(Sorka, że post za postem, ale nikt tu nic nie pisze, więc nie miałem wyboru...)
Napisałem opowiadanie na podanie o konto na RH. Daje najpierw tu żeby plamy nie było.
6.Co takiego Twoja postać wniesie na serwer, żebyśmy uznali, że warto Ci przyznać konto? Zawrzyj swoją koncepcję postaci.
7.Siedzisz w karczmie i zamierzasz opowiedzieć historię o niezwykłym wydarzeniu, którego byłeś świadkiem lub uczestnikiem. Napisz jak przedstawisz swoją opowieść drugiej postaci [zwróć szczególną uwagę na emocję. Emocje umieść pomiędzy <>
ad6.Jeszcze nie wiem kim będę chciał grać, ale napewno jakimś zabójcą. W życiu jestem grzecznym chłopczykiem więc chociaż w grze mogę się wyżyć! Będę zabijał wszystkie wasze Redemptory i Hominisy (no chyba że sam będę grał człowiekiem, to wtedy tylko Redemptory). Trzy "Z" - Zajść, Zabić, Zarobić - to będzie moje motto. Jak wpuścicie mnie na serwer to lepiej częsciej oglądajcie się za siebie
ad7.Zabójca nie opowiada historii, zabójca w ogóle dużo nie mówi. Zabójca (paradoksalnie) zabija. ..no ale coś czuję, że to nie przejdzie, więc:
<podziwia bogatą kolekcje eksponatów na ścianach i stropie karczmy. To jakiś stary zardzewiały rapier, to rogi Taurina, to jakaś przedziwnia szabla, która nadal była ubrudzona z krwi choć pewnie wisi pod sufitem nie od dziś, to wyjątkowo duża skóra bazyliszka, gdy nagle..> "Na brodę mojej matki! Czyż to nie.. Taak.. To napewno ten sam topór, który uratował mi życie 2 lata temu. Pamiętam to jak dziś..
Kolejny zwykły, zimowy poranek. Nic nie zwiastowało, że to właśnie tego dnia otworzy się przed nami nowy rozdział w naszym szarym życiu. Jak codzień rano, wraz z drużyną wyruszyliśmy do kopalni w celu wydobycia mithrilu. Była straszna zamieć, która potęgowała się wraz z wysokością, wspinało się co raz ciężej, ale nawet i to nas nie przestraszyło i teraz żałuję, że nie zawróciliśmy. Wkońcu ku naszym oczom ukazała się ściana lodu, w ktorej zwykliśmy ujrzeć jaskinie - wejście do kopalni, ale wtedy żadnej jaskini nie było, wszędzie było biało. Zabłądziliśmy? "Nic bardziej mylnego!" - krzyknął jeden krasnolud z naszej drużyny - "Przysypało wejście, jedyne co musimy to tylko..." i uderzył kilofem w błyszczącą się białą, twardą jak głaz zaspę, dokładnie w miejscu gdzie była wnęka prowadzącą w głąb kopalni. Sądziłem, że to nie najlepszy pomysł, lecz ku mojemu zdziwieniu, po kilku uderzeniach kilofem, lód dał za wygraną i wszyscy wszedliśmy do środka. Pomyślałem: "Co za dzień!" niewiedząc, że to dopiero początek. Mijaliśmy jak zwykle kolejne korytarze ciemnej kopalni śledząc nasze cienie, które rzucało na ziemie światło naszych pochodni. Gdy dochodziliśmy do miejsca gdzie powinien znajdować się koniec korytarza i zwykło rozpoczynać się złoże białego minerału zobaczyliśmy, że korytarz wcale się tam nie kończy, tylko ciągnie się jeszcze dalej, dużo dalej. Ktoś powiedział: "Oho, widzę że poprzednia drużyna kopaczy nieźle się uwinę..." - i urwał na widok złowieszczo porozrzucanych kilofów. Przedłużenie tunelu, które napotkaliśmy było jakieś inne, jakby nie wykopane krasnoludzią ręką. Na ścianach było widać ślady jakby... zębów, albo raczej olbrzymich szczęk... Z sercem w gardle, przeczuwając najgorsze, spojrzałem po podłodze. Wszędzie leżały porozrzucane, dobrze widoczne w migocącym świetle rzucanym przez biały mithril torby i narzędzia. Na kurzu ktoś jakby w pośpiechu nabazgrolił "Ze złotych liści ogórek" Co to oznacza!? Co tu się wydarzyło!? Rozglądałem się dalej po ziemi szukając jakichkolwiek wskazówek, tropu, odpowiedzi na to co tutaj zaszło, gdy nagle dotarło do mnie, że na podłodze jest jeden cień za dużo. Stanąłem jak wryty. Kątem oka podążałem wzdłuż głowy cienia (na szczęście ten cień nie miał żadnych szczęk) aż do nóg i... Przed moimi oczyma ukazał się silnej budowy krasnolud, jeden z wiejskich kopaczy. W ręku trzymał nie inny topór niż ten, który wisi ci teraz nad czaszką. Odetchnąłem z ulgą. "Witaj, co tu się..." - zacząłem, gdy on przyłożył palec do ust szepcąc: "Cisza, nie ruszajcie się, bo nas znajdą". - "Kto nas znajdzie?" - i jakby w odpowiedzi na moje pytanie, z tunelu wyskoczył z strasznym skrzekiem wielki podobny do szczura potwór. Biegł na dwóch łapach prosto w moją stronę. Na plecach kołysała mu się skrzynka, a na głowie wyposażonej w wielkie szczęki miał zielony kapelusik. "Ogórek!" - pomyślałem. Zanim zdążyłem zrobić jakikolwiek unik, bestia rzuciła się na mnie, wywracając mnie na plecy. Już widziałem z bliska ostre kły, które zaraz miały wtopić się w moją szyję. Zamknąłem oczy. Myślałem, że to już koniec. "Możesz otworzyć oczy" - powiedział nieznajomy krasnolud trzymając zakrwawiony topór w ręce i zrzucając zwłoki bestii bez głowy z mojego brzucha. Rozglądnąłem się roztrzęsiony. Bo mojej prawej uśmiechała się do mnie szyderczo właśnie obcięta głowa bestii. Przez moment wydawało mi się, że wciąż się porusza, być może ze strachu. Spojrzałem przez lewe ramie i moim oczom znów ukazał się tajemniczy bełkot "Ze złotych liści ogórek". Naglę coś mnie tknęło. Przyjrzałem się bliżej... "Zezłościliśmy górę" [no wiem, że banał ale co ;p dobra trzeba to chyba kończyć powoli..] Wstanowszy na nogi i wykręciwszy swoją brodę z krwi potwora spytałem: "Co to u licha było?" - "Ko-ko-koboldy" - wyjąkał najstarszy z drużyny - "Legenda głosi, że te ponure kreatury od wieków żyją w górach kopiąc tunele i każdego, który naruszy ich pracę dosięgnie zemsta. Co my narobliśmy.." - westchnął. Na te słowa zapadło milczenie. Przeszywająca wszystkich, niepokojąca cisza, słychać tylko było trzaskanie płomieni pochodni, gdy znowu usłyszeliśmy przeraźliwy skrzek, o wiele głośniejszy, niż przed chwilą. Wiedziałem, że z ciemnośći tunelu nie wyskoczy już jeden kobold. Biegła ku nam cała horda olbrzymich szczurów. Ziemia zaczęła się trzęść - byli co raz bliżej... "W nogi!" - ktoś krzyknął. Coś mi mówiło żeby wziąć skrzynke z pleców pozbawionego już głowy Kobolda. Szybko porwałem ją w biegu, wepchnąłem do niej swój kilof i rzuciłem się do ucieczki. Mimo, że z dodatkowym obciążeniem biegło mi się dużo gorzej, to wiedziałem, że ów skrzynka jeszcze mi się przyda. Biegłem ile sił w nogach nie oglądając się za siebie. Ziemia co raz bardziej się trzęsła. Widziałem jak kilku krasnali z przodu przygniotły obsuwające sie z sklepienia głazy. Nieznajomy krasnal z toporem zatrzymał się by im pomóc. Uskoczyłem nad nimi. Jaskinia co raz bardziej zaczęła się walić. Obróciłem się. Ów krasnolud z toporem i reszta drużyny była już uwięziona pod gruzem kamieni. Biegłem dalej już samotnie ku wyjściu z kopalni. Straszy skrzek stłumiony był gdzieś w oddali, mimo to nie zatrzymywałem się. Wyjście z tunelu znów było zasypane. Gdy przewierciłem się na zewnątrz, wichura była jeszcze bardziej zajadliwa niż przed wejściem. Nie było szans żebym trafił do wioski. Znów usłyszałem przeszywający skrzek. Nie było czasu na zastanawianie. Spojrzałem na skrzynke, którą cały czas trzymałem w ręku. Nagle przeszyła mnie szalona myśl i jakby nie w pełni świadom tego co robię, wskoczyłem do skrzynki i zacząłem zjezdżać w nieznane. Potem pamiętam tylko wielką przepaść i... kiedy otworzyłem oczy, szedłem już lasem jakieś 4 wierzchowce stąd. Przeżyłem tylko ja i....<spojrzał na wiszący przy suficie topór>Ech.. nawet nie wiem jak miał na imię.." <wstał i podszedł do lady>
-Skąd masz ten topór?
-Przyniósł go jakiś krasnal o imieniu Garald
-Jak to, przecież ja się nazywam Garald....
-Razem z tą skrzynką <tu karczmarz wyciągnął starą skrzynkę z pod lady>
- :O
Hmmm... hmmm... KOBOLDY?! Stary, nie pomyliłeś czasem gry?
K, to opowiadanie, szczerze mówiąc, ma za mało dialogów. Chodzi mi o to, aby te dialogi były jakoś tak... bardziejsze... Te, które wymyśliłeś, są nieco mętne... I jeszcze przyczepię się do jednego: zakończenia... którego nie ma. Mógłbyś to jakoś... khm, "podchwycić", zapakować w pudełko i wysłać na lotnisko - czytaj: dokończyć. Coś powinno być jeszcze, czegoś brakuje... Gdyby zakończenie opowiadania porównać do korka w pełnej butelce, to, zanim potrząśniesz(wyślesz do sprawdzenia "specom" z serwera), zakręć porządnie... ^^