Przechodzimy do rozwiązania konkursu
Poniżej znajdują się opowiadania napisane przez użytkowników forum na konkurs literacki.
Każde opowiadanie posiada swój numer który odpowiada numerowi w ankiecie. Przeczytajcie wszystkie i w ankiecie zagłosujcie na to które według was jest najlepsze
Dwa opowiadania odpadły z powodu złamania postanowień i regulaminu konkursu literackiego.
Miłej lektury.
PS. JEŻELI KTOŚ ZAUWAŻY ŻE KTÓREŚ OPOWIADANIE TO PLAGIAT I MA NA TO DOWÓD TO PW DO MNIE. ALE MAM NADZIEJE ŻE TO NIE BEDZIE POTRZEBNE
OPOWIADANIE NR. 1Wstęp
- Jako pierwsze miejsce, w którym ludzka stopa dostąpiła magii po raz pierwszy, uznaje się właśnie Elfickie Ruiny, które możecie znaleźć nieopodal Obeliska Zwycięstwa. Wejście do ruin jest zablokowane, a prastarych tajemnic magii przekazanych od elfów strzeże wiele diabolicznych kreatur.
Młody wojak zwany Grath wzdrygnął się lekko. Na ustach Pain’a, jego towarzysza pojawił się szyderczy, lekceważący śmiech.
Grath był młodym człowiekiem, miał nieco brązowawe włosy, niebieskie oczy, ubrany był w lekką, błyszczącą zbroję, a w rękach trzymał miecz dwuręczny. Twarz miał delikatną, prawie w ogóle nieopaloną. Widać było kilka nacięć na twarzy. Pochodził z niewielkiego miasteczka należącego do wielkiego imperium Aden – Dion.
Pain wywodził się z rasy czarnych elfów, która niegdyś dokonała się straszej zbrodni – uśmierciła tysiące swych braci – leśnych elfów. Miał białe włosy, grzywka lekko zachodząca na prawe oko, lekceważący i pogardliwy wzrok. Był chudy, ubrany w zbroję z lekkiego materiału, a w ręku trzymał sztylet.
Gatekeeper Roxxy uśmiechnęła się, ale spotykając trochę przestraszony, ale poważny wzrok Gratha, w którym dużo było ikry – szybko odwróciła głowę, unikając jego spojrzenia.
- Celem waszej misji jest znalezienie medalionu elfów i zwoju światłości, dzięki którym uda mi się wskrzesić twojego ojca, Grath. – oznajmiła, patrząc gdzieś w przestrzeń.
- To nie będzie zbyt trudne. – odpowiedział z pogardą Pain. – Chyba nie jesteś jednym z tych, co się boją najmniejszego potworka, co Grath ?
Grath odwrócił głowę, i niezbyt zdecydowanie pokiwał głową.
- Roxxy, czy możesz nas przenieść prosto do ruin ?
- Tak. Skoncentrujcie się, a wtedy ja będę mogła was przenieść. Ok. uwaga. Raz, dwa, trzy !
Grath poczuł się tak, jakby jego pierś przebijało milion igiełek, potem nogi oderwały mu się lekko. Coś jakby go uderzyło w głowę. Widzi ciemność. Tylko jakiś biały tunel na końcu. W tle słyszy czyjś krzyk. Nie, jeszcze nie czas! …
Rozdział I
Obudził się. Nieopodal niego stał Pain, majestycznie stojąc i patrząc z pogardą na Gratha. W tle widział zawalone wejście do Ruin.
- Co jest mięczaku ? Nie myślałem, że będę miał aż tak słabego towarzysza. No cóż …
Grath energicznnie podniósł się z ziemi, na głowie czuł wielkiego guza. Ruszył w kierunku ruin, znalazł małą wyrwę w ścianie, przez którą przeszli.
W środku ruin panował chłód. Było zimno i dosyć ciemno, mimo że paliły się pochodnie. W korytarzu zauważyli parę impów bawiących się starymi, szarymi kośćmi. Impy spłoszyły się lekko, gdy bohaterowie podeszli nieco bliżej. Jedno z tych małych stworzeń trzymało coś świecącego, coś na kształt medalionu.
-To jest to, czego szukamy – oznajmił dumnie Pain. – Ruszaj pierwszy Grath, ja coś sprawdzę i zaraz do ciebie dołączę.
Pain kiwnął głową, podniósł miecz do góry i ruszył na jednego z impów. Imp uskoczył nieco do tyłu, przewracając swojego towarzysza, który widocznie był pochłonięty czymś innym. W cichym korytarzu rozniósł się dźwięk przecinanego mięsa i jeden z impów runął na ziemię zalany krwią. Drugi zaatakował z zaskoczenia. Młody ludzki wojak zrobił unik i obciął małemu stworzeniu głowę. Stworzenie upuściło medalion, po czym runęło na ziemię obok swojego towarzysza.
-Niezłe przedstawienie, Grath. Nie jesteś aż takim mięczakiem, za jakiego cię uważałem.
Ruszyli ciemnym korytarzem. Z każdym pomieszczeniem było coraz bardziej zimno. Słychać było piski szczurów, ściany były stare, niektóre pomieszczenia były zawalone i nie sposób było do nich wejść. Guz Gratha coraz bardziej dawał o sobie znać. Bolał niemiłosiernie, co dekoncentrowało młodego wojaka z Dion w czasie ciężkich walk przeciwko coraz gorszym potworom w głębi ruin. Dotarli wkońcu do pomieszczenia, które wydało im się nie tyle co dziwne, ale ciekawe. Było ono okrągłe, ściany komnaty były pozłacane, a w samym pomieszczeniu znajdowało się tylko trzy drzwi, nic więcej. Na suficie znajdowała się szczelina, przez którą wlewała się złota poświata. Pain ruszył pewnie przed siebie, otwierając pierwsze lepsze drzwi. Zrobił krok, lecz nie poczuł podłoża. Zaczął spadać w czarną przestrzeń, w ostatniej chwili chwycił ręką próg drzwi i podciągnął się. Gdy wrócił do komnaty głównej, drzwi które były otwarte – znikły. Tam gdzie padała poświata, pojawił się jeden skrawek papieru.
Grath podszedł nieco bliżej i otworzył kolejne drzwi. Pomieszczenie w którym byli zamieniło się w pokój z wielkimi wrotami. Na suficie złotymi literami pojawił się napis „Pokonaj swój największy lęk”. Kraty wielkich drzwi otworzyły się, a z nich wypełznął wielki pająk. Wydał z siebie jęk i ruszył na Gratha. Zaskoczony bohater odruchowo machnął mieczem, jednak wielki pajęczak zablokował atak jednym ze swych odnóży i wybił Grathowi miecz, powalił młodego rycerza na ziemię i stanął nad nim sycząc groźnie. Z odbytu potwora zaczęła powoli wysuwać nić pajęcza. Pająk zaczął obwiązywać nią młodego rycerza, sycząc groźnie. Grath zamknął oczy. „Tak, to już koniec” – pomyślał. Już się z tym pogodził, że zginie w ruinach. Już nigdy nie zobaczy ojca. Nie zobaczy swojej wioski. „Nie, ja nie chce zginąć, nie, nie zginę!” – pomyślał. Potwór niespodziewanie zaczął się chwiać. Z odbytu, z twarzy, nawet z odnóży tryskała mu krew, a z tylniej części zaczęły wystawać sople lodu, przebijając powłokę skórną pająka. Potwór zasyczał jeszcze groźniej i upadł na ziemię zalany krwią. Komnata wróciła do swej pierwotnej formy, a na miejscu poświaty pojawiła się drugi skrawek papieru.
- Co ty byś zrobił beze mnie, mięczaku? Byłbyś świetną przekąską dla tego pajączka. No cóż …
Po tych słowach Pain wyciągnął swój sztylet, zaczął lekko pocierać i niego palcem i uśmiechnął się z pogardą do Gratha. Podszedł do kolejnych drzwi, otworzył je. Probował przez nie przejść, ale na jego drodze pojawiła się jakaś niewidzialna ściana. Grath podszedł do drzwi i przeszedł przez nie bez żadnych problemów. Jego oczom ukazał się pokój, w którym znajdował się wielki piedestał, a na nim ostatni skrawek papieru. Podszedł bliżej, sięgnął do niego, ale ów skrawek znikł. Poczuł przenikający ból w miejscu swojego guza, a potem w plecach. Spojrzał na brzuch. Z przebitego żołądka wystawało ostrze sztyletu. „Nie! To niemożliwe, to nie prawda!” – pomyślał.
Uderzył wroga z łokcia w twarz. Oponent runął na ziemię, uderzając głową w ścianę. Wróg zaśmiał się szyderczo.
- Pain, dlaczego ? Dlaczego mnie atakujesz ?
- Jeszcze nie rozumiesz ? To ja zabiłem twojego ojca. Dzięki temu mogłem towarzyszyć ci w tej misji, żeby znaleźć zwój światłości, a dokładnej jego dwie brakujące części. Udawałem twojego przyjaciela, abyś sam mnie doprowadził tutaj za co ci dziękuję – na ustach Paina pojawił się ten sam co zwyklę szyderczy śmiech – to była świetna przykrywka. Dzięki zwojowi będzie możliwe przywołanie smoka Shillien – Antharasa. Na ziemi rozpęta się wojna i chaos. Imperium Aden upadnie, a rasa ciemnych elfów będzie rządziła całym światem.. Teraz – kiedy ci to wszystko powiedziałem, mięczaku - niestety muszę cię zabić, co zaraz uczynię.
Szybko podniósł się, podbiegł do Gratha i zaatakował go sztyletem. Grath Obronił atak mieczem i kopnął ciemnego elfa w brzuch. Pain odskoczył do tyłu, odbił się od ściany i efektywnie przeskoczył Gratha, po czym drugi raz ugodził go w plecy. Rycerz zachwiał się lekko i upadł na ziemię. Odepchnął wroga nogami, podniósł się i rzucił się do ataku. Wybił Painowi sztylet z ręki, i ugodził ciemnego elfa w brzuch, przebijając go na wylot. Elf chwycił część ostrza i zachwiał się. Na jego twarzy pojawiło się zdziwienie. Pain runął na ziemię i wyzionął ducha, a jego sztylet leżący nieopodal zamienił się w ostatni skrawek papieru.
- I kto teraz jest mięczakiem, Pain ? – powiedział dumnie Grath, po czym podbiegł do skrawka papieru i podniósł go. Połączył wszystkie trzy części papieru. Użył zwoju ucieczki, który miał przy sobie i przeteleportował się wprost do Talking Island Village.
Rodział II
Tam czekała na niego Roxxy. Miała kilka zadrapań na twarzy i pokrwawione ubranie. Nieopodal leżał martwy ojciec Gratha.
- Co się stało, Roxxy ? – zapytał Grath.
- Cieszę się, że żyjesz. To Pain mnie zaatakował, ciebie zresztą też. Uderzył cię w głowę, gdy chciałam was przenieść do ruin, a mnie pobił. Cudem udało mi się przenieść cię do ruin. Gdy dowiedział się, że już jesteś w ruinach, pędem ruszył w stronę Ruin w pogoni za tobą.
- On już nie żyje – odparł Grath. Zabiłem go, gdy zaatakował mnie w ruinach.
- Udało ci się zdobyć medalion elfów i zwój światłości ?
- Tak, proszę. – Grath podał obydwa relikty do rąk Roxxy. Założyła medalion elfów na szyję martwego ojca i zwróciła się do młodego rycerza:
- Teraz odczytam to, co jest zapisane na zwoju i ożywię twojego ojca. Satarius evadus, eelissa aegis revaldo, tratus hadevus haeria!
Z nieba zaczęła się wylewać złota poświata, taka sama jak w środku ruin. Strumien światła skierowany na martwe ciało stawał się coraz intensywniejszy. Rozległ się grzmot, a ojciec Gratha się poruszył. Wstał i zaczął się rozglądać.
- Ojcze, ojcze! – krzyknął Grath i zawisł mu na szyi
- Witaj synu! Cieszę się, że cię widzę. – odparł równie ucieszony ojciec – nie wiem czemu, ale czuję się, jakbym przespał całe dwa tygodnie.
- To długa historia ojcze, to długa historia.
OPOWIADANIE NR. 2„Gdy nadejdzie ta chwila,
krew jasnej księzniczki połączy
się z mrokiem królowej Shillen,
a chaos zawładnie całym światem...”
tako rzecze mędrzec Maraveliusz...
Noc ciemna skrzydła swe rozłożyła, wszyscy mieszkańcy Talking Island beztrosko siedzą w swoich drewnianych chatach. Daron jak co wieczór wracał późno z koszarów. Jego ojciec Edwin uważał że syn powinien wyrosnąć na mężnego wojownika, by móc bronić honoru królowej, jak i całej jego rasy.
Razem z ojcem i siostrą zasiadając do wspólnej wieczerzy modlił się...
- Radujmy się tym co mamy, albowiem nie znamy godziny gdy wszystko zostanie nam odebrane..
– wtem beztroską ciszę przerwał ogromny ryk. W mieście zapanował chaos. Wszyscy wybiegli z domów a to co zobaczyli, sprawiło że zaniemówili... W centrum wioski dostrzegli Ogromną Wyvernę na której siedział mroczny elf – przewódca całej swej rasy... Wokół niego znajdowało się kilku wojowników którzy zaczęli niszczyć całe miasteczko.
Wtem Drow przemówił:
- Przyprowadzić mi księżniczkę Arlenę! – żołnierze zaczęli przeszukiwać wszystkie domy przyprowadzając księżniczkę swemu panu. Wieśniacy płakali oraz krzyczeli a ci którzy próbowali przeszkodzić mrocznym – ginęli. Wtedy ojciec darona stanął pośrodku i krzyknął:
- Nigdy nie uda ci się zniszczyć tego co zbudowaliśmy. Nie pozwolimy ci odejść z księżniczką! – po tych słowach pozostał chwilę w koncentracji. Po czym pewnym głosem krzyknął:
- CURSE DEATH LINK !
- Słudzy Artemidosa (mrocznego elfa padli na ziemię) a sam Artemidos zmierzył wzrokiem Edwina.
- Głupcze... Inicjacja się zbliża... gdy złożę w ofierze księżniczkę Arlenę – Shilen na zawsze zapanuje nad światem. Nikt mi w tym nie przeszkodzi – po tych słowach Artemidos wyciągnął swoje Sejmitary które napawały mrokiem i śmiercią. Edwin nie mógł się nawet bronić, Drow zadał mu śmiertelny cios odlatując z księżniczką w stronę swego królestwa Goddard na swoim smoku. Daron nie mógł uwierzyć w to co zobaczył na własne oczy. Podbiegł do swego ojca płacząc
- OJCZE! Pomszczę twoją śmierć... Wyruszę w podróż i pokonam Artemidosa! – a Edwin ostatkiem sił odpowiedział synowi:
- Daronie... wiedziałem że ten dzień kiedyś nadejdzie. Udaj się do miasta „Gludio” tam w karczmie „pod krawym toporem znajdziesz mojego przyjaciela Moareina. Powiedz mu co się stało i wyrusz z nim w podróż. Musisz uratować naszą księżniczkę i pamiętaj o jednej rzeczy, ta przypowieść jest zapisana w gwiazdach.
Gdy mroczne hordy zapanują nad światem,
jedynie honor i poświęcenie rycerza może
odbudować równowagę świata...
Daron nie zastanawiając się ani chwili, wyruszył w podróż. Po 4 godzinach był już w gludio. Ruszył w stronę karczmy.
- Witam młodzieńcze. Pokoik czy może piwo korzenne ? – spytał karczmiarz.
- Dziękuję, ale szukam Moareina który jest przyjacielem mego ojca.
- Moareina mówisz. Wiedziałem że kiedyś ten dzień nadejdzie ale skoro się tu zjawiłeś musiało się stać coś strasznego. Idź do świątyni świtu – moarein będzie tam czekać. – Po chwili daron był już w światyni. Zbliżył się do maga stojącego przy ołtarzu.
- Witam, jestem...
- Wiem kim jesteś... Wiem co się stało na Talking Island. Chętnie wyruszę z tobą w podróż. Wiedz że Artemidos nie jest łatwym przeciwnikiem. To bladedancer który jest bratem mrocznej bogini SHILEN!. Pokonanie go będzie nie lada wyczynem ale razem możemy spróbować pomścić wszystkich niewinnych którzy zginęli. Wyruszajmy czym prędzej!- po tych słowach pokazał Daronowi wschodnie wyjście z miasta.
... Zmierz już się zbliżał a dwaj kompani wędrowali poprzez góry i liczne doliny przyszło
im się zmierzyć z trudnymi przeciwnikami. Pierwszym z nich był Strażnik pola egzekucyjnego między giran a dion. Moarein powiedział do towarzysza:
- Daronie wiem że trenowałeś dużo w koszarach ale pamiętaj to dopiero początek. Musisz nauczyć się jeszcze wielu rzeczy. Strażnik ten jest nieumarły więc siła woli i jedynie czystość sumienia mogą go pokonać. Żadna szkoła czarnej magii nie może go zniszczyć. Potraktuj to jako małą lekcję – po tych słowach Moarein rzucił się w wir walki rzucając na wroga grad czarów. Daron przyglądał się temu ze zdumieniem zastanawiając się jaki duży potencjał musi tkwić w jego przyjacielu. Nagle w oddali spostrzegli ogromny zamek .
- To jest właśnie Giran. Zatrzymajmy się tutaj by odpocząć. – po czym weszli do miasta. Tutaj podróżnicy z najróżniejszych stron świata spotykają się w karczmach i opowiadają sobie własne przygody. Na rynku możesz zaopatrzyć się w najpotrzebniejsze rzeczy. Kup trochę soulshotów – na pewno nam się przydadzą. Za 4 godziny ruszamy w dalszą podróż. – po czterech godzinach z pełnymi ekwipunkami ruszyli w stronę Mrocznego terytorium – OREN.
- Będziemy musieli przejść przez ogromną rzekę łącząca Mrok i światło. Lecz uważaj nie będzie to łatwe w puszczy Oren znajduje się kilka raid bossow – slugsów Artemidosa. – gdy doszli do mostu zobaczyli ogromnego Karika który przemówił:
- Tylko jeden z was może przejść przez ten most!. – karik mówił coraz pewniej
- Lecz wcześniej musicie udzielić odpowiedzi na moją zagadkę!
- Idź Daronie do jest twoje przeznaczenie ja zostanę tutaj modląc się o twój sukces. – powiedział MoArEiN
- Mam nadzieję że czegoś się odemnie nauczyłeś , a teraz weź te oto buffy przydadzą ci się w walce Weź także tą figurkę – użyj jej do przyzwania pantery w chwili krytycznej. – po tych słowach rzucił na kompana buffy.
- Dziękuję , wiedz że pomszczę wszystkich którzy zginęli. Kariku jestem gotowy by odpowiedzieć na twą zagadkę! – karik zaczął śpiew:
Gdy nadejdzie ta chwila wspaniała
Kiedy jasność zapanuje nad ciemnością
Nadejdzie nowa era doskonała
A świat na zawsze pawać będzie radością
lecz by dokonać tej wielkiej rzeczy
Potrzebna jest moc najwyższa
Siła, moc ,śmierć, poświęcenie
powiedz która z nich jest tobie najbliższa ?
- POŚWIĘCENIE! – krzyknął Daron
- Powiadasz poświęcenie... hmm a jednak jesteś „NIM” – pomyślał karik po czym przepuścił rycerza. Daron wędrował dalej przed nim stała ogromna, ciemna puszcza OREN. Nagle z krzaków wyskoczył skrytobójca, rzucając się na Darona. Ten jednak tarczą zablokował jego zabójczy Deadly Blow.
- [to abyss walker, shield stun powinien zadziałać! ] – pomyślał . Walka była ogromnie zacięta lecz Daron uporał się z przeciwnikiem. Idąc dalej natrafił na Szefa lizardmanów.
- Moarein ostrzegał mnie o tych mobach, nie będzie łatwo ale nie mogę się poddać ! – Daron po każdej walce zyskiwał doświadczenia i siły, jednak otrzymał wiele poważnych ran które musiał wyleczyć potionem i bandażem. Walka ta nie była już taka łatwa jak te poprzednie, i nie trwała krótko – jednak po finalnym ciosie Daron zobaczył coś na ziemi. Był to piękny miecz A-gradowy.
- To kryształowy miecz (A) ! na pewno bardzo mi się przyda w walce z Artemidosem – powiedział patrząc na swój zniszczony miecz (D).
- Goddard już blisko , wyczuwam tutaj śmierć i ból. Muszę odpocząć przed wielkim pojedynkiem. – po 4 godzinach odpoczynku Daron mógł ruszyć w stronę goddard gdzie znajdowała się forteca złego Blade Dancera. Goddard było już blisko a Daron mimo tego że był zmęczony podróżą nie poddawał się a jedynie rósł w siłę poprzez determinację i szał bitewny... Z oddali dostrzegli go słudzy złego Artemidosa ogłaszając alarm. Artemidos jednak nie przejął się tym i nakazał żołnierzom by wpuścili rycerza do zamku. Po chwili Daron stał przed złym Wojownikiem który porwał księżniczkę z wioski.
- Znów się spotykamy. Czyżbyś przyszedł pomścić swego ojca ? Głupcze zginiesz tak jak on, zrozumiesz że nie warto pomagać innym. Chcesz może wcześniej zobaczyć księżniczkę Arlenę ? Już dzisiaj w połowie nocy zacznie się inicjacja po czym moja siostra na zawsze zawładnie całym królestwem Aden! – Daron spojrzał na wielki mosiężny zegar
- Zostały mi tylko 3 godziny. – pomyślał.
- Chętnie zrobię z tobą to co z twoim tatusiem – nekromantą. Ale wcześniej muszę ci pokazać co czeka twoją księżniczkę. – po tych słowach straż zaprowadziła darona do wielkiej sali w której znajdowały się 2 stoły które były ołtarzem. Na ołtarzu znajdował się wielki pentagram z napisem
„Gdy nadejdzie ta chwila,
krew jasnej księzniczki połączy
się z mrokiem królowej Shillen,
a chaos zawładnie całym światem...”
- Na jednym ze stołów leżała Córka mroku SHILLEN a na drugim królowa blasku ARLENA. Daron nie wytrzymując złapał za miecz i biegnąc w stronę Shillen krzyknał:
- Córka mroku - SHILLEN musi umrzeć !
- Jednak blokując jego cios, Artemidos zaczął się śmiać mówiąc:
- Nie tak szybko rycerzyku. Nie myślałeś chyba że będzie to takie proste ? Najpierw musisz zmierzyć się ze mną. – w sali powstała niewielka arena utworzona z kręgu żołnierzy Artemidosa, a w środku niej mieli walczyć Daron i Artemidos.
- Teraz pokarz na co cię stać żołnierzyku. – po czym oboje rzucili się w wir walki. Daron złapał za figurkę którą otrzymał od MoArEiNA, przywołując swą przyjaciółkę panterę. wiedział że walczy nie tylko o uwolnienie księżniczki, lecz także o własne życie. Że nie może się poddać, że nie może przegrać. Musi wygrać za wszelką cenę. Jednak przeciwnik nie był taki jak ci poprzedni. Przeciwnik to w końcu mroczny przywódca całej rasy. Shield stun Darona na niego nie działał. Walka trwała już ponad godzinę. Była zacięta a oboje z przeciwników nie dawało za wygraną.
- Jest zmęczony... Nie mogę zawieść ojca... Muszę go pokonać
- Nigdy ci się to nie uda – powiedział Artemidos szyderczo się uśmiechając. – walka trwała dalej.
- Zostało mi niewiele czasu jeszcze tylko 30minut. Muszę wymyślić coś za wszelką cenę albo na zawsze mrok zapanuje w królestwie Aden. – Czas mijał nieodwracalnie a walka trwała nadal. Artemidos widząc że walka jest ciężka postanowił obniżyć morale przeciwnika. Wymierzył Drain Health w stronę księżniczki mówiąc:
Teraz patrz co stanie się z twoją przyjaciółką! Ty będziesz następny! - w tym momencie Daron zaczął sobie przypominać słowa ojca „ jedynie honor i poświęcenie rycerza może
odbudować równowagę świata”
- Honor i poświecenie – pomyślał – teraz już rozumiem. O tym samym mówił karik:
„ Lecz by dokonać tej wielkiej rzeczy Potrzebna jest moc najwyższa, Siła, moc ,śmierć, poświęcenie..”
Tak teraz zaczynam rozumieć! Jedynie tak mogę pokonać zło – widząc że Artemidos próbuje zabić księżniczkę nie zastanawiał się ani chwili i rzucił się w stronę ołtarza zasłaniając czar Blade Dancera własną piersią. – po czym padł na ziemię. Lecz chaos i mrok przerwało światło. Moc zaklęcia poświęcenia była tak wielka że pokonała całe zło. Artemidos wraz z siostrą shillen zginęli. Daron konając z wyczerpania zobaczył w dali postać swego ojca, który do niego przemówił
- Jestem z ciebie dumny synu. Poznałeś moc poświęcenia. Honorowo ratując życie Arleny zasłoniłeś ją własnym ciałem. Jesteś wielkim wojownikiem, a wszyscy będą ci wdzięczni za uratowanie ich od Artemidosa. - Do darona podbiegła pantera liżąc jego rany. Daron nie mógł uwierzyć własnym oczom. Rany te powoli znikały, a ból ustępował.
- Czy to już koniec - spytała Arlena
- Tak musimy wracać do naszej wioski. Zło już nigdy nie będzie nas nękać. – Po tych słowach wrócili do swojej wioski. Wszyscy mieszkańcy wyszli z domów wiwatując na cześć rycerza który uwolnił ich od zła oraz uwolnił ich królową.
- WIWAT NA CZEŚĆ DARONA! – krzyczeli. Wieczorem wyprawili wielką ucztę dla swego wybawiciela i jego nowej żony z którą od tej pory na zawsze razem rządzili Całym krajem...