Pewnego dnia budzisz się w swoim łóżku i widzisz świat tak jakby... czyściej. Zdziwiony idziesz do lustra. Okazuje się, że twoje ręce, oczy i całe ciało niczym feniks z popiołów odrodziło się na nowo - masz nowe oczy, skórę, wnętrzności i tak dalej. Jednakże po głębszych oględzinach stwierdzasz, że... prześwitujesz. Przez twoją klatę widzisz szafę za tobą. Wracasz do pokoju i już na progu zatrzymujesz się, zaszokowany. Coś leży na twoim łóżku! Powoli podchodzisz... Okazuje się, że to twoje własne ciało. Chcąc sprawdzić, czy oddychasz, próbujesz przewrócić "się" na plecy - jednakże bez skutku, twoja ręka przeszła przez ramię ciała na wylot. Nagle czujesz, że ktoś stoi w pobliżu. Rozglądasz się. Na końcu korytarza wiodącego do twojego pokoju widzisz, że zmaterializowała się tam jakaś dziwna, klęcząca postać w bardzo długich, czarnych szatach i kapturze zasłaniającym twarz. Ów postać powoli powstała z klęczków. Zauważasz, że u jej pasa wisi pochwa miecza, a gdy ta osoba wyciągnęła rękę - kaptur wciąż zasłaniał twarz - znikąd pojawiła się długa, srebrna kosa. Postać złapała ją w dwie ręce i ruszyła powoli w twoim kierunku. Gdy była jakieś dwa metry przed tobą, zatrzymała się i uniosła głowę, odsłaniając twarz młodego człowieka, z... dziwnymi, czarnymi oczami (chociaż postać ta miała białka w oczach, tęczówki były całkiem czarne, a na ich brzegach widać było krwistoczerwony poblask). Przyglądasz się ów twarzy dokładniej... i odkrywasz, że przed tobą stoi Soulern. ^^ Słyszysz też jakiś bardzo ciężki głos, niby tysiąc zatrzaskiwanych trumien, dochodzący wprost do twojej głowy bez używania uszu.
CZY BYŁEŚ GRZECZNY...?
Zapadła ciemność.
Poproszę nową komórkę i proszę się trochę wysilić, bez używania bossów mafijnych i szejków Arabii Saudyjskiej na dwa zdania.