To na pierwszy ogień zaprezentuję mój stary rysunek. Mam bardzo dużo, nowszych i lepszych ale ... nie mam scanerka obecnie
No i troszkę moich wierszy ( piszę troszke, bo nie wiem ile zamieszczę xD )
xxx
Idź stąd, odejdź
Z Twych ust usłyszałem.
Otarłem łzy i jeszcze raz
Spojrzałem w Twoje myśli.
Twe oczy, twe kryształowe łzy
Spływały po mej dłoni,
Przytulonej do Twych ust,
Wskazując drogę do nicości.
Ciii ! Nie mów nic więcej.
Wiatr poderwał Twe włosy, które
Owinęły nas i złączyły razem
Znów, jak ciepły szal.
Nie odgarniaj ich, proszę. Nie !
Nie ma nadziei, oddaleni od siebie o
Jeden krok do zapomnienia.
Pochwyciłaś włosy i spięłaś -
Za głową
- Zobaczyłem cień, postać,
Uśmiechniętą twarz obcego mężczyzny,
Innego niż ja, a zarazem tak podobnego.
W oczach ten sam blask, ten sam
Co złączył nas, a cóż teraz począć
Zostać samemu i w proch się obrócić,
Co dał czas, co odebrał,
Nikt kto człowiekiem tego nie wróci.
Padam na kolana, między mymi palcami
Uciekasz, jak woda się przelewasz.
Upadłaś na wieki do zapomnienia
Tak jak ja,
Żegnaj
Słońce
A macie, do kogoś powiedział.
Krzyczał bezgłośnie przez chwilę,
Na wiatr, na żywioł.
Słowem swym,
Magicznym słowem i zamilkł.
Otworzył oczy i wpatrzony
Rozglądał się za zrozumieniem.
Czarne nocy niebo nad sobą otworzył,
Cudny blask, ten blask
Spłynął po nim jak łza po policzku.
Ziemia spowiła się mgłą.
I wskazał palcem na ludzi,
Tych gapiów - O tych!
I nic nie poczuł.
Patrzyłem z oddali na te cuda,
Niczym spadające gwiazdy, krople deszczu,
Które
Znikając za horyzontem rozbłyskiwały
Blaskiem milionów Słońc.
Noc stała się dniem,
Ptaki poderwały się do lotu,
Chmury zmieniły swój bieg,
Chcąc uciec w moją stronę.
I drzewa ożyły, unisły się szeptając
Słonce zczerniało
By umrzeć i stracić oparcie w ziemi
I upaść bezdźwięcznie, bez znaczenia.
Nic już nie było takie samo,
Nic już takie nie było.
Wszystko odeszło, a Świat
Pogrążył się w żywym ogniu,
Który błądził po ludzkich twarzach.
Usłyszałem tylko krzyk moich myśli
I białe światło ogarnęło i mój świat.
Świat prawieków
Wojna, świat u kresu swych dni
Z odmetów zapomnienia
Wyłaniają się oni, czarne sny.
Grzmot ich oddechów napawa
Trwogą, lecz w nas niezwykła siła,
Która naszą tarcz, opoką,
Domem i schronieniem za razem.
Wstałem, więc idę,
Jak niewolnik, za jego rozkazem.
Ruszyli, nasze dzielne serca
Kruszą się z wrażenia.
Kto nie wierzy w siebie,
Ostrza zazna,śmierci tchnienia.
Na skraju świata,
Przy bramach Hadesowych,
Czeka On przy Styksie
Na rząd dusz straconych.
Cios za ciosem przeszywa wciąż
Głodne demony
Kierowane mglistą mocą,
Chcą Boskiej korony.
Siedem nocy, siedem dni.
Atak odparty już.
Po wielkich armiach pozostał tylko kurz,
Krew na rękach i na palach głowy.
Nowy świat, czas wybrać się na kolejne łowy
Ech życie
Ech, życie, gdzie się we mnie tlisz,
Zachowuję instynkty jak zdjęcia, fotograficzny klisz.
Patrzę w przypadkowe oczy, oczy ludzi, tam Ciebie nie ma,
Powiedz mi proszę, kto poezji naturę Twą zna?
Jak to jest, ginąc by na nowo narodzić się ?
Jak to jest, kochać, by po chwili stracić Cię ?
Błąkam się gdzieś pośrodku, bezwładny jak żywy trup.
Gdzie koniec spotkam, gdzie przygotowałeś dla mnie grób ?
Ech, życie, tyś tak nieuchwytne jak księżyc w stawie,
Kocham Cię boś piękne i tajemnicze, tylko tyle potrafie.
Nie proś mnie o obietnicę, nie proś mnie o przysługę,
Już jestem Twoim niewolnikiem, już zrobiłeś ze mnie sługę.
I trzymasz tak mocno by nie upuścić - na razie
Dajesz i odbierasz, jak zegar - o czasie.
Więc spokojnie idę Twoimi świętymi ścieżkami,
Czuję chłodny wiatr, ciepłe słońce, gnam razem z ptakami.
By choć w ten cudny poranek wolnym być.
By odnaleść odpowiedź, by o Tobie śnić.
Ech, życie
Łza
Łza na policzku Twe imię pisze,
Spływa powoli, przerywa ciszę.
Myślami uciekam gdzieś jakby stąd,
Uciekam tak szybko, choć biegnę pod prąd.
I idę wieczorem samotnie tak,
Chcę poczuć sie sobą, być wolny jak ptak.
Me serce i dusza buntują wciąż się,
Z policzka łza kapie szukająć gdzieś Cię,
Szukając Twych ust i Twego ciała.
Wiara w nadzieję mi pozostała.
Więc wierzę i idę, cóż zrobić mogę.
Młoda noc, czas wstać i wybrać się w drogę.
Samotny jak księżyc na nocnym niebie,
Jak jedna jest miłość, tak ja kocham Ciebie
Ćpunka
Spójrz w oczy me i przez chwilę pomyśl,
Co zrobiłaś źle - domyśl się.
Wciąż za sobą mosty palisz.
Zawiedziona, życiem się nie chwalisz.
Nic od innych nie dostałaś,
Strach w oczach, wciąż się bałaś.
Kolejna dawka, kolejny skręt wypalony,
Łza na policzku, taniec urojony.
Pusty dom, jej pokój też, pomocy.
Sama błąka się po lesie w nocy.
Piąty element życia zna,
Wie jak jest, bo sama ćpa.
Całe swe młode życie straciła,
O niekim nigdy choć chwilę nie śniła
I chciała poczuć jaka jest ta druga strona,
Żyletka w ręku, w samotności kona
no to tyle, chyba ...