w głowie gladiatora elf wzniósł dłoń i czarna poświata wypełniła pomieszczenie. A może już dawno tam była? Powietrze drgnęło i zabrzęczało wypełnione magią, cała karczma zaczęła się trząść. Ciemny dysk zmaterializował się w dłoniach elfa, słychać było jego głos, potem szczęk i zgrzyt, przerażający błysk wypełnił karczmie. Ciemna masa energii przecięła powietrze jak ciemny miecz przecina jasne ciało. Ogromna siła uderzyła gladiatora, świat wybuchł bólem, jasnością i ciemnością, cierpieniem i krzykiem dziecka. Tylko na chwile, potem ciemność połknęła wszystko. Najpierw z brzękiem metalu upadły dwa samotne już miecze. Potem bezwładny korpus gladiatora runął głuchym łomotem. Nie krzyknął, nie zasłonił się, nie zrobił nic.. Był już martwy. Wkoło powoli zaczął unosić się zapach krwi i ozonu. I czegoś jeszcze, czego nikt nie potrafił nazwać.
- Czas zemsty właśnie się rozpoczął.


OPOWIADANIE NR. 6

Był ciemny pochmurny dzień. Z północnych ziem krainy Aden nadciągały ponure burzowe chmury. Drzewa uginały się tak jakby silny wiatr manipulował nimi niczym marionetkami na sznurkach. Wszędzie panowała cisza i spokój a jedynym dźwiękiem był ten który wydawało poruszające się powietrze, trawa na wzgórzu falowała to raz w jedną stronę, raz drugą w zależności od tego jak zmieniał się wiatr. Pośród tego obrazu przyrody znajdowała się jedna rzecz nie pasująca do niego. Na owym wzgórzu albowiem znajdował się człowiek zakuty w ciężką zbroję wykonaną z ciemnego metalu i osłaniającą dokładnie jego ciało. W jego lewej dłoni znajdowała się okrągła tarcza z grawerunkiem demonicznej czaszki, pod prawym ramieniem trzymał hełm, a przy pasie miał przewieszoną wekierę emanującą lekkim światłem.
Stał tak w bezruchu przez pewien czas, całkowicie spokojny i opanowany pomimo tego iż wiedział co wydarzyć się ma niebawem. Oddech jego powodował lekkie ruchy pancerza który nosił na sobie, a twarzą skierowany był w stronę nadciągających  chmur. Nie spoglądał na nie albowiem wiedział iż one tam są i zmierzają w jego stronę niosąc ze sobą to co nieuniknione.
Stojąc tak wsłuchiwał się w szum wiatru jakby starając się wychwycić jakiś ukryty w nim przekaz. Po pewnym czasie otworzył w końcu swe oko te które spoglądało na świat w sposób rzeczywisty, drugie z jego oczu zakrywała opaska. Przedmiot ten miał mu przypominać o wydarzeniach z przeszłości, o tym iż jego wędrówka nie dobiegła jeszcze końca lecz dopiero się zaczęła, o tym jak wiele utracił... a jak wiele zyskał.
Chciał pozostać jeszcze w tym spokoju przez chwilę ale wiedział że musi zrobić to co mu przeznaczone zostało, założył hełm na głowę po czym popędził w dół wzgórza.
W jego umyśle na powrót pojawiły się obrazy o których starał się zapomnieć, obrazy przeszłości, obrazy jego słabości...

„Dzień próby”

   Od najmłodszych lat było mu przeznaczone zostać rycerzem, tak jak jego ojciec, i ojciec jego ojca i wszyscy mężczyźni w jego rodzie. Każdy nosił miano rycerza, każdy mężnie bronił chwały ludzkiego imperium, i każdy poległ w bitwie za to co mu najdroższe, teraz on był ostatnim z rodu który miał wziąć na swoje barki owe brzemię. Przez 20 lat wpajano mu kodeks rycerza, uczono strategii, technik władania orężem oraz przekazywano wiedzę o niebezpiecznym świecie, a dnia dzisiejszego miał on dopełnić swego przeznaczenia.
Wieczorem kiedy słońce roztaczało na niebie swój pomarańczowy blask, zebrano na placu młodzieńców pragnących zostać rycerzami, oraz mistrzów zakonu. Na przód wystąpił Edward Gormin, najstarszy z rycerzy zarazem zajmujący najwyższe miejsce w radzie, oraz będący niegdyś prawą dłonią samego Eryka IV na polu bitwy.

-Moi drodzy dzisiaj nastał ten dzień, na który od tak dawna czekaliście. Dziś przed wami ostatnie zadanie zanim wstąpicie w krąg rycerski, lecz nie będzie ono łatwe. Zapewne słyszeliście opowieści o piratach pływających po naszych morzach. Wiem iż część z was uważała to za plotki, niestety nie mogę się z wami zgodzić. Tak się składa że mamy pewien problem związany z pobytem u nas Księżnej Detri która przybyła do nas miesiąc temu na nauki w tutejszym sanktuarium. Lecz jej matka zachorowała i musi się ona bez zwłocznie do niej udać. Niestety coś zakłóca magiczne przejście między naszą wyspą i kontynentem i niestety pozostaje nam droga morska. Spodziewamy się iż jest to celowo zaplanowane aby uprowadzić księżniczkę przez naszych wrogów, i jak zapewne wiecie to będzie waszym zadaniem. Macie ją odeskortować na kontynent, lecz nie obawiajcie się nie będziecie sami. Towarzyszyć wam będą kapłani, magowie a także trzech z rady rycerskiej. Mam nadzieję iż sprawa została postawiona jasno, i wyraźnie. Kiedy księżyc będzie jaśniał na niebie macie stawić się wszyscy w porcie, a teraz idźcie zrobić to co konieczne przed podróżą.
Rozejść się!

„Dzień kiedy morze stanęło”

Wyruszyliśmy zeszłej nocy, kiedy gwiazdy były wysoko na niebie, wiedząc iż mamy przed sobą trzy dni żeglugi. Zmęczony byłem podróżą i miałem iść już zdrzemnąć się, lecz wtedy zobaczyłem ją. Piękna była niczym pierwsze promienie słońca o poranku, lub niczym tęcza po burzowym dniu. Księżna Detri nie każdy miał okazję przebywać w jej towarzystwie. Wyszła na pokład zapewne zaczerpnąć świeżego powietrza, lecz patrząc na nią stwierdziłem iż dla niej mógłbym żyć i bez niego. Jakże bym chciał aby była ona moją damą, oj jakże tego chciałem, lecz to tylko były moje marzenia, jedyne na co mogłem liczyć to zapewne pokłon skierowany w jej stronę z mojej strony. Do wieczora starałem się nie myśleć więcej o niej lecz było to trudne albowiem obraz jej ciągle krążył mi przed oczyma. Bez jedzenia, ułożyłem się do snu, marząc aby ten rejs się skończył. W środku nocy obudził mnie krzyk zebrałem swoje rzeczy i wybiegłem na pokład, gdzie już duża część ludzi czekała i pragnęła się dowiedzieć co się stało.

-Statek stanął. –odrzekł jeden z marynarzy.
-Jak czy trafiliśmy na mieliznę? –ktoś z tłumu zapytał.
-Absolutnie niemożliwe, żeglujemy po tych wodach od lat i nigdy nic takiego nam się nie przydarzyło wydaje się jakby woda nie pozwalała nam dalej żeglować jakby... trzymała nas w miejscu.

Ludzie się zaniepokoili po tych słowach lecz prawdziwe zmartwienie dopiero miało nadejść, od wschodu nadciągała mgła wprost w naszą stronę, tak jakby czuła nasz strach i chciała się nim pożywić.


„Wiara, Nadzieja, ...Umowa”

-Poddajcie się. –odrzekł Zaken – Jedyne czego chcemy to księżna Detri jeżeli oddacie ją po dobroci obejdzie się bez walki.
-Sądzicie iż możecie nam mówić co mamy czynić! Odejdźcie stąd zanim spadnei na was gniew bogów! – Odrzekł jeden z kręgu rycerskiego.
-Hahaha ty i twoi bogowie, tak znam ich dobrze, na tyle dobrze że niedługo do nich dołączę lecz do tego potrzebna mi jest ona, albo oddacie ją po dobroci albo przeleje się krew, to moje ostatnie ostrzeżenie!
-Po moim trupie piracie...

...Statkami coś wstrząsnęło wybijając walczących z rytmu, coś co znajdowało się pod nimi... coś wielkiego. Po chwili dało się słyszeć przeraźliwy ryk, a następnie dało się czuć wodę pod nogami...statki tonęły a wraz z nimi ludzie i nadzieje na przyszłość.


Kaszlnąłem wodą o dziwno bolało mnie wszystko co tylko mogło znaczyło to tyle że nie jestem martwy i że mam wszystkie kończyny, to było dobre. Po chwili dotarło do mnie co się stało.. zawiodłem. Zawiodłem nie tylko siebie ale także królestwo które tak kochałem, nie wiedziałem co będzie dalej, ale też chwilowo nie miałem czasu o tym myśleć albowiem uszu moich dobiegł znajomy już głos.

-O patrzcie chłopczyk się obudził, kto by pomyślał iż będzie miał w sobie na tyle sił by walczyć o życie.

Spojrzałem w górę, i ujrzałem go tego przez kogo wynikły te wszystkie problemy, kapitana Zakena, chciałem dobyć mego miecza lecz znajdował się on u jego stóp, natomiast na piasku obok niego leżała Detri. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś oręża, i zorientowałem się iż znajduję się w jakiejś grocie.

-Chłopcze nie zaprzątaj sobie głowy tym aby mnie zabić albowiem nie jest to w tym momencie najlepsze wyjście, a jeżeli chodzi o księżną to ona żyje, lecz potrzebuje odpoczynku, w końcu nie mogłem pozwolić umrzeć takiemu skarbowi jak ona, lecz padłem ofiarą zdrady i moja sytuacja teraz nie jest komfortowa, więc jeżeli zechcesz mnie posłuchać pozwolę ci żyć, a także zabrać swą przyjaciółkę na stały ląd lecz musisz przystać na mą propozycję.

Nie wiedziałem co miał on na myśli lecz nie mogłem pozwolić umrzeć Detri, wprawdzie honor rycerski nie zezwala na bratanie się ze złym ale tę sytuację chyba można nazwać było wyjątkiem, przynajmniej tak wtedy myślałem.

-A więc co chcesz mi zaproponować piracie?

Po usłyszeniu mych słów uśmiechną się on szeroko po czym wyciągnął do mnie dłoń w powitalnym geście:

-Wiedziałem iż dojdziemy do porozumienia i ...mów mi Zaken.


„Honor i zdrada”

Błądziliśmy po korytarzach groty przez długi czas przynajmniej tak mi się wydawało, lecz Zaken wyglądał na pewnego siebie, jakby wiedział jaką ścieżkę obrać, nie spotkały nas po drodze żadne niemiłe niespodzianki tak więc domyśliłem się iż nieraz wybierał taką drogę która była najbezpieczniejsza dla nas. On prowadził, ja niosłem na swych dłoniach księżną, wiedziałem iż żyła ale nie byłem kapłanem i nie mogłem być pewny czy nie doznała ran wewnętrznych. Chciałem zostać z nią przy wejściu do podwodnej groty lecz Zaken ostrzegł nas o bestiach ją zamieszkujących i że niechybnie skończylibyśmy jako ich obiad, nie wiem dlaczego ale zaufałem jego słowom i poszedłem z nim. Może to ze względu na troskę o tę piękną istotę która teraz znajdowała się w mych ramionach.
Zapytałem się go:

-Powiedz mi dlaczego napadłeś na nasz statek i o co chodziło ci z dołączeniem do bogów? Przeto żaden śmiertelnik nie jest w stanie im dorównać.

On po mych słowach zatrzymał się i obrócił na jednej pięcie w moją stronę, mówiąc:

-W sumie to i tak teraz nie ważne, ale skoro chcesz wiedzieć to mogę ci powiedzieć. Pewna istota obiecała mi zwrócić mą dawną miłość jeżeli znajdę kobietę o duszy czystej niczym kryształ.

Przez chwilę wzdrygnąłem się w obawie o życie Detri, lecz Zaken kontynuował mówiąc:
-Nie obawiaj się o swoją przyjaciółkę nie zamierzam już jej poświęcić, teraz przejrzałem na oczy i wiem jakim byłem głupcem, jak łatwo było mnie podejść i oszukać. Wiem iż to nie możliwe aby ma ukochana wróciła do życia albowiem znalazła się zbyt daleko za granicą która był jej cielesny żywot. Utraciłem wszystko, mą nadzieję na jej powrót, mój statek, moja załogę, mój honor, i teraz istnieje tylko jedna rzecz która może pomóc mi go odzyskać. Muszę zabić tego kto mnie zdradził kto mi zabrał to co najdroższe i kto śmiał ze mnie zadrwić.

Po tych słowach ponownie ruszyliśmy przed siebie, tym razem już byłem pewniejszy siebie i wiedziałem iż nie obejdzie się bez walki.

„Tyś mym rycerzem”

Detri odzyskała przytomność, postanowiliśmy więc przystanąć na chwilę aby dowiedzieć się czy wszystko z nią w porządku. Widziałem w jej oczach iż niepewnie czuła się w towarzystwie Zakena, lecz nie widziałem w jej oczach nienawiści.

-Powiedz mi pani czy wszystko z tobą w porządku?
-Tak dziękuję ci za troskę, nałykałam się tylko wody i nieco czuję się obolała lecz poza tym chyba nic mi nie jest, powiedz mi jak cię zwą?
-Artmaton pani...
-Więc uratował mnie rycerz o tak dźwięcznym imieniu, dziękuję ci sir Artmatonie.
-Ależ pani nie jestem godzien nosić miana rycerza, zawiodłem  w swej misji nie dostarczyłem cię bezpiecznie do brzegów kontynentu, tym samym pokazując iż jestem słaby.
-A czy słabością mój drogi jest troska o drugą osobę, czy słabością jest żyć, czy słaby się czując niosąc mnie przez te wszystkie korytarze i zaprzątając sobie głowę mym zdrowiem?
Jeżeli to jest słabość w takim razie ja jestem najsłabszą istotą na tym świecie.
-Pani nie mów tak, w tobie jest siła, ludzie spoglądając na ciebie widzą w tobie nadzieję, wznoszą modły za twe zdrowie, i widzą w tobie majestat aniołów, jak ktoś taki jak ty może być słaby? Ja nie jestem w stanie...
-Może być na tyle słaby by potrzebować pomocy kogoś takiego jak ty –przerwała mi w połowie zdania, nie wiedziałem cóż odrzec więc pozostałem w ciszy.
-Tyś mym rycerzem...


„Mroczny majestat”

Ramię w ramię stałem z Zakenem przed tą mroczną postacią, pośród dziesiątek trupów przedziwnych istot które stanęły nam na drodze, nie miałem wiele doświadczenia w walce, przynajmniej nie tyle co pirat. Ten dzierżył w dłoniach miecze i niczym w tańcu rozprawiał się z przeciwnikami, tak jakby walka była dla niego sztuką. Za nami gdzieś pośród skał kryła się Detri, obserwując całe zdarzenie z odległości lecz to co się teraz liczyło stało przed nami na skraju przepaści podziemnego jeziora. Postać wysoka niczym dwaj orkowie, stworzona z wirujących pasm cieni, z rubinowymi oczami jakby bez dna. Zaken wystąpił na przód mówiąc:

-Wiesz dlaczego tu jestem, nieprawdaż?

Istota przemówiła głębokim głosem odbijającym się echem nie wiadomo czy to z niej samej czy tez z powodu jaskini w której byliśmy:
-Tak naprawdę to dziwię się że tu jesteś, miałeś być tylko chwilową rozrywką których nie tak wiele mam w świecie śmiertelników, lecz o dziwo przeżyłeś. Nie wiem skąd wy bierzecie siły aby być tak upierdliwymi istotami.

-Domyśl się skąd!! Oszukałeś mnie zabrałeś mi nadzieję na powrót mej ukochanej, zabrałeś mi wszystko co miałem i chciałeś zabrać także moje życie, ale nie poddałem się jedyne co trzymało mnie przy życiu to chęć skończenia z tobą i twymi fałszywymi obietnicami. Dziś nastanie twój kres potworze, a wraz z nim spłacę swój dług wobec mych poległych towarzyszy.

-Tak ci do nich tęskno śmiertelniku? Pozwól więc mi sprawić abyś do nich dołączył.

Z jeziora które znajdowało się za bestią dało się słyszeć ruch wody, po czym naszym oczom ukazał się przerażający obraz. Był to statek Zakena, a wraz z nim jego załoga lecz już nie taka jak ją pamiętałem z bitwy morskiej. Teraz byli oni nieumarłymi piratami na usługach prawdziwego zła. W oczach Zakena dojrzałem łzy, nie mogłem go zostawić samemu sobie w tej bitwie...


„Krew na mych rękach”

Zaken leżał u stóp bestii zwijając się z bólu i trzymając za brzuch, ja leżałem na ziemi z krwawiącą ręką nie miałem już siły unieść miecza i obawiałem się najgorszego.

Bestia przydeptała swą nogą Zakena, po czym rzekła:

-Widzisz nie ma w tobie siły którą tak bardzo mi się odgrażałeś nie zdołałeś nikogo pomścić, nie zdołałeś zapłacić za swe grzechy, a teraz leżysz u mych stóp ludzki pomiocie. Ale nie obawiaj się nie zginiesz tutaj pozwolę ci dołączyć do swych przyjaciół stać się jednym z moich psów. Kochałeś ten statek, wierzyłeś w swych ludzi, no to teraz pozostaniesz tutaj na zawsze, zmuszony do pamiętania o swych błędach oraz życia z poczuciem winy. Oj wybacz nie życia... śmierci z tym poczuciem.

Po tych słowach wstrząsy zaczęły poruszać ciałem pirata, powodując iż jego jęki i krzyki odbijały się echem po całej jaskini. Kiedy minęły w jego oczach nie potrafiłem już dostrzec życia teraz stał się jednym z nich... nieumarłym.

Po tym skierował się w moją stronę:
-Co do ciebie psie nie mam żadnych planów więc będzie ci dane umrzeć z mojej ręki, pomyśl jaki to zaszczyt. Ale nie przejmuj się nie umrzesz od razu pobawię się tobą.

Po jego dłoni przeszły czerwone błyskawice, które po chwili uderzyły moją twarz. Przeszywający ból targał całym mym ciałem, w normalnym wypadku pragnąłbym umrzeć ale nie wiedziałem co wydarzyć się miało z Detri. Cios ten pozostawił na mnie trwały ślad albowiem utraciłem jedno ze swoich oczu. Bestia przerwała znęcanie się nade mną, jakby zniesmaczona tym iż nie chciałem krzyczeć, i powiedziała przez zaciśnięte zębiska:

-Mam dosyć ciebie i tego twojego oporu czas umierać.

Widziałem tylko przerażające czerwone światło zmierzające w moją stronę, potem dostrzegłem Detri zasłaniającą mnie swoim ciałem, umarła wtedy broniąc mnie, robiąc to co powinien robić rycerz a nie księżniczka.
Miałem jej krew na mych rękach, i pamiętałem ostatnie słowa które wypowiedziała demoniczna bestia zanim straciłem przytomność:

-To może być nawet ciekawe...


„Narodziny Mrocznego Mściciela”

Obudziłem się na plaży, czułem ból więc znaczyło to tyle iż nadal żyłem ale nie wiedziałem dlaczego. Pamiętałem to co się wydarzyło ale nie wiedziałem dlaczego znalazłem się tutaj...żywy. Rozejrzałem się dookoła i byłem pewny iż jest to kontynent, co ja tu robiłem, i dlaczego bogowie postanowili mnie oszczędzić, a może nie była to wcale wola bogów?
Wiedziałem iż zawiodłem, wiedziałem iż nie mogę zanieść nowiny o tym co się wydarzyło albowiem sam zostałbym uznany za spaczonego i zabity. Po części chciałem umrzeć ale było coś co musiałem jeszcze zrobić. Wiedziałem iż w królestwie niebawem nadejdą zmiany których nie da się odwrócić, a które wpłyną na jego losy. Nie posiadałem też honoru, jedyne co mi zostało to zemsta, taka sama jaka Zakenowi. Nie wiedziałem czy doprowadzi mnie ona do takiego końca jaki spotkał jego ale byłem pewny, tego iż jej pragnę. Pragnę pomścić śmierć Zakena, oczyścić i uwolnić jego duszę od katuszy na jakie została zesłana. Pragnąłem oddać także królestwu jego księżniczkę, lecz nie wiedziałem jak to zrobić, może istniał jakiś sposób który nie leży w mocy ludzi, lecz demonów a żeby go poznać byłem gotów oddać swą duszę mocom chaosu, poczułem jak rana zadana mi przez bestię stała się gorąca od mej nienawiści.
Niech więc tak będzie, znajdę drogę do zwrócenia królestwu tego co najdroższe było jemu i memu sercu, bez względu na to ile będzie mnie to kosztować. Od tamtego dnia wstąpiłem w krąg tych którzy zboczyli ze ścieżki światłości, lecz postanowiłem także nie pozwolić zawładnąć sobą memu gniewowi.




Odrzuciłem od siebie te myśli i dalej biegłem w dół, w stronę doliny gdzie miałem spotkać się z kimś kto wiedział coś o nadchodzących wydarzeniach. Miałem nadzieję iż osoba ta odpowie mi na parę moich pytań, a co do reszty mojej historii, to przypomnę sobie ją wtedy gdy będę miał na to czas.
Teraz lecz nie jest na to pora albowiem losy królestwa są w rękach niewielu, a trzeba nimi dobrze pokierować...


  • *******
  • Wiadomości: 1484

  • Pochwał: 15

  • Nothing is forgotten, Nothing is forgiven!
    • Ulubiona strona L2
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #3 dnia: Wrzesień 21, 2006, 01:13:57 pm »
OPOWIADANIE NR. 7


Wrogowie u bram



Oblężeni trwa już kilka dni, co jakiś czas, słychać krzyki mury pękają, powietrze jest przesiąknięte zapachem krwi. Znowu czeka go bitwa tym razem stawi czoła wrogowi poza zamkiem, nie ma w tej bitwie sensu. Ale zamek nie wytrzyma kolejnej fali. Deivean stanął przed nimi w swej złotej zbrojni, dał sygnał do ataku, wszystko działo się jak w jakimś transie. W głowie miał miliony myśli „To nie moja walka” „Nie będę umierał tutaj” „zabije tylu ile dam rade” „Ta twierdza miała być nie do zdobycia” …

…Biegł w drugim szeregu koło Tulxarra, jego mentora to dla niego tu przybył, dla niego miał ginąć. Pierwszy szereg rozsypał się już w pierwszych minutach walki, drugi chwile po nim. Biegł po ciałach stronę wzgórza z skąd atakowali magowie, ognisty deszczy był coraz bliżej jego orczego ciała, ciepło czuł na całym ciele, lecz biegł dalej. Gdy doszedł już do linii gdzie stali łuczniczy i magowie. Nie było łatwo nie tak jak by chciał, jego szpony zetknęły się ze stalą krasnoludzką stalą. Kontrował automatycznie w miejsce gdzie zbroja była słabsza, wróg uskoczył i z wielkim impetem uderzył przed samą ręką, uskok w tył i kolejny atak tym razem szpony doszły celu, wróg wkładał resztę sił w odskok i kolejny zamach, ale był za wolny szpony dosięgły jego gardła. Gdy krasnal był już na ziemi Dredd powrócił do szaleńczej gonitwy wprost na magów, tym razem Mag był przygotowany, błysk i ból w klace piersiowej, nóż w brzuchu, ostatnie machniecie szponami w powietrze przed sobą głuchy odgłos i mokra posoka na twarzy. Ból plecach znowu walczy z kimś nie widział twarzy obszedł jego miecz i zatrzymał prawą rękę na tarczy kolejny atak wróg sparował mieczem, ale nie miał czasu kontrować. Dredd wiedział ze ten tutaj nie jest dla niego wyzwaniem, Ork zabił go bez problemu. Zostawił go, aby zaatakować następnego, ale stało się coś, czego się nie spodziewał, zapomniał, nie uważał na swoje plecy silna maczuga uderzyła go w tył korpusu i powaliła na ziemie zdarzył się odwrócić zobaczył olbrzymiego mężczyznę, który zachwiał się i upadł wprost na niego. Spojrzał na swojego wybawcę ujrzał bladą kobietę, ubrana w czarny płaszcz z zarzuconym kapturem, uśmiechała się do niego. „Doskonale-pomyślał Dredd- uratowany przez ludzką kobietę” Siłował się z ciąłem wielkoluda nie mógł go ponieść był zbyt ciężki, ktoś nadepnął mu na głowę, a w plecy wbijał mu się jakiś kamień, stracił przytomność

Stał teraz na placu za murami na rękach miał zakrwawione szpony, w głowie mu huczało a Elfia czarodziejka magicznie go leczyła, błysk uderzenie ciepła i kojące uczucie ulgi najpierw w ręce potem w plecach aż w końcu dotarło do głowy, a w ustach miał wciąż ten sam smak krwi w głowie wspomnienie bitwy…i tej kobiety, wierzył w przeznaczenie i miał przeczucie ze ją kiedyś jeszcze zobaczy, że to będzie jeszcze tego dnia
W głowie orka znowu pojawiały się myśli o kobiecie, którą widział, chciał o nią zapytać elfki, ale ktoś go złapał za ramie to był Tulxarr, uśmiechnął się do kompana
-Jeśli jeszcze raz będę musiał ci ratować życie to chyba sam ciebie dobije, albo lepiej nigdy więcej nie poproszę cię o pomoc, coś ty sobie myślał, kiedy mówię do ciebie to masz słuchać i jeszcze raz słuchać, co to za samotny rajd w sam środek bitwy-tu urwał poczym dodał, – ale dobrze ze żyjesz
-Widziałeś ją??
-Kogo uzdrowicielkę? Wiesz on….
-Nie tą, która mi życie uratowała kobietę, wiesz ona tam była i…
-Chyba mocno oberwałeś ja ci pomogłem nie żadna Kobieta, ten dryblas mógł cię zmiażdżyć jednym ciosem, trochę to trwało, bo mieli przewagę musiałem położyć jeszcze 2 zanim ciebie stamtąd wyciągnąłem.
-Nie to ty się mylisz wiem, co widziałem, kobieta w czerni
-Nie było tam nikogo, słuchaj dobrze się czujesz, nie wyglądasz najlepiej, ale pomyśleć, co by się stało z tobą, byś tam zginął dzieciaku. Idź odpocząć jutro ważny dzień wojna ma się skończyć
-Chyba masz racje, musze odpocząć daj mi dojść do siebie.
„Jak to nikogo nie było, czy miałem zwidy czy to naprawdę był Tulxarr”


   Dzień ustępował właśnie miejsca nocy, odezwały się dzwony odgłosy, rogów, ktoś krzyczał „Na stanowiska wróg nadciąga”. Deivean wskazał wprost na, Dredda, Tulxarra i jeszcze paru żołnierzy „Pójdziecie do Sali tronowej i za cenę wlanego życia będziecie bronić Lorda…” Jego głos zagłuszył potworny pisk, który wrzynał się w mózg paraliżowal i jednocześnie ogłuszał. Głośne uderzenie w mury, za mieszanie na zachodniej stronie murów i duży kawał muru trafił, Deiveana w głowę zabijając na miejscu. Dredd spojrzał w stronę, z której dobiegł pisk i nadleciały kawałki ściany, stwór był wielki wielkości małej chłopskiej chaty, cały pokryty łuskami, na szczycie jego głowy sterczał róg a od pyska do pleców stwora biegł mocny łańcuch. Wszyscy obrońcy zaczęli się rozbiegać na rożne strony chcieli ucięć ratować swoje życia, Dredd stał osłupiały patrzył na bestie. Za ramię złapał go Tulxarra „Pomóż mi pozbierać ich do kupy łap sztandar, który miał Deivean i szybko mi go podaj, lec jak wiatr jeżeli się nie zjednoczymy trafimy w niewolę, a to gorsze od przegranej bitwy”. Dredd zrobił tak jak mu kazał Tulxarr, Ponownie obrońcy zjednoczyli się pod nowym dowódcą i znowu ruszyli na smoka komendy, które dostał Dredd były jasne „wbiegnij na mury i skocz na plecy smoka my odwrócimy jego uwagę”, Tulxxar chwycił dzidę podbiegł w stronę smoka i próbował dźgnąć bestie wprost w serce, ta jednak zsunęła się po twardym pancerzu jak po szkle zastawiając słabo widoczne rysy. Smok szybko zaatakował paszczą Tulxarr zrobił odskok, jednak nie miał już gdzie uciekać wyciągnął miecz i czekał na kolejny atak smoka, smok zaatakował Tulxarr nie był dla niego żadnym wyzwaniem
    Gdy bestia pożerała Tulxarra, Dredd był już na plecach stwora zjechał na same plecy aż do siodła, na którym stał jakiś człowiek, Dredd szybko zaatakował go, wróg zrobił szybki unik i spadł powoli zsuwając się po śliskich łuskach zsunął się w dół. Dredd złapał łańcuch i pociągnął z całej siły smok wystartował w górę jednocześnie wypluwając resztki Tulxxara.
Szybował teraz nad polem bitwy widział jak atakujący wygrywają powoli zdobywali plac, minuta za minuta byli coraz bliżej, każda sekunda zbliżała ich do zwycięstwa, gdy chmury dymu przesłoniły mu widok z bitwy smok przestał wzlatywać. Szarpał za łańcuchy starał się naprowadzić smoka na ziemie, ale gad nie słuchał leciał w stronę gór smoczych. Ork zaczął wyklinać smoka tupać i kopać go po grzbiecie, bestia nie zwracała uwagi.
W końcu gad usłuchał, nerwowego pasażera i znowu zlatywali na pole walki nie było widać śladu walki na patio, byli tylko żołnierze z pochodniami rozświetlając i tak stające już w płomieniach mury, wróg szturmował na ostatnie już drzwi. Nikt nie bał się smoka, nie uciekał wszyscy go ignorowali nie zauważając albo myśląc ze nadal jest po ich stronie. Ork wykorzystał to rozpędził smoka i chciał na nich wylądować jednak bestia zwolniła tuz nad ich głowami, ponowił próbę wzleciał w górę i znowu pikował w dół cała akcja znowu się nie powiodła. Żołnierze w dole zaczęli się niepokoić krzyczeli wskazywali mu na drzwi, aby tam kierował smoka aż końcu zobaczyli ze na grzbiecie siedzi nie ich kamrat, lecz ktoś inny. Łucznicy nie czekali długo strzały przelatywały blisko Dredda jedna trafiła go nogę, druga dosięgła pleców, ale on miał inny plan rozpędził smoka, wprost w sam środek wrogów zarzucił łańcuch na prawe skrzydło smok stracił równowagę nie mógł się już zatrzymać zaczął wierzgać, machać ogonem, i zrzucił orka z grzbietu, przy tym zabijając się na ziemi a wraz z smokiem zginęło dwustu żołnierzy, w ostatnim akcie desperacji smok machając skrzydłami i ogonem uderzył w drzwi wywarzając je.
Wróg wleciał do zamku zamek był już prawie w jego rękach.

Dredd nie upadł na ziemie, nabił się na ostry pal sterczący parę metrów nad ziemią, nie czuł bólu, jedynie złość na siebie „Nie pomyślałem znowu zrobiłem wszystko impulsywnie”, Tulxxar „stary głupiec, czego on pomnie się spodziewał”, Lorda, Wrogów… resztkami sił złamał pal upadł na nogi, chwiejąc się szedł w stronę pałacu gdzie właśnie ściągali sztandar „Zginąłem na marne, ci durnie nie obronili zamku”. Upadł na kolana zapluł krwią tusz Kolo niego leżało ciało Tulxxar, „Złościłem się na ciebie, a ty zginąłeś przez zemnie Ty powinieneś wskoczyć na smoka nie ja -zaśmiał się- miałeś nadzieje ze odlecę ze zostawi tę bitwę pomyliłeś się”. Ktoś stanął nad nim, Dredd przewrócił się na plecy by spojrzeć wrogowi w oczy przed śmiercią, cios był szybki w samo serce, to była ona blada dziewczyna, którą widział na polu walki, teraz znowu się uśmiechała. Wcześniej go nie zabrała nie udało się, magia pokrzyżowała plany, ale teraz mogła odebrać to, po co przyszła, nikt jej nie widział, bo przychodziła tylko do wybranych i tylko oni mogli ja zobaczyć, tylko im się ujawniała. Tej nocy czeka ją jeszcze wiele pracy… jego przeznaczenie się dopełniło.




PRZYPOMINAM O GŁOSOWANIU W ANKIECIE NA OPOWIADANIE KTÓRE WAM SIĘ NAJBARDZIEJ PODOBAŁO.
OCZYWIŚCIE DYSKUTOWAĆ O TEKSTACH WOLNO A NAWET POWINNO SIĘ, JAK TO MAWIAŁ STARY MĄDRY MAG KRASNOLUDZKI ;) :D :P
(ale uprzedzam ze za kazde chamstwo w krytyce bede karał)


  • Wiadomości: 651

  • Pochwał: 10

  • Under the flag of the Jolly Roger!
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #4 dnia: Wrzesień 21, 2006, 02:59:24 pm »
Ech ale czytania;P

Ale do rzeczy,przebrnąłem przez trzy pierwsze opowiadania.Zaznaczam że moje opinie są jak najbardziej subiektywne i tylko moje;P

Opowiadania pierwsze i drugie stoją na niskim poziomie(wiem jestem okrutny ale przynajmniej szczery).Stylistyka kuleje na całego.Fabuła mało ciekawa.Zbyt duże przywiązanie do nazw przedmiotów,miejsc występujących w L2.Zbyt mało własnej inwencji twórczej.Po co pisać że bohater użył takiego i takiego skilla?Deadly blow wtf?Po co to?Czy nie lepiej napisać np.zaatakował zdradziecko sztyletem mierząc w pachwine/szyje <nazwa bohatera>.Brzmi to mniej sztucznie i o niebo lepiej.

Opowiadanie trzecie.Napisane świetnym językiem.Stylistycznie bez zarzutu.Utrzymane w baśniowej/mitycznej konwencji.Ładnie poukładane.Trzyma klimat;)

Opinie dotyczące reszty dodam pózniej jak je przeczytam.
[


  • Wiadomości: 599

  • Pochwał: 6

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #5 dnia: Wrzesień 21, 2006, 04:32:46 pm »
Fajnie, ze sa. NIby duzo, ale w koncu chielismy. Tylko wlasnie nie mozna robic jak ty Rake, bo ocene mozezs oddac dopiero wtedy , dgy przebrniezs przez wszytskie. I tu jest klopot. Ja zabieram sie za czytanie, i oddam surowa krytyke. Drzyjcie autorzy.

Gifs designed by Pr0nabol

"Co w tym zlego, ze niczego
Nie ukrywam, ze nie zbywam
Cie wzruszeniem ramionami
Ze nie umiem tepic za nic .."

"Cuda wykonywane od reki. Rzeczy niemozliwe z opoznieniem jednodniowym."


  • Wiadomości: 651

  • Pochwał: 10

  • Under the flag of the Jolly Roger!
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #6 dnia: Wrzesień 21, 2006, 04:55:13 pm »
Cytuj
Tylko wlasnie nie mozna robic jak ty Rake, bo ocene mozezs oddac dopiero wtedy , dgy przebrniezs przez wszytskie.


Meyko przeczytaj uważnie ostatni akapit mojego poprzedniego posta i wysnuj wnioski :angel:  Nigdzie nie napisałem że oddaje głos na takie a takie opowiadanie.Wyraziłem dotychczas tylko moje opinie odnośnie trzech pierwszych opowiadań które przeczytałem.Na reszte  przyjdzie czas.Nie ma lekko:P
[


  • Wiadomości: 6

  • Pochwał: 0

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #7 dnia: Wrzesień 21, 2006, 06:25:38 pm »
Przeczytalem wszstkie opowiadania i:

Przez pierwsze 2 opowiadanie przeszedlem bo musialem. Fabula trosze tandetna- ide poszukac ressa by uratowac ojca i wyprawa dzielnego wojaka za ksiezniczka do oren troszek mnie smieszy. I tak jak Rake napisal zbytnie przywiazanie do nazw troche razi.

3 opowiadani fajne- podobal mi jezyk, generalnie czytalo sie ciekawie ale fabula nie przemiawiala do mnie. Takie opowiadanie typu przeczytaj i zapomnij.

5 opowiadanie- doskonale opowiadanie:D Swietnie napisane, autor jest bardzo sprawnym pisarzem. Bardzo mi sie podoba sposob w jaki jest to opowiedziane. Moj faworyt.

6 opowiadanie- fajnie napisane, ciekawy jezyk. Co do fabuly myslalem, ze to bedzi kolejna historia o dzielnym rycerzu i pieknej ksieznice, ktory odda za nia zycie a ona przywroci go placzem do zycia i beda razem zyc dlugo i szczesliwie;p A tu niespodzianka: ksiezniczka ginie a on przechodzi na zla strone;] Naprawde fajniutka koncowka. Moj nr 2.

7 opowiadanie- kolejny kawalek dobrej roboty. Fajne opowiadanie, niezle opisy. Nr 3.


  • Wiadomości: 23

  • Pochwał: 1

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #8 dnia: Wrzesień 22, 2006, 12:13:19 pm »
no wiec i ja dodam cos od siebie
opowiadanie nr 1 jest srednie, przeczytalem bo uwazalem ze trzeba przeczytac wszystkie zanim wyda sie opinie. jakos mnie wciagnelo.
opiwiadanie nr 2 jest kiepskie. przykro mit o pisac ale nie doczytalem do konca bo sie meczylem. dziwna stylistyka i bardzo oklpenay temat.
na szczescie tutaj zaczynaja sie lepsze dziela, opowiadanie 3 i 4 bardzo ciekawe. milo sie czyta. dobre i fajne opisy. z checia czytalem i zalowalem ze sie skonczylo.
opowiadanie 5 uwazam ze jest bardzo dobre, niezle opisy i dobra stylistyka. rowniez fabula bardzo ciekawa. moj nr 2 wsrod opowiadan
opowiadanie 6 jest moim faworytem. uwazam ze jest najlepsze z nich wszystkich. ciekawa akcja i zal ze juz koniec :).
ostatnie opowiadanie zawieralo pare bledow typu przecinek nie w tym miejscu albo brak przecinka. ogolnie jednak jest dobre. podobnie jak opowiadania 3 i 4. tym trzem opowiadaniom dal bym 3 miejsce.
a reasumujac to musze powiedziec ze fajny konkurs :). oby wiecej takich, moze wyloni nam sie nowy tolkien/sapkowski/(wstawic sobie kogo wam pasuje) :).


OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #9 dnia: Wrzesień 22, 2006, 05:28:12 pm »
Przeczytałem wszystkie opowiadania 2 razy.
Po 1 dlatego ze mi sie podobały.
Po 2 piknęło mnie ze gdzies juz kilka z nich czytałem.

Wszystkie opowiadania sa bardzo ciekawe i widac kto na jakich przeczytanych ksiazkach lub oglądniętych filmach bazował  :D
Bardzo duzo podobienstw do Trylogi Tolkiena,ale nie ma co sie dziwic bo sama historia L2(Stworzenie Swiata) jest zywcem wzieta z ksiązki Tolkiena Silmarillion, duzo podobienstw do seri ksiazek Forgotten Realms a zwłaszcza jedno z tych opowiadan,
I duze podobienstwo jednego opowiadania do filmu Piraci z Karaibów tak sie je czyta jakby to było streszczenie filmu z niewielkimi zmianami :D

Opowiadania 3 i 6 czytałem juz wczesniej na innych Forach i wysłąłem PM Shamanowi z linkami do tych Forum.

Wszystkim autorom składam gratulacje z pomysłowosci i mam nadzieje ze niektóre opowiadania beda miały ciag dalszy


OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #10 dnia: Wrzesień 22, 2006, 05:34:15 pm »
Nareszcie znalazlam troche czasu zeby poczytac wasze opowiadanka.

Ale zanim zaczne cokolwiek pisac na ich temat, chcialam bardzo goraco pogratulowac wszystkim ktorzy odwazyli sie  zaprezentowac nam swoja tworczosc.
Naprawde imponuje mi, ze macie tyle zapalu w sobie, tyle prawdziwej checi tworzenia czego kolwiek i zabawy naszym pieknym jezykiem polskim, wyobrazni aby to wszytsko stworzyc i umiejetnosci zeby sie tym dzielic. Naprawde kazdy z was zasluguje na wielkie brawa za wysilek i odwage:)

A teraz do rzeczy:
Opowiadanie pierwsze -  nie zgadzam sie z przedmowcami, uwazam ze mocna strona tego opowiadania jest wlasnie "swiat przedstawiony". Za to duzy plus.
Natomiast fabula faktycznie moglaby byc troszke bardziej zaskakujaca i mniej oczywista.

Opowiadanie drugie -  swietnym pomyslem bylo przytoczenie fragemntu przepowiedni na poczatku , stala sie ona ciekawym mottem.
Natomiast niezbyt udanym zabiegiem bylo  opisanie akcji w czasie terazniejszym, bardzo ciezko jest wtedy oddac chronologie wydazen, co niestety potwierdza sie w tym przypadku. Podobniejest  z zachowaniem odpowiednich proporcji czasowych np. zadziwiajaco krotko trwa podroz z jednego miasta do drugiego.
Zawsze cieszy mnie gdy dobro zwycieza zlo dlatego podobalo mi sie  zakonczenie:D

Opowiadanie trzecie - Powiem tak - piekny mit:) Da fanow wszelkiem masci mitologii prawdziwa gratka. Swietnie prowadzona, nieprzewidywalna fabula, no i to enigmatyczne zakonczenie.... mniam:)
Zazuty? Brak akapitow, przez co czytanie jest momentami dosc meczace, kilka niescislosci fabularnych (ptaki najpierw pomagaja wszytskim tylko nie ludziom, potem ni z tego ni z owego zaczynaja ich wlasnei wspierac )
Ale generalnie kawal dobrej roboty.

Opowiadanie czwarte - ten cholerny labirynt hehe (taki powinien byc tytul:P) Gratulacje dla  autora za pomysl na zawiazanie fabuly, nie ma to jak  zahaczyc cytelnika urwaniem akcji... poczatek naprawde dobry, wciagajacy, koncowka blyskotliwa i  pozostawiajaca nutke niepokoju w czytelniku ( a to sie w literaturze chyba najbardziej liczy - emocje).
Niestety troszke slabszy srodek, oczekiwalam po tym  dosc krotkim tekscie, wiecej opisow walki, za latwo ci bohaterowie poumierali niestety:(

Opowiadanie piate - HA! nie ma to jak krasnoludzki dziadek -  normalnie powalila mnie historia tej najstarszej brody swiata:D To jest to co kocham u Sapkowskiego i co cenie u wszystkich jego nasladowcow - rubaszny, blyskotliwy humor.
Szkoda ze reszta utworu nie jest w tej konwenci, niestety troszke gubilam sie w tym gaszczu  sytuacyjnym. Brak wyraznej wskazowki dla czytelnika do czego tekst zmierza.
Jednak duzy plus za to, ze autor tak pieknie potrafi pokazac, ze dobrze czuje sie w  wielu roznych konwencjach literackich.

Opowiadanie szoste - typowe w swojej konwencji opowiadanie z dobrze  wprowadzonymi wypowiedziami postacji (co wbrew pozorom jest bardzo  trudna sztuka!!!). Bardzo dobre "subtytuly", tworzace ciekawe klamry dla kazdego z rozdzialow.
Nie lubie czytac rzeczy pisanych w pierwszej osobie, uwazam to za pojscie na latwizne... i to jest moj glowny zarzut.  Ponadto tekst ogolnie jest za dlugi, a najgorsze ze mimo to bez zakonczenia:( A ja lubie wiedziec jak sie rzecz konczy!!!

Opowiadanie siodme -  NO i nareszcie jakas walka!!!:) Bardzo fajny opis na poczatku, szkoga ze autor miesza czasy - raz jest to terazniejszy raz przeszly co troszke wybija z rytmu, ale i tak opisy walki najlepsze ze wszytskich  opowiadan.
Szkoda ze nie  dowiadujemy sie kim byla ta ONA..... oh well:) znow nie ma  wyraznego zakonczenia...

I jeszcze kilak slow ode mnie na zakonczenie.
Nie ocenialam jezyka - w kazdym z opowiadan bylo sporo wpadek, ponadto  zapewne autorzy sa w roznym wieku dlatego maja tez rozne umiejetnosci jezykowe - nie chce tego oceniac.
Nie zdazyl sie tekst, ktory  bylby naprawde slaby lub wybitnie dobry pod tym wzgledem, zatem nie ma o czym dyskutowac.

Widze rowniez ze wiekszosc z piszacych czyta literature fantastycznac, co widac w pewnych nawiazaniach i probach nasladowania. Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy:D Mozliwe ze ktos  was okaze sie naszym kolejnym wielkim Sapkowskim czy Dukajem:)
Czego sobie i wam zyczy  Wiedzma:D

Pozdrawiam i dziekuje za kawal ciekawej literatury:D

P.S.
Ufffff.... mojego faworyta nie podam bo:
A) jeszcze sie nie zdecydowalam,
B) Nie chce nikogo sugerowac swoja opinia:)


  • Wiadomości: 107

  • Pochwał: 5

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #11 dnia: Wrzesień 22, 2006, 05:35:48 pm »
Post wyzej oczywiscie nalezy do mnie.... wylogowalo mnie w trakcie pisania;/

P.S gdyby ktos byl tak mily i  skasowal oba  te posty, napisalabym go juz  we wlasnym imieniu na nowo:P

 Hussars Alliance
 United Europe Alliance

Sweetwitch 80 (Spellsinger)
ColSerrai 78 (Bishop)
Assire 76 (Necro)
Calanthe 74 (Sorc)
Dragonette 61 (TH


  • Wiadomości: 17

  • Pochwał: 0

moja opinia
« Odpowiedź #12 dnia: Wrzesień 23, 2006, 08:25:53 am »
Opowiadanie nr 1 i 2 nie przypadły mi do gustu,
4 choć ciekawe też zostaje w tyle za innymi, nie wiem ale choć bardzo dobre czegoś mi w nim brakuje (tak super krytyk ze mnie)
5 Kurcze podobała mi się opowieść starego krasnoluda tylko, że zbiegiem czasu opowiadanie traci swój klimat, który udzielił mi się na początku (moje 3 miejsce)
6 prawdziwa wspaniałość bardzo ciekawa fabuła (moje 2 miejsce)

I najlepsze tutaj opowiadanie, które bije inne na głowę
3 „Feniks” czyta się to bardzo przyjemnie, widać ze autor wie jak nie kaleczyć polskiej mowy i doskonale wejść w klimat lineage2, najlepsze opowiadanie tutaj, autor ma na prawdę dobry łeb, wszystko utrzymane podobnym stylu, co legendy świata lineage2. oczywiście mój głos idzie na opowiadanie nr 3 (mój numer 1)
"There’s always something different going wrong/The path I walk in the wrong direction/There’s always someone fucking hanging on/ Can anybody help me make things better?"
Serwer: Raidfight
Clan: Ancients


  • Wiadomości: 599

  • Pochwał: 6

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #13 dnia: Wrzesień 24, 2006, 04:26:44 am »
Serdecznie gratuluje pomyslu konkursu, jego realizacji, zas przede wszystkim autorom opowiadan. Daliscie pokaz swej fantazji I cywilnej odwagi dajac do publicznej oceny swoja mala tworczosc. Efekty wiadomo rozne, pewnie dla wiekszosci to pierwsze proby, ale wazne, ze podjeliscie wyzwanie. Macie powody by byc z siebie dumni. Udowadniacie, ze swiat fantasy i L2 mozna kochac, fascynowac sie nim, nie tylko robiac kolejne questy.
Oceniam subiektynie, wiec tak jak lubie – surowo I bezwzglednie. Nikogo nie mam zamiaru obrazic, urazic. Chociaz wiem, ze serce autorow zawsze bedzie krwawic, gdy nie mowi sie przychylnie o jego opowiadaniu. Rzeczy smieszne przytaczam, bo .. sa smieszne, a nie po to , by kogo osmieszyc.
Skala od 1 do 10 (1 strata czasu, nie wrato bylo czytac – 10 w zyciu nie czytalam czegos tak dobrego)

Opowiadanie 1 -  5 punkty - Slabe dialogi, ale opowiadanie przewyzsza swoim poziomem leciutko 5, 6 oraz 7.

Opowiadanie 2 – 4 punkty – prosciej napisane, czasem nawet monotonnie, ale za to mniej wpadek niz mieli inni autorzy. Za minus uwazam ciagle uzywanie nazw skili, charakterow,  miast. To psuje czytanie. Swiat L2 swoja droga, ale to mialo byc opowiadanie. Idac dalej Twoim tropem moglbys po wejsciu do miasta bohaterem krzyknac – wtb coal, 5k each, pm me! Standardowe zakonczenie.

Opowiadanie 3  – 7 pkt; ciekawe, bijace inne na glowe; pare potkniec jezykowych typu dobijanie niedobitkow; rada na przyszlosc to dac do przeczytania innej osobie; nieco pozniej przypominajace opowiadanie ksiazke historyczna (a ja oczekiwalam czegos innego), slaby koniec, za bardzo bazujacy na symbolice liczb (do znudzenia sie powtarzajacych (sto lat, 5 postaci, 20 uczniow itd.)

Opowiadanie 4  – 6 pkt; Tetni zyciem, lekkim dowcipem. Tylko dlaczego wszyscy zamiast na fabule uparli sie na opisy. Hym rownie dobrze mozna bylo od razu zrobic opis powiedzmy klingi miecza i na tym poprzestac. Moglabym byc zlosliwa (hym no jestem, ale czasem mniej, czasem bardziej) i przy kazdym opowiadaniu dawac przyklady na zdania smieszne, niezreczne. Ale nie o to biega. Poprzestanmy na tym, ze sa. Ok, nie moge soibe odmowic - Elf, walczący przy pomocy luku wykonanego z wspaniałego poroża jelenia żyjącego tylko w jego rodzinnych stronach, skupił się na unikaniu ciosów lecących w jego stronę, jednoczenie ani na chwile nie przestawszy strzelać. – rada na przyszlosc to unikanie tak dlugich zdan. Bo pozniej nikt nie wie o kogo juz chodzilo. Kto nie przestawla strzelac, jelen? Zyjacy w jego rodzinnych stronach? Czy moze luk skupial sie na unikaniu ciosow? Albo mowisz co robil elf, albo z czego byl zrobiony luk, ale prosze nie wszystko na raz. Koncowka nieco banalna.

Opowiadanie 5 – 5 pkt; Hym, no nie wiem, czy bym chetnie sluchala takich opowiesci od dziadka. Nie bardzo bym wiedziala chyba o co mu chodzilo. Nawet wiem skad ten pomysl, ale do rzeczy ..
Duzo dialogow, co urozmaica, ale nie sa one mistrzowskie.
Nie był on w pochwie, lecz zwisał swobodnie – niby jak to ma byc mozliwe? Probowales juz kiedys biala bron tej dlugosci wtykac za pas bez pochwy? W karczmie np? Hym .. lekki brak realizmu.
podniosła swe zaćmione, ogromne i puste oczy postać w rogu sali – wzrok mozna podniesc, owszem, ale wizja podnoszenia oczu w rogu sali kojarzy mi sie z jakims makabrycznym wypadkiem.
mroczny elf zwolnił tak szybko jak przyspieszył i powoli zaczął się zbliżać do gladiatora – parafrazujac – sucha woda zaczela sie robic mokra po czym wyschla do sucha gdy zaczelo padac przemoczonym deszczem; tu udal ci sie prawdziwy majstersztyk, ale … nie majacy sensu
Duzo, duzo potkniec slowych, slabawych zdan. Warsztat trzeba poprawic. Ale pomysl jest I to wazne. Ale niestety tak zamieszales, ze czytelnik sie gubi, I nie wie co autor chcial przez to powiedziec.
Opowiadanie 6 -  5 pkt - Zakladam, ze “alebowiem” to twoje ulubione slowo.
Wiem iż część z was uważała to za plotki, niestety nie mogę się z wami zgodzić. – nie wyobrazam sobie by najstarszy z rycerzy I majacy wysokie stanowisko w radzie Edward nagle zapragnal polemizowac z kadetami na temat istnienia piratow. Blad logiczny moim zdaniem. On raczje powinien mlokosow informowac, mowic co maja do zrobienia, a nie urzadzac sympozjum naukowego gdzie studenci pytani sa o wlasne zdanie.
Dialogi pozostawiaja do zyczenia, ale cos sie dzieje. Statek, piraci, ba nawet watek milosny. Przeskoki akcji mnie jednak zmylaja. Niby skad nagle piraci? Przybyli pod oslona mgly czy jak? Tzn tez maja na pokladzie czarodziei? I nagle statki znikaja(atak torpedowy??!!) I ci co przezyli sa na plazy?
Ciekawy jest pomysl z dysonansem moralnym kadeta na rycerza, ktory musi mieszac sie w brudna polityke i isc na uklady z niedobrym piratem. Chyba nici z zostania paladynem.
On prowadził, ja niosłem na swych dłoniach księżną, wiedziałem iż żyła ale nie byłem kapłanem i nie mogłem być pewny czy nie doznała ran wewnętrznych – prawdziwa perelka. Na dloniach mozna niesc np zabe. Bardo mozliwe , ze ksiezna ma zdolnosci magiczne i na chwile zmniejsza swe rozmiary, by ulatwic kadetowi jej niesienie. Ale zakladam, ze chodzi ci o niesienie kogos na rekach. Dlon konczy sie po prostu na nadgarstku. Dlatego za wiele w nich nie poniesiesz.
Chciałem zostać z nią przy wejściu do podwodnej groty lecz Zaken ostrzegł nas o bestiach ją zamieszkujących – czyli Zaken zna ksiezna bardzo dobrze i wie, ze w niej czyhaja bestie? Czy chodzi jednak o grote? Zdanie zle zlozone.
Straszny chaos w tym opowiadaniu, ciagle zaczynasz kolejne watki, nie konczac poprzednich. Musze jednka przyznac, cze opowiadanie bylo dosyc dynamiczne.

7 opowiadanie - . 4 punkty - Opis walki nigdy nie nalezal do latwych. Co innego dynamika, a co innego opisy kogos kto stoi. Ty sie zdecydowales na ukazanie bitwy. Moze stad  wiele potkniec. Nieumiejetna interpunkcja sprawia, ze nie wiadomo, kogo ork zabil, a moze sam juz nie zyje.
Ciekawilo by mnie, co z ta bitwa. Jaki byl jej wynik. Miala byc niby przegrana, a pozniej hym ..
Fajny pomysl z pozarciem a poziej wypluciem. NO i jazda podniebna orka na smoku. Smok pada zabity, ork przezywa.

Ogolnie zadne z opowiadan mnie nie powlailo na kolana, ale super slabych odbiegajacych od poziomu tez nie ma. Wiekszosc zakonczen slabych, duzo chaosu. Brak ciaglosci logicznej. Mi osobiscie duzo bardziej przeszkadza brak logiki, niz slaba narracja, lub bledy interpunkcyjne.
Jeszcze raz wszystkim gratuluje, chyle czola przed wami i pozdrawiam.


 :poklony:  :poklony:  :poklony:

Gifs designed by Pr0nabol

"Co w tym zlego, ze niczego
Nie ukrywam, ze nie zbywam
Cie wzruszeniem ramionami
Ze nie umiem tepic za nic .."

"Cuda wykonywane od reki. Rzeczy niemozliwe z opoznieniem jednodniowym."


  • *******
  • Wiadomości: 1484

  • Pochwał: 15

  • Nothing is forgotten, Nothing is forgiven!
    • Ulubiona strona L2
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #14 dnia: Wrzesień 25, 2006, 10:16:32 am »
Konkurs miał się dzisiaj zakończyć ale przedluzam go do środy. Powody są dwa:

1. Muszę pilnie służbowo wyjechać
2. Dostarczone zostały mi dość mocne dowody że mógł zaistnieć plagiat


Mam nadzieje że pkt 2 okaże sie tylko wielką pomyłką i że opowiadanie po prostu zostało juz gdzies przez autora opublikowane a nie że ktoś był na tyle podły by kraść czyjś pomysł...  :|

Sal wie o sprawie i również ją bada... wszystkie informacje na ten temat zostaną upublicznione więc proszę o nie przesyłanie pw z pytaniami...


  • Wiadomości: 1

  • Pochwał: 0

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #15 dnia: Wrzesień 25, 2006, 08:00:57 pm »
Opowiadanie nr. 6 zostało napisane przeze mnie.
Cieszę się iż się spodobało, sam pisuję okazjonalnie. Akurat to opowiadanie zostało stworzone na potrzeby servera Everlast gdzie postacie powinny mieć swoją historię, dlatego nie zostało zakończone albowiem miałem nadzieję je dokończyć innym razem. I zapewne to zrobię.
Słowa krytyki przyjmuje z otwartymi ramionami albowiem autor chcąc być dobrym musi słuchać tego co źle robi, a albowiem rzeczywiście często używam nawet w tym poście, hehe.
W każdym razie dziękuję za ocenienie mojej pracy, czy to w sposób pozytywny czy też negatywny, oraz życzę powodzenia innym startującym w tym konkursie.
A tak szczerze to bardziej właśnie zależało mi na opiniach ludzi niż na nagrodzie, i to co było najistotniejsze już po części dostałem, i jestem zadowolony.

hmm a co do komentarza na temat piratów z karaibów :)
filmu wczesniej nie widziałem i specjalnie sobie go skołowałem i oblukałem.
heheh przyznaję że podobne nieco :D ale z góry mówię iż nei było to moim celem ^^


  • ********
  • Wiadomości: 1968

  • Pochwał: 1

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #16 dnia: Wrzesień 25, 2006, 09:21:46 pm »
Niniejszym zakańczam konkurs!
Końcowy wynik to:
1 miejsce: Opowiadanie 3
2 miejsce (egzekwo): Opowiadanie 2 i 4
4 miejsce: Opowiadanie 6
5 miejsce: Opowiadanie 7 i 1
Gratulujemy wygranym, dziękujemy WSZYSTKIM! Wkrótce pojawi się więcej info (jak wróci Shaman z delegacji ;) )
Nie udzielam pomocy przez PM...


  • *******
  • Wiadomości: 1484

  • Pochwał: 15

  • Nothing is forgotten, Nothing is forgiven!
    • Ulubiona strona L2
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #17 dnia: Wrzesień 26, 2006, 09:09:43 am »
No i pierwszy konkurs zakończony...  

Sprawa plagiatu została wyjaśniona pozytywnie z czego sie bardzo ciesze ;)

Było troche niedopowiedzeń w tym konkursie ale jest to nasz pierwszy wiec liczymy na wyrozumiałość :D


 :poklony: dla wszystkich twórców, którzy nie bali się zaprezentować swoje prace!!!!
Dzieki również za wasze komentarze ;)

Zwycięzce konkursu Squala poproszę o przesłanie mi danych potrzebnych do wysłania nagrody. Książka jest Twoja chłopie :D

Na pewno podobny konkursik jeszcze będzie ale na najbliższy czas mam zaplanowany nieco inny :P


  • Wiadomości: 107

  • Pochwał: 5

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #18 dnia: Wrzesień 26, 2006, 09:13:45 am »
Brawooo!! Gratulacje dla zwyciezcy!!:D

 Hussars Alliance
 United Europe Alliance

Sweetwitch 80 (Spellsinger)
ColSerrai 78 (Bishop)
Assire 76 (Necro)
Calanthe 74 (Sorc)
Dragonette 61 (TH


  • Wiadomości: 599

  • Pochwał: 6

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #19 dnia: Wrzesień 26, 2006, 09:24:40 am »
Brawo Squal, mowialm Ci? Staraj sie bys na drugi raz mi tak szybko w GC nie padl ..  :P
Gratulacje dla zwyciezcy, czekamy na twoja recenzje ksiazki otrzymanej od SHamiego.  :poklony:  :poklony:  :poklony:

pozdrawiam

kiedy nastepny konkurs??
« Ostatnia zmiana: Listopad 13, 2006, 11:28:12 am wysłana przez Meyko »

Gifs designed by Pr0nabol

"Co w tym zlego, ze niczego
Nie ukrywam, ze nie zbywam
Cie wzruszeniem ramionami
Ze nie umiem tepic za nic .."

"Cuda wykonywane od reki. Rzeczy niemozliwe z opoznieniem jednodniowym."


  • Wiadomości: 23

  • Pochwał: 1

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #20 dnia: Wrzesień 26, 2006, 11:24:46 am »
Jest mi naprawdę miło że mogłem brać udział w takim konkursie. Dziękuję wszystkim tym którzy głosowali na moja legendę. Dziękuję też tym którzy wspierali moich rywali bowiem ich opowiadania były równie dobre jak moje. Musze tez podziękować mojej mentorce Marushy, dzięki której nie było by tamtego klanu a co się  z tym wiąże także i tego opowiadania:) Legenda powstała na potrzeby naszego klanu Zakonu Feniksa i stała się jego fundamentem. Jak został zauważone opierałem się tylko i wyłącznie na „Historii Powstania Świata Aden”. Tak naprawdę nie czytuje za dużo książek (prawie wcale) pamiętałem za to trochę mitologii ze szkoły średniej i dlatego te opowiadanie przybrało taki klimat:)
Dzieje tej trylogii są dłuższe o historie mojego klanu, która obfituje także we wspaniałe wydarzenia. Te pozostawimy jako klan dla siebie:)

    „Każdy z was może być tym który dopisze kolejne karty tej legendy, każdy z was może być jej bohaterem.
Wielu już próbowało! Ja również, …  lecz zawsze siły zła, były górą…”

Może wam gdzieś się uda:) Heh.

    Jeszcze raz śle pozdrowienia dla wszystkich uczestników konkursu oraz dla całego teamu Lineage2.bo.pl dzięki którym jest możliwe poszerzanie swojej wiedzy na temat Lineage i tworzenie dodatkowej rozrywki poza grą, na forum:)

P.S W GC był to tylko przypadek 8)


  • Wiadomości: 599

  • Pochwał: 6

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #21 dnia: Wrzesień 26, 2006, 04:42:57 pm »
Taka uwaga na koniec. Proponuje na przyszlosc oglaszac konkurs z duzo wiekszym wyprzedzeniem, zas pozniej glosowanie zrobic rowniez dluzsze. Bedzie ciekawiej, mysle ze zainteresowanyhc bedzie wtedy wiecej.

Gifs designed by Pr0nabol

"Co w tym zlego, ze niczego
Nie ukrywam, ze nie zbywam
Cie wzruszeniem ramionami
Ze nie umiem tepic za nic .."

"Cuda wykonywane od reki. Rzeczy niemozliwe z opoznieniem jednodniowym."


  • Wiadomości: 17

  • Pochwał: 0

OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #22 dnia: Wrzesień 27, 2006, 08:00:56 am »
gratuleje zwycziezcy opoawiadanie jak juz pisalem pare postow wczesniej na ardzo wysokim poziomie. I dziekuje tej jeden j osobie ktora zaglosowała na moje opowiadabie i dziekuje bardzo za słowa krytyki ktore mobilizuja mnie do poracowania nad stylem moich opowiadań, z niecierpliwoscia  czekam na nastepny konkurs
"There’s always something different going wrong/The path I walk in the wrong direction/There’s always someone fucking hanging on/ Can anybody help me make things better?"
Serwer: Raidfight
Clan: Ancients


  • *******
  • Wiadomości: 2218

  • Pochwał: 20

  • JUŻ 18 LAT z lineage2.com.pl !!
    • Age Of Splendor
OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #23 dnia: Wrzesień 30, 2006, 09:18:57 am »
kiedy zostanąprzyznane nagrody za 2 i 3 miejsce ?
Lineage SINCE 2005 !

Classic club - Dion x3
NightBird -  [lvl.x]


OPOWIADANIA KONKURSOWE !!! GŁOSOWANIE !!!
« Odpowiedź #24 dnia: Wrzesień 30, 2006, 10:02:43 pm »
przylaczam sie do gratulacji dla zwyciezcy, bo zgadzam sie z werdyktem :P
tak na serio to pierwszy konkurs wypadl ladnie, siedem opowiadan to wedlug mnie duzo. mam nadzieje, ze kolejne zmagania tez beda udane :)